Premier Aleksandar Vuczić, nazywany czasami politycznym kameleonem, jest faworytem niedzielnych wyborów prezydenckich w Serbii. Wygrana scementuje jego pozycję najważniejszego polityka w regionie, mimo oskarżeń o autorytaryzm ze strony opozycji.
Vuczić ma szansę na zwycięstwo już w pierwszej turze. Drugą turę, która miałaby się odbyć, gdyby żaden z kandydatów nie zdobył ponad połowy głosów, wyznaczono na 16 kwietnia, kiedy przypada prawosławna Wielkanoc.
Lider sondaży
Sondaże wskazują, że poparcie dla 47-letniego Vuczicia, który od 2014 r. jest szefem rządu, nie spadło w ostatnim czasie mimo środków oszczędnościowych wprowadzanych przez niego, by ożywić gospodarkę. Trudne reformy i cięcia przyczyniły się do poprawy sytuacji gospodarczej kraju i obniżenia bezrobocia w zamieszkanej przez 7,1 mln ludzi Serbii. Mimo tych sukcesów poziom życia w kraju jest zaliczany do najniższego na Bałkanach. Vuczić kandyduje z ramienia konserwatywnej Serbskiej Partii Postępowej (SNS), na której czele stoi od pięciu lat. Popierają go też inne ugrupowania, m.in. socjaliści. Przekonują, że dzięki wyborowi Vuczicia uda się uniknąć podziałów, które mogłyby się pojawić, gdyby prezydent i szef rządu byli członkami różnych partii. Twierdzą, że dzięki temu utrzymany zostanie kurs reform z ostatnich lat. Vuczić przedstawia swoje starania o prezydenturę jako poświęcenie dla dobra kraju i jego stabilności. W Serbii rzeczywistą władzę sprawuje bowiem rząd, a prerogatywy prezydenta są niewielkie. Urząd ten łączy się jednak ze sporym prestiżem. Szef Ośrodka na rzecz wolnych wyborów i demokracji (CeSID) Bojan Klaczar uważa, że jeśli Vuczić zwycięży, to nadal będzie dominował w serbskiej polityce. - Jako prezydent i przewodniczący SNS utrzyma kontrolę nad życiem politycznym w Serbii - tłumaczy ekspert. Jego zdaniem Vuczić nie zrezygnuje z szefowania SNS, gdyż dzięki temu będzie mógł kontrolować także parlament. Jeśli Vuczić zwycięży, zastąpi swego bliskiego sojusznika Tomislava Nikolicia, wraz z którym w 2008 r. założył SNS po oficjalnym zerwaniu ze skrajnie nacjonalistyczną przeszłością i zwrocie ku Unii Europejskiej. Polityk, który w czasach wojen na Bałkanach miał zakaz wjazdu na teren UE, teraz negocjuje przystąpienie swego kraju do Wspólnoty. Rozmowy rozpoczęły się w 2015 r. i Belgrad liczy, że zakończą się do 2020 r.
Polityczny kameleon
Vuczić w czasie kampanii zapewniał, że aby się rozwijać, jego kraj potrzebuje stabilności i opowiadał się za zacieśnianiem współpracy z pozostałymi państwami Bałkanów, gdzie po wojnie z lat 90. nadal utrzymują się napięcia. - Chcemy patrzeć w przyszłość - mówił, chociaż w regionie nieufność wzbudza jego skrajnie nacjonalistyczna postawa z przeszłości. Media czasami nazywają Vuczicia politycznym kameleonem. W 1995 r., jako deputowany Serbskiej Partii Radykalnej (SRS) Vojislava Szeszelja, groził, że w przypadku międzynarodowej interwencji w Bośni i Hercegowinie "za każdego Serba, którego zabiją, my zabijemy stu Muzułmanów". Gdy w 1998 r., podczas wojny w Kosowie, był ministrem informacji w koalicyjnym rządzie z socjalistami Slobodana Miloszevicia, podpisał przepisy, które nakładały astronomiczne kary na media krytykujące władze. Do 2008 r. otwarcie bronił byłych przywódców Serbów bośniackich gen. Ratko Mladicia i Radovana Karadżicia, którego w marcu 2016 r. haski trybunał skazał na 40 lat więzienia za ludobójstwo w Srebrenicy. Zaczął się zmieniać wraz z założeniem w 2008 r. SNS, która powstała w wyniku rozłamu u radykałów - jej politycy złagodzili dyskurs, zwrócili się ku Unii i zaczęli apelować o pojednanie na Bałkanach. Vuczić zerwał z przeszłością, powtarzał, że ten etap był błędem, którego żałuje. W 2010 r. oznajmił, że czuje wstyd z powodu wydarzeń w Srebrenicy, gdzie Serbowie w 1995 r. wymordowali ponad 8 tysięcy muzułmańskich mężczyzn i chłopców. Według mediów Vuczić wykorzystuje drzemiące w nim sprzeczności, by przemawiać zarówno do prounijnych Serbów, jak i radykalnych nacjonalistów, przedstawicieli UE oraz przywódców Rosji.
Liczne zarzuty opozycji
Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, to właśnie z Rosją, tradycyjną sojuszniczką Serbii, premier utrzymuje dobre stosunki. Belgrad nie nałożył sankcji na władze w Moskwie, chociaż Unia domagała się tego od krajów kandydujących. Przeciwnicy polityczni zarzucają Vucziciowi populizm, oskarżają go o autorytaryzm oraz próbę przejęcia całej władzy w kraju. - Jeśli wygra wybory, Serbia będzie zmierzać w kierunku scenariusza północnokoreańskiego - stwierdził były prezydent Boris Tadić wywodzący się z Partii Demokratycznej. Powodem tej oceny była czwartkowa akcja sztabu premiera, w ramach której na pierwszych stronach siedmiu najważniejszych dzienników w kraju zamiast nagłówków i tekstów zamieszczono ogłoszenia wyborcze Vuczicia z czerwono-niebieskim logo i jego inicjałami. Wywołało to pytania o uczciwość niedzielnego głosowania. Tadić oświadczył, że akcja "ujawniła rzeczywisty stan demokracji za rządów Vuczicia". Na oskarżenia o autorytaryzm i kontrolowanie mediów Vuczić odpowiada, że "niektóre z nich otrzymują miliony euro z zagranicy" i że "żaden ambasador nie będzie rządził Serbią".
Rywale
Wśród 10 rywali Vuczicia do najpoważniejszych należą były minister spraw zagranicznych Vuk Jeremić i dotychczasowy rzecznik praw obywatelskich Sasza Janković. Obaj są centrystami i startują jako kandydaci niezależni. Podzielonej opozycji nie udało się porozumieć w sprawie wystawienia wspólnego kandydata w niedzielnych wyborach. Według Klaczara wybory mogą przyczynić się do pozytywnych zmian wśród opozycji zorientowanej na UE, jeśli jeden z tych dwóch kandydatów osiągnie satysfakcjonujący wynik. Nie wskazują na to jednak sondaże. Badanie CeSID daje 53 proc. głosów Vucziciowi, 14 proc. Jankoviciowi i 12 proc. Jeremiciowi. Jednocześnie portal Balkan Insight zastrzega, że należy ostrożnie podchodzić do sondaży, wskazujących na zwycięstwo Vuczicia już w pierwszej turze. Portal kwestionuje sposób przeprowadzania ankiet i sugeruje, że odpowiedzi są nagrywane, w związku z czym ankietowani deklarują, że poprą obecnego premiera, chociaż w rzeczywistości nie zamierzają tego robić. O najwyższy urząd w państwie powalczy też Vojislav Szeszelj, który rok temu został uniewinniony od zarzutów zbrodni wojennych przez trybunał ONZ w Hadze. W 1991 r., gdy rozpoczęła się wojna w Chorwacji, twierdził, że chorwackim nacjonalistom trzeba "wyłupiać oczy zardzewiałą łyżką". Szeszelj może zdobyć ok. 10 proc. głosów. Jego SRS, która w 2016 r. po latach nieobecności znowu znalazła się w parlamencie, sprzeciwia się wejściu Serbii do Unii i chce zacieśniać więzi z Rosją. Na podobne poparcie może liczyć działacz polityczny i komik Luka Maksimović, którego satyryczna wizja problemów kraju trafia do młodych ludzi.
Kontrowersje
Według Balkan Insight kampanii wyborczej od początku towarzyszyły nieprawidłowości. Po pierwsze większość członków komisji wyborczej (RIK) należy do partii, które popierają Vuczicia, co jest niezgodne z prawem. Portal krytykuje też decyzję RIK, że głosy oddane w Kosowie zostaną przewiezione do Serbii i tam przeliczone, co grozi fałszerstwami. Inną sporną kwestią jest to, że w rejestrze wyborców wpisano więcej osób niż logicznie powinno tam figurować. Obawy na temat "bezbłędności rejestru wyborców" oraz tego, że lista nie jest publicznie dostępna, na początku lutego wyraziła w swoim raporcie Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Balkan Insight krytykuje też decyzję organu regulacyjnego ds. mediów elektronicznych (REM), który ogłosił, że nie będzie monitorował relacjonowania kampanii przez media, chociaż przepisy wymagają, by to robił. W swoim raporcie OBWE zauważyło, że chociaż partie potwierdziły, iż mogą swobodnie prowadzić kampanię, to wiele osób wyrażało obawy na temat presji, która najpewniej będzie wywierana na wyborców, głównie urzędników, "nieprawidłowego wykorzystywania środków administracyjnych, nadużyć urzędu i kupowania głosów". Według Balkan Insight niektórzy kandydaci twierdzą, że urzędnicy przekazali im, iż są szantażowani i jeśli chcą zachować stanowiska, to muszą zagłosować na Vuczicia. Vuczić przypomina, że za jego rządów podreperowano rachunki publiczne, a w 2016 r. odnotowano wzrost gospodarczy w wysokości 2,8 proc. PKB. Mimo to średni dochód wynosi w Serbii ok. 350 euro i należy do najniższych w Europie, a bezrobocie nadal przekracza 15 proc. i dotyka głównie młodych.
Autor: ToL/tr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sns.org.rs