Wstępne wyniki wyborów parlamentarnych w Tajlandii wskazują na zwycięstwo liberalnej opozycji nad rządzącymi konserwatystami. Według wyliczeń agencji Reuters, opozycyjne partie Kao Klai (Ruszaj Naprzód) i Pheu Thai (Partia Tajów) miały zdobyć ponad trzykrotnie więcej mandatów niż Palang Pracharat.
Po przeliczeniu 99, jak zaznaczyła agencja, procent głosów zdecydowanie prowadzi opozycyjna partia Kao Klai (Ruszaj Naprzód). Szacuje się, że jej kandydaci prowadzą w 114 okręgach wyborczych. Pheu Thai (Partia Tajów), będąca również partią opozycyjną, wygrywa w 112 okręgach. Natomiast partia urzędującego prezydenta, Prayutha Chan-ocha, byłego szefa armii, który po raz pierwszy doszedł do władzy w wyniku zamachu stanu w 2014 roku, zwycięża w zaledwie 25 okręgach.
Podczas niedzielnych wyborów frekwencja była rekordowa i przekroczyła 75 proc. Zdaniem agencji AFP przyczyniła się do tego postawa młodszego pokolenia, niechętnego kierunkowi obranemu przez konserwatywny i rojalistyczny rząd, który przejął władzę w 2014 roku w wyniku zamachu stanu.
"Będę przeciw partiom popieranym przez armię i dyktaturę"
- Jestem Pita Limjaroenrat, przyszły premier Tajlandii - przedstawił się dziennikarzom 43-letni przywódca MF podczas poniedziałkowej konferencji prasowej. - Jesteśmy gotowi do utworzenia rządu - powiedział.
Komentatorzy określają zwycięstwo liberalnej, popieranej przez młodych ludzi partii Kao Klai jako sensację. 43-letni przywódca Kao Klai, Pita Limjaroenrat, zapowiedział, że będzie dążył do stworzenia rządu i pełnienia funkcji premiera, ale nie wyrzeknie się wyznawanych wartości. - Będę przeciw partiom popieranym przez armię i dyktaturę - powiedział dziennikarzom.
Jak twierdzi portal gazety The Bangkok Post, dwie zwycięskie partie opozycyjne osiągnęły wystarczające poparcie, by sformować nowy rząd.
Nie jest to jednak pewne, bowiem - jak zauważają komentatorzy - rządzący konserwatyści z partii Palang Pracharath przeforsowali skomplikowany system wyborczy faworyzujący kandydatów popieranych przez armię. Dodatkowo wybór premiera musi dokonać się łącznie przez mającą 500 członków Izbę Reprezentantów oraz Senat, którego 250 członków nominowała władza po wojskowym zamachu stanu.
Opozycja - zauważa agencja AFP - będzie potrzebowała aż 376 mandatów, by zrównoważyć wpływy 250 mianowanych przez wojsko senatorów.
Lider opozycyjnej partii Kao Klai przekazał w poniedziałek, że zaprosił pięć innych partii opozycyjnych, w tym Pheu Thai, do utworzenia sojuszu i że jest gotowy do objęcia funkcji premiera. Koalicja ma dysponować 309 miejscami w 500-osobowej Izbie Reprezentantów. Ostrzegł, że próby przeciwstawienia się rezultatom wyborów będą wiązały się z "wysoką ceną" - poinformowała w poniedziałek agencja Reutera.
Limjaroenrat zapowiedział walkę o złagodzenie prawa o "obrazie majestatu", które przewiduje wieloletnie więzienie za obrazę władcy i które, jak twierdzą krytycy ustępującego rządu, było wykorzystywane do celów politycznych. Jest też zwolennikiem likwidacji obowiązkowego poboru do wojska. AFP podkreśla, że grozi to zaostrzeniem tarć z elitą wojskowo-rojalistyczną, która zachowuje wpływy w instytucjach państwowych.
Teraz potrzebne kompromisy i współpraca
Aby objąć rządy - przewiduje agencja Reutera - partie opozycyjne będą musiały zawierać kompromisy i nawiązywać współpracę także z nominatami junty w Senacie.
- Rezultaty wyborów są łatwe do przewidzenia, ale tworzenie rządu jest nieprzewidywalne - skomentował cytowany przez "The Guardian" Siripan Nogsuan Sawasdee, politolog z uniwersytetu Chulalongkorn.
- Tajlandzcy wyborcy wyraźnie poparli poważną zmianę rządu po prawie dekadzie władzy wojskowych - oceniła Susannah Patton z australijskiego think tanku Lowy Institute - Jednak bardzo dobry wynik partii Kao Klai utrudni proces budowania koalicji, który teraz nastąpi, ponieważ znaczna część jej programu, jak reforma prawa dotyczącego "obrazy majestatu", jest nie do przyjęcia dla sił konserwatywnych, dominujących w tajlandzkim senacie - dodała.
- Wola ludu prawdopodobnie zostanie ponownie zlekceważona. Po prostu nie widzę, by Senat respektował wolę ludu. Został powołany po to, by robić jedną rzecz, utrzymywać konserwatywno-rojalistyczną kontrolę nad polityką - stwierdził Zachary Abuza z amerykańskiego National War College.
Źródło: Reuters, PAP, tvn24.pl