Patrzą dzisiaj w jedno miejsce. Na co liczy Zachód, czego oczekuje Kreml

Źródło:
New York Times
Głosowanie w Turcji zakończone, teraz oczekiwanie na wyniki
Głosowanie w Turcji zakończone, teraz oczekiwanie na wyniki TVN24
wideo 2/2
Głosowanie w Turcji zakończone, teraz oczekiwanie na wyniki TVN24

Niedzielne wybory prezydenckie w Turcji są uważnie obserwowane w zachodnich stolicach, kwaterze głównej NATO, a także na Kremlu. Ich wynik może przesądzić nie tylko o przyszłości kraju będącego regionalnym mocarstwem, ale również o roli, jaką będzie on odgrywać na globalnej szachownicy.

Wyścig o prezydenturę rozgrywa się de facto między dwoma głównymi kandydatami – obecnym konserwatywnym liderem państwa Recepem Tayyipem Erdoganem, który na przestrzeni lat całkowicie zdominował turecką politykę oraz przywódcą centrolewicowej Republikańskiej Partii Ludowej Kemalem Kilicdaroglu, którego wspiera większość opozycji.

Jeśli wierzyć wyborczym prognozom, Erdogan ma powody do obaw. Sondaże dają bowiem kilkuprocentową przewagę jego rywalowi. Różnica jest nieznaczna, a więc wszystko może się wydarzyć.

Zachodni przywódcy i gospodarz Kremla trzymają kciuki za swoich faworytów, bo wynik wyborów w Turcji rykoszetem odbije się także na nich.

Na co liczy Zachód?

Choć zachodni liderzy oficjalnie nie popierają żadnego z kandydatów, by uniknąć oskarżeń o ingerowanie w wewnętrzne sprawy Turcji, jest tajemnicą poliszynela, że przywódcy europejscy, nie wspominając o administracji Joe Bidena, byliby zachwyceni, gdyby Erdogan wybory przegrał – pisze "New York Times".

- Wszyscy chcemy łatwiejszej Turcji – oświadczył w piątek były premier Szwecji Carl Bildt.

Ankara to strategicznie ważny członek Sojuszu Północnoatlantyckiego - turecka armia, licząca pół miliona żołnierzy, jest drugą w NATO, a dziewiątą na świecie pod względem wielkości. Ten kluczowy członek sojuszu pod rządami Erdogana stał się jednak kłopotliwym partnerem dla Zachodu. Unia Europejska porzuciła już raczej ideę tureckiego członkostwa, która od lat była obecna w debacie na temat przyszłości bloku.

Erdogan pogłębił irytację wśród swoich zachodnich sojuszników, gdy postanowił blokować starania Szwecji o członkostwo w NATO. Turecki przywódca postawił warunek dla zmiany swojego stanowiska, żądając, by władze w Sztokholmie wydały Ankarze dziesiątki kurdyjskich uchodźców, którzy uciekli z Turcji do Szwecji, zwłaszcza członków Partii Pracujących Kurdystanu, którą zarówno Ankara, jak i Waszyngton uznają za organizację terrorystyczną.

NATO liczy, że ​​zmiana przywództwa w Turcji zakończy impas w sprawie zatwierdzenia członkostwa Szwecji w sojuszu, najlepiej przed lipcowym szczytem w Wilnie na Litwie - pisze "New York Times"

Dziennik zauważa, że w oczach Unii Europejskiej Turcja pod rządami Erdogana oddaliła się od europejskich wartości i norm, takich jak rządy prawa czy wolność prasy. Irytacja postawą Erdogana – jego pociągiem do autorytaryzmu, związkami z Władimirem Putinem oraz sporem z NATO - jest także mocno widoczna w Waszyngtonie. Do tego stopnia, że część członków Kongresu sugerowała nawet wyrzucenie Turcji z Sojuszu Północnoatlantyckiego – scenariusz mało prawdopodobny, ale dobrze obrazujący nastroje panujące w amerykańskiej polityce.

To, jak napięta jest obecnie sytuacja na linii administracja Bidena-obecny rząd Turcji pokazuje także dyplomatyczny zgrzyt, do którego doszło w zeszłym miesiącu. Spotkanie ambasadora USA w Ankarze Jeffa Flake’a z liderem tureckiej opozycji Kilicdaroglu wywołało gniew Erdogana, który oświadczył, że więcej nie spotka się z amerykańskim dyplomatą. - Musimy dać Stanom Zjednoczonym lekcję w tych wyborach – oświadczył wówczas prezydent Turcji.

"Przywódcy europejscy, choć po cichu kibicują porażce Erdogana, są coraz bardziej zaniepokojeni potencjalnym zamieszaniem powyborczym, zwłaszcza jeśli Erdogan przegra niewielką różnicą głosów lub wybory przejdą do drugiej tury" – pisze "New York Times".

- To wybory przełomowe – ocenił w rozmowie z dziennikiem były premier Szwecji Carl Bildt. Jego zdaniem stawką jest w nich demokratyczna przyszłość Turcji.

Na co liczy Rosja?

Wybory w Turcji uważnie śledzi także Moskwa. Pod rządami Erdogana oba państwa zacieśniły relacje. Turcja stała się kluczowym partnerem handlowym Rosji, często odgrywając także rolę dyplomatycznego pośrednika w międzynarodowych sporach, w które wmieszane były rosyjskie interesy – zauważa "NYT". Dodaje, że stosunki z Ankarą nabrały dla Kremla jeszcze większego znaczenia po rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

"Przez 20 lat sprawowania władzy Erdogan przyjmował w polityce zagranicznej postawę niezaangażowaną, co często frustrowało jego rzekomych zachodnich sojuszników i zapewniało Moskwie mile widziane otwarcie dyplomatyczne" – pisze nowojorski dziennik. Co – jak dodaje – jest dla Kremla szczególnie korzystne w obliczu trwającej wojny w Ukrainie.

Erdogan odmówił nałożenia sankcji na Moskwę po inwazji rosyjskich wojsk na Ukrainę. Swoją postawą przyczynił się do podkopania wysiłków demokratycznego świata zmierzających do izolacji Rosji i prób odcięcia reżimu Putina od źródeł finansowania, pozwalających mu na kontynuowanie krwawej i bezprawnej wojny.  

Recep Tayyip Erdogan w rozmowie z Władimirem PutinemMurat Kula/Anadolu Agency via Getty Images

"New York Times" zauważa jednocześnie, że pogrążona w kryzysie turecka gospodarka w ostatnim czasie mocno skorzystała na przecenionej rosyjskiej ropie, co działało korzystnie na szanse Erdogana w walce o trzecią z rzędu pięcioletniej kadencję na stanowisku prezydenta.  

Podczas gdy Stany Zjednoczone, Unia Europejska oraz – choć w mniejszym stopniu - NATO mogą zyskać na zwycięstwie opozycji, dla Putina odsunięcie Erdogana od władzy będzie niewątpliwie porażką – ocenia "NYT". Dziennik wskazuje, że lider AKP nie tylko odmówił przyłączenia się do zachodnich sankcji przeciwko Rosji i zapewnił Moskwie rynek zbytu dla rosyjskiej ropy oraz gazu, ale za jego sprawą Turcja stała się dla Rosji źródłem bardzo potrzebnego importu i swego rodzaju łącznikiem między izolowanym państwem Putina a światową gospodarką.

Kremlowi na rękę jest także konfrontacyjna i nacjonalistyczna retoryka Erdogana, którą reżim Putina wykorzystuje do tworzenia podziałów w ramach NATO.

Amerykański dziennik zwraca uwagę, że Turcja skorzystała na wojnie w Ukrainie nie tylko tańszą energią z Rosji, ale także rosyjskimi inwestycjami oraz dochodami z rosyjskiej turystyki, które znacznie wzrosły od początku konfliktu. Co więcej, Rosja buduje w Turcji pierwszą elektrownię jądrową.

Putina i Erdogana łączy także "autorytarna passa i konfrontacyjna retoryka wobec Zachodu" – zauważa "New York Times". Dodaje jednak, że partnerstwo obu przywódców "od zawsze opierało się raczej na wzajemnym interesie niż na ideologicznym podobieństwie", a oba kraje rywalizują ze sobą o wpływy na Bliskim Wschodzie i Kaukazie. Co więcej, oba wspierają różne frakcje w konfliktach zbrojnych w Syrii oraz Libii.

Mimo poprawnych relacji z Putinem Erdogan nie tylko odmówił udzielenia Rosji poparcia w wojnie z Ukrainą, ale także zezwolił na sprzedaż Ukrainie tureckich dronów wojskowych, czym bardzo rozgniewał Moskwe – przypomina nowojorski dziennik.

Rywal Erdogana, Kilicdaroglu zapowiadał w kampanii wyborczej, że zamierza utrzymać więzi gospodarcze z Rosją. Nie wiadomo jednak, jaką strategię przyjmie wobec konfliktu trwającego w Ukrainie.

Autorka/Autor:momo/kg

Źródło: New York Times