Dlaczego "Niemcy mają dość" Olafa Scholza

Źródło:
Berliner Morgenpost, Deutsche Welle, PAP, tvn24.pl
Olaf Scholz (SPD) i Friedrich Merz (CDU) na ostatnim posiedzeniu Bundestagu przed wyborami 23 lutego
Olaf Scholz (SPD) i Friedrich Merz (CDU) na ostatnim posiedzeniu Bundestagu przed wyborami 23 lutegoReuters
wideo 2/4
Olaf Scholz (SPD) i Friedrich Merz (CDU) na ostatnim posiedzeniu Bundestagu przed wyborami 23 lutegoReuters

Olaf Scholz walczy o utrzymanie się na stanowisku kanclerza. Przed trzema laty polityk z ramienia Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) zastąpił w tej roli Angelę Merkel, przerywając tym samym 16-letnie rządy chadecji. Po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku, gdy jego partia nie zdobyła nawet 15 procent, na kanclerza spadła fala krytyki. Prasa pisała wówczas, że "Niemcy mają dość Olafa Scholza" i że "teraz prawie nie ma znaczenia, czego żąda lub co obiecuje". Upadek jego rządu potwierdził złą passę polityka. Z jakimi obietnicami idzie do tych wyborów?

Scholz należy do najbardziej doświadczonych niemieckich polityków. Stanowisko kanclerza sprawował przez trzy lata. W grudniu 2021 roku zastąpił Angelę Merkel. Niemożność dojścia do porozumienia z koalicjantami w sprawie finansowania deficytu budżetowego sprawiła jednak, że pod koniec zeszłego roku jego rząd upadł. Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier rozwiązał wtedy Bundestag i rozpisał przedterminowe wybory parlamentarne. Na datę wybrano 23 lutego.

Sondaż przeprowadzony w przedwyborczym tygodniu wskazuje na poparcie dla SPD rzędu 16 procent. Oznacza to trzecie miejsce po bloku partii chadeckich CDU/CSU, na który chce głosować ok. 30 procent ankietowanych i prawicowo-populistycznej Alternatywy dla Niemiec - AfD (ok. 20 procent). Sam Olaf Scholz, jako kandydat socjaldemokratów na kanclerza, przegrywa w rankingach popularności nie tylko z liderem opozycyjnego CDU/CSU Friedrichem Merzem, lecz także niekiedy ze współprzewodniczącym Zielonych Robertem Habeckiem. Plasuje się za to przed Alice Weidel z AfD, kandydatami Lewicy oraz Christianem Lindnerem z liberalnej Wolnej Partii Demokratycznej (FDP).

Jeszcze w trakcie kampanii Scholz jako najważniejsze wskazywał kwestie pokoju i bezpieczeństwa, dobrych płac, pewnych emerytur, ochrony miejsc pracy i wzmocnienia gospodarki. Zapowiadał podniesienie płacy minimalnej z 12 do 15 euro za godzinę, obniżenie podatków dla 95 proc. obywateli Niemiec oraz działania ograniczające wzrost czynszów i opłat za ogrzewanie. Wyrażał też wsparcie dla Ukrainy, jednocześnie podkreślając, że nie dopuści do wciągnięcia Niemiec w wojnę.

Olaf ScholzPAP/EPA/FILIP SINGER

Olaf Scholz – kim jest prywatnie?

Olaf Scholz urodził się 14 czerwca 1958 roku w Osnabruck, średniej wielkości mieście w północno-zachodnich Niemczech. Zarówno jego matka, jak i ojciec pracowali w przemyśle tekstylnym. Jako dziecko przeprowadził się z rodziną do Hamburga. Tak skończył szkołę średnią i zdobył wykształcenie wyższe. Studiował prawo na Uniwersytecie Hamburskim. Przed wstąpieniem w świat polityki robił karierę jako adwokat specjalizujący się w prawie pracy.

Od 1988 roku jest żonaty z Brittą Ernst, polityczką z Hamburga. - To miłość mojego życia, niezmienna od dawna. Urzędy przychodzą i odchodzą, miłość pozostaje - powiedział o swojej małżonce w rozmowie z tygodnikiem "Bunte". Na co dzień para mieszka w Poczdamie. W wolnych chwilach polityk lubi czytać literaturę faktu, biegać i pływać. Jest pierwszym kanclerzem w historii Niemiec, który zadeklarował bezwyznaniowość.

Olaf ScholzFILIP SINGER PAP/EPA.

Kariera Olafa Scholza

Do polityki Scholz wkroczył jeszcze jako nastolatek. W 1975 roku, w wieku zaledwie 17 lat, zapisał się do SPD. Przez lata działał w młodzieżówce partii. Podzielał za młodu niektóre postulaty marksizmu. Był krytykiem USA i przeciwnikiem NATO. Już jako doświadczony człowiek, w 1998 roku, trafił do Bundestagu. Dostał się do niego z ramienia SPD. Zasiadał tam do 2001 roku, a później także i w latach 2002-2011. Na początku milenium został wybrany do zarządu federalnego swojej partii. W latach 2002-2004 pełnił funkcję jej sekretarza generalnego. Ze względu na lakoniczny i pozbawiony emocji styl komunikowania się z opinią publiczną dorobił się wówczas przydomka "Scholzomat".

Po wyborach parlamentarnych w 2005 roku Scholz został szefem klubu parlamentarnego SPD. Funkcję tę sprawował do listopada 2007 roku, kiedy to uzyskał nominację na stanowisko ministra pracy i spraw społecznych w rządzie Angeli Merkel. Po porażce wyborczej w 2009 roku, kiedy SPD uzyskała nieco ponad 23 procent, Scholz przejął obowiązki szefa partii w Hamburgu. Niedługo potem przestał być ministrem.

W 2011 roku został wybrany na burmistrza Hamburga. Urząd ten sprawował aż do 2018 roku. Wtedy też został wicekanclerzem oraz ministrem finansów w czwartym rządzie Merkel. Rok później nieskutecznie ubiegał się o funkcję szefa SPD. Dwa lata później ogłoszono jego nominację na stanowisko kanclerza. W grudniu 2021 roku Bundestag opowiedział się za jego nominacją.

Początek jego kadencji przypadł jeszcze na pandemię koronawirusa. Niemcy zmagały się wówczas także z kryzysem energetycznym. Po niecałych trzech miesiącach od zaprzysiężenia Scholza doszło do wybuchu wojny w Ukrainie. Kanclerz zapewnił wówczas o planach zmiany niemieckiej polityki zagranicznej. Zadeklarował też wsparcie dla Kijowa, którego udzielał później przez resztę kadencji. Po ataku Hamasu na Izrael potępił wszelkie akty terroryzmu i wsparł stronę izraelską.  

Olaf ScholzFilip Singer/PAP/EPA

Niemiecka prasa: Niemcy mają dość Olafa Scholza

Po porażce SPD w wyborach do europarlamentu w czerwcu 2024 roku niemiecka prasa pisała, że - jak podsumował wówczas portal Deutsche Welle - "Niemcy mają dość Olafa Scholza". „Der Spiegel" komentował, że choć w kampanii wyborczej Scholz zrobił kilka rzeczy, które mogły się podobać, na przykład zażądał płacy minimalnej w wysokości 15 euro za godzinę, miał słowo "pokój" na plakatach wyborczych SPD i opowiedział się za deportacją poważnych przestępców do Afganistanu i Syrii, nie przełożyło się to na poparcie dla jego partii. "Są to stanowiska, które zazwyczaj mogą dać absolutną większość. Chyba że ktoś nazywa się Olaf Scholz" - pisał dziennik. "Prawdopodobnie (Scholz) mógłby obiecać Niemcom pięć dodatkowych dni wolnych od pracy i zniesienie podatku VAT na piwo w puszkach, ale nie przyniosłoby to nic dobrego ani jemu, ani SPD. Obywatele mają już dość tego kanclerza" - stwierdzono.

Tabloid "Bild" pytał z kolei, czy kanclerz z SPD "w ogóle widzi, co się w Niemczech dzieje". SPD pod wodzą Scholza Niemcy zarzucali, że "nie rządzi skutecznie", a dawni zwolennicy partii odchodzą do AfD. Przywołując wyniki sondażu wskazano, że znaczny odsetek wyborców socjaldemokratów martwi się wzrostem przestępczości i wpływami islamu w Niemczech oraz napływem obcych. "Jeśli SPD się nie obudzi, Niemcy czeka niemiłe przebudzenie w nadchodzących wyborach parlamentarnych" - przewidywał "Bild". SPD zamiast być "bastionem przeciwko prawicy", stało się bowiem w opinii dziennika "akceleratorem dla AfD". 

Autorka/Autor:jdw//az

Źródło: Berliner Morgenpost, Deutsche Welle, PAP, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/FILIP SINGER