Ponad 90 członków nowego Parlamentu Europejskiego nie należy do żadnej z obecnych w nim ugruntowanych frakcji. Część to deputowani niezrzeszeni, część znajdzie się w Brukseli po raz pierwszy. Wśród jednych i drugich nie brak radykałów zarówno z prawicy, jak i lewicy. Rodzi się pytanie, jakie znaczenie na forum europejskim będą miały te nieprzewidywalne siły. Prof. Anna Pacześniak, politolożka i europeistka, widzi w tym pewne zagrożenia, ale także ogromne możliwości. Sprawdziliśmy, kim są niezrzeszeni i nowi eurodeputowani.
- 91 z 720 członków nowego Parlamentu Europejskiego to osoby niezrzeszone w żadnej z frakcji lub takie, które dostały się do PE po raz pierwszy i nie przynależą do żadnej z obecnych tam grup politycznych.
- 60 z tych osób reprezentują poglądy prawicowe (w tym skrajnie prawicowe), a 20 lewicowe (w tym również skrajnie lewicowe). Pozostałe 11 osób - choćby popularnego na Cyprze tiktokera, który uzyskał mandat - trudno przyporządkować światopoglądowo do jednej z tych dwóch kategorii.
- Politolożka prof. Anna Pacześniak wskazuje, że ta grupa niezrzeszonych i nowych polityków w Parlamencie Europejskim stanowi pewne wyzwanie dla izby, ale też stwarza szanse dla głównych frakcji.
Z prognozy podziału mandatów w PE opublikowanej na stronie europarlamentu wynika, że w grupie niezrzeszonych znalazło się 45 polityków. W grupie opisanej jako "inni" - obejmującej nowo wybranych europosłów nieprzynależących do żadnej z grup politycznych ustępującego PE - jest 46 osób.
Łącznie to 91 członków nowego Parlamentu Europejskiego, których opcje koalicyjne są niepewne. Mówi się o możliwości ich dołączenia do istniejących już frakcji, stworzenia nowych lub pozostania niezrzeszonymi. Ich decyzje mają znaczenie, ponieważ to ponad 1/8 całej izby, która liczy 720 deputowanych.
Trudno na razie te przyszłe decyzje przewidzieć, ale analizując postulaty partii, których kandydaci znaleźli się w tych dwóch grupach, można określić, jakie poglądy są im bliższe i jaki front będą reprezentować.
Eurodeputowani niezrzeszeni
Grupę eurodeputowanych niezrzeszonych tworzą osoby z sześciu krajów:
- Grecja (2 osoby),
- Hiszpania (1 osoba),
- Niemcy (17 osób),
- Słowacja (7 osób),
- Węgry (10 osób),
- Włochy (8 osób).
Kim są ci europosłowie?
Najliczniej grupę tę zasilają niemieccy politycy. 15 osób to członkowie Alternatywy dla Niemiec (AfD) - skrajnie prawicowej partii, o poglądach eurosceptycznych i antyimigranckich. W maju tego roku została wykluczona z frakcji Tożsamość i Demokracja (ID) funkcjonującej w Parlamencie Europejskim.
Szef frakcji Marco Zanni uzasadnił wniosek o wykluczenie "serią incydentów" z udziałem czołowego polityka i eurodeputowanego tej partii Maximiliana Kraha. Przekonywał, że "incydenty te zaszkodziły spójności i reputacji grupy". Krah był mocno krytykowany za swoje słowa o tym, że nie wszyscy członkowie SS byli zbrodniarzami wojennymi. Ponadto europoseł ten znalazł się w centrum medialnej uwagi za sprawą swojego asystenta. Ten został zatrzymany przez niemiecką policję w związku z podejrzeniem o szpiegostwo na rzecz Chin.
Dwie osoby z Niemiec są członkami Partii (pełna nazwa to Partia na rzecz Pracy, Praworządności, Ochrony Zwierząt, Promocji Elit i Inicjatyw Oddolnej Demokracji, z niem. Die Partei). Ugrupowanie to jest satyryczną partią polityczną z antyestablishmentowym programem.
W przypadku Węgier wszyscy niezrzeszeni to członkowie koalicji Fidesz-KDPN. Znaleźli się w tej grupie po tym, jak odeszli z Europejskiej Partii Ludowej w marcu 2021 roku. Fidesz, który stanowi trzon koalicji, to prawicowa (choć też można spotkać się z opiniami określającymi ją jako centroprawicową), narodowa, konserwatywna i umiarkowanie eurosceptyczna partia pod wodzą premiera Viktora Orbana.
Wśród niezrzeszonych jest też ośmioro europosłów włoskiego Ruchu Pięciu Gwiazd (Movimento 5 Stelle, M5S). To populistyczna i eurosceptyczna formacja o charakterze lewicowym, na czele której stoi były szef włoskiego rządu Giuseppe Conte. Głosi też postulaty ekologiczne i antysystemowe.
Do grupy weszło też pięciu polityków słowackiej partii premiera Roberta Ficy o nazwie Smer (Kierunek). O Smerze mówi się, że to polityczny pogrobowiec formacji postkomunistycznej, odwołujący się do spuścizny minionego systemu. Samemu Ficy opozycja zarzuca prorosyjskość i wyłamywanie się z europejskiego bloku wspierającego Ukrainę. Powrót Ficy do władzy wzbudził obawy o to, że Słowacja oddali się od Unii Europejskiej. Premier opowiada się za polityką "suwerenistyczną" i antyimigrancką, a także surową wobec organizacji pozarządowych i społeczności LGBT.
Chociaż Smer postrzegany jest jako populistyczna lewica narodowa, to - jak pisze agencja AP - formacja i jej przywódca porównywani są do węgierskiego Fideszu i stojącego na jego czele Viktora Orbana.
Wśród niezrzeszonych jest też dwóch deputowanych słowackiej, skrajnie prawicowej, reprezentującej narodowo-konserwatywne poglądy Republiki.
W Grecji to dwie osoby z Komunistycznej Partii Grecji (KKE). Kompartia istnieje od 1918 roku. Dziś to lewicowe ugrupowanie o profilu eurosceptycznym i antyunijnym.
Jeśli chodzi o Hiszpanię, miejsce w grupie niezrzeszonych eurodeputowanych zajęła jedna osoba z Junts (Razem dla Katalonii). Partia ta określana jest najczęściej jako centroprawicowa, ale niekiedy również jako prawicowa.
Z powyższego zestawienia wynika, że 28 osób z czterech różnych partii (AfD, Fidesz, Republika, Junts) można określić jako przedstawicieli prawicy. 15 osób z trzech partii można określić jako reprezentantów lewej strony sceny politycznej (M5S, Smer, KKE). Pozostają jeszcze dwie osoby z satyrycznej niemieckiej Partii.
Nowo wybrani europarlamentarzyści
Jeszcze liczniejszą grupę niż niezrzeszeni stanowią eurodeputowani z partii, które do tej pory nie miały swojej reprezentacji w PE - przypomnijmy, że to 46 osób (niezrzeszonych jest 45). Zasiliły ją osoby z krajów takich jak:
- Bułgaria (4 osoby),
- Cypr (1 osoba),
- Czechy (3 osoby),
- Dania (1 osoba),
- Grecja (3 osoby),
- Hiszpania (3 osoby),
- Holandia (2 osoby),
- Irlandia (4 osoby),
- Litwa (1 osoba),
- Łotwa (1 osoba),
- Niemcy (7 osób),
- Polska (6 osób),
- Rumunia (7 osób),
- Słowacja (1 osoba),
- Węgry (1 osoba),
- Włochy (1 osoba).
W Bułgarii trzy mandaty przypadły prorosyjskiej partii Odrodzenie (Vazrazhdane). Jest ona skrajnie prawicowa i ultranacjonalistyczna. Określa się ją również jako antyunijną, antynatowską, antyamerykańską, antyszczepionkową i posługującą się retoryką anty-LGBT. Partia utrzymuje bliskie stosunki z Alternatywą dla Niemiec, a jej przewodniczący uczestniczył w lipcu 2023 roku w kongresie AfD.
Jeden mandat w PE otrzymała bułgarska partia Jest Taki Lud (ITN, Ima takav narod). Jest stosunkowo nowa - została założona na początku 2020 roku. Reprezentuje poglądy o charakterze centrowym, antyestablishmentowym i proeuropejskim.
Mandat zdobył także Fidias Panayiotou z Cypru. To 24-letni influencer, tiktoker. Fidias, prowadzący popularne kanały na YouTube i TikToku, zasłynął m.in. z akcji, której celem było przytulenie Elona Muska. Komentując swój wynik, influencer oznajmił: "Osiągnęliśmy cud". Zaznaczył, że jego jedyną bronią były media społecznościowe i ocenił, że może być to początek "nowego typu demokracji". To postać antyestablishmentowa, która tak naprawdę nie głosi konkretnych politycznych postulatów.
Czechy mają trzy osoby w grupie "inni". Dwie z pozaparlamentarnej, antysystemowej koalicji Przysięga i Zmotoryzowani (Přísaha a Motoristé), która powstała specjalnie na europejskie wybory. Tworzą ja dwie partie: Przysięga (Přísaha) oraz Zmotoryzowani (Motoristé). Pierwsza charakteryzuje się populistycznymi poglądami. Druga skupia się na interesach jednej grupy - kierowców. Jeden z czołowych kandydatów tej koalicji - Filip Turek - znajduje się w centrum śledztwa wszczętego przez czeską policję w związku z rzymskimi salutami, jakie miał wykonywać, i eksponowaniem nazistowskich symboli.
Jedna osoba pochodzi z koalicji Wystarczy! (Stačilo!) Ta określa się jako lewicowa i patriotyczna, jednak wielu zarzuca jej, że to tylko zasłona, by ukryć komunistyczne poglądy, a jednocześnie chęć przyciągnięcia elektoratu skrajnej prawicy. Mówi się, że jest ona antysystemowa i eurosceptyczna. Jej liderka Kateřina Konečná za priorytet uznaje zniesienie Europejskiego Zielonego Ładu. Jest też za zaprzestaniem dostaw broni na Ukrainę i wzywa do wyrównania wynagrodzeń w całej Unii Europejskiej. Wystarczy! popiera także zniesienie unijnych sankcji wobec Rosji i Białorusi oraz zakup rosyjskiego gazu ziemnego przez kraje członkowskie.
Trzy nowe mandaty przypadły Hiszpanii. Przynależą do skrajnie prawicowej partii Koniec imprezy (SALF, Se Acabó la Fiesta), na której czele stoi osobowość internetowa i agitator polityczny Alvise Pérez. Ten polityczny outsider mógł wystartować w wyborach dzięki mobilizacji setek tysięcy swoich obserwujących w mediach społecznościowych. Przez lata budował ogromną wirtualną społeczność dzięki swoim kontrowersyjnym filmikom, w których m.in. potępia rzekomą korupcję polityków oraz - w jego ocenie - instytucjonalną i moralną erozję Hiszpanii i Europy.
Z Węgier w grupie nowych eurodeputowanych znalazła się jedna osoba z Ruchu Naszej Ojczyzny (Mi Hazánk). To silnie eurosceptyczna, skrajnie prawicowa formacja o charakterze narodowo-konserwatywnym, głosząca hasła antyimigracyjne i antykomunistyczne.
Włochy obsadzają jedno miejsce w tej grupie. Dostał je członek Sojuszu Zielonych i Lewicy (Alleanza Verdi e Sinistra).
Niemcy wprowadzają do PE sześć nowych osób z Sojuszu Sahry Wagenknecht – dla Rozsądku i Sprawiedliwości (BSW, Bündnis Sahra Wagenknecht - Für Vernunft und Gerechtigkeit) i jedną z Partii Postępu (PdF, Partei des Fortschritts).
Pierwsze z ugrupowań opisywane jest na wiele sposobów. Określa się je jako populistyczne, ekonomicznie socjalistyczne, konserwatywne społecznie, a nawet prorosyjskie. Założycielka sojuszu utrzymuje, że formacja zdecydowanie nie jest prawicowa, a bardziej lewicowa w sensie postulatów społecznych. Stanowisko partii zakłada jednak ograniczenie migracji, ugrupowanie sprzeciwia się zielonej polityce i opowiada się za zaprzestaniem wysyłania pomocy wojskowej na Ukrainę, a jest raczej za wynegocjowaniem porozumienia z Rosją.
Partia Postępu twierdzi, że jest antysystemową alternatywą, ale eksperci postrzegają ją jako lewicowo-liberalną.
Dwa mandaty ma proeuropejska, postępowa partia Volt z Holandii.
W ławach PE w tej grupie zasiądzie ze strony Rumunii pięciu posłów z Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów (AUR, Alianța pentru Unirea Românilor) oraz dwóch z SOS Rumunia (SOS România).
Sojusz na rzecz Jedności Rumunów to ugrupowanie antyeuropejskie, antyemigranckie, negujące istnienie pandemii COVID-19, konserwatywne w kwestiach obyczajowych i popierające wolność gospodarczą. Cechuje je skrajny nacjonalizm, odwołujący się do faszystowskiego ruchu w Rumunii podczas II wojny światowej.
SOS Rumunia to powstała jesienią 2021 r. skrajnie prawicowa, populistyczna i eurosceptyczna partia. Zaskarbiła sobie również opinię radykalnej. Jest nacjonalistyczna, społecznie konserwatywna i żąda od Kijowa zwrotu terytoriów zaanektowanych przez Związek Radziecki w 1940 r., które dziś stanowią część Ukrainy.
W grupie "inni" pojawia się też jedna osoba ze słowackiej partii Głos – Socjalna Demokracja (Hlas – sociálna demokracia) o charakterze socjaldemokratycznym.
Jedna nowa osoba z Litwy to członek Związku Narodu i Sprawiedliwości (LCP Tautos ir Teisingumo Sąjunga). Ten ma profil centrowy, nacjonalistyczny i eurosceptyczny.
Podobnie w przypadku Danii. Z tego kraju trafi do PE jedna osoba z Duńskich Demokratów, którzy są prawicowo-populistyczni i narodowo-konserwatywni.
Łotwa ma w tych szeregach jednego reprezentanta z formacji Łotwa na pierwszym miejscu (LPV, Latvija pirmajā vietā). To centroprawicowa partia populistyczna o profilu konserwatywnym.
Grecja wywalczyła trzy nowe mandaty. Po jednym dla Kursu Wolności (PE/ Plefsi Eleftherias) - reprezentującego lewicowy populizm i eurosceptycznego; Demokratycznego Ruchu Patriotycznego "Niki" (Dimokratikó Patriotikó Kínima "Níki") - skrajnie prawicowego i narodowo-konserwatywnego; Głosu Logiki (Foni Logikis) - skrajnie prawicowej i narodowej partii konserwatywnej.
Z Polski trafi do europarlamentu sześciu europosłów Konfederacji. To formacja prawicowo-populistyczna i eurosceptyczna. Konfederacja próbuje tworzyć wizerunek partii wolnościowej, ale nie dla osób LGBTQ+, imigrantów, Żydów i kobiet. Według przedstawicieli partii aborcja powinna być bezwzględnie zakazana, a kobiety, które jej dokonają, mają być karane więzieniem. Działacze tego ugrupowania opowiadają się za "jednolitą etnicznie Polską", a w internecie protestują przeciwko "ukrainizacji Polski".
Irlandia ma trzech deputowanych z Niezależnego Sojuszu (ND/Neamhspléach) oraz jednego z konserwatywnej partii Jedność (Aontú).
Jak wynika ze sprofilowania tych członków PE, 31 z nich, pochodzących z 13 różnych partii, możemy określić jako głoszących prawicowe poglądy (Odrodzenie, SALF, Ruch Naszej Ojczyzny, BSW, AUR, SOS Rumunia, LCP, Duńscy Demokraci, LPV, "Niki", Głos Logiki, Konfederacja, Jedność).
Na drugim końcu, czyli na lewicy, jest pięć osób z pięciu formacji (Wystarczy!, Sojusz Zielonych i Lewicy, Partia Postępu, Kurs Wolności, Głos - Socjalna Demokracja).
Pozostaje jeszcze dziewięć osób z pięciu różnych komitetów, które trudno przyporządkować jednej z dwóch światopoglądowych kategorii.
Co mówią liczby
Co wynika ze sprofilowania partii, których przedstawiciele składają się na grupy niezrzeszonych i "innych" eurodeputowanych? Między innymi to, iż łączna liczba reprezentantów prawicowego frontu to w tej 91-osobowej grupie aż 60 osób. W połączeniu z obecnymi w tych grupach nielicznymi proeuropejskimi czy socjaldemokratycznymi formacjami oraz skrajną lewicą tworzy się bogata mieszanka światopoglądowa.
Skrajnie prawicowa frakcja Tożsamość i Demokracja (ID) ma w nowym PE 58 europosłów. Prawicowa, konserwatywna i dość eurosceptyczna grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) posiada 76 miejsc.
Wiadomo, że wśród niezrzeszonych i nowych eurodeputowanych, którzy jeszcze się nie określili, są reprezentanci także innych niż prawicowe poglądów. Jednak gdybyśmy mieli ławki z napisem "prawica, radykałowie, eurosceptycy", a w nich obok reprezentantów ID oraz EKR zasiadłoby 60 niezrzeszonych i nowych eurodeputowanych, to łączną reprezentację konserwatystów i prawicowców możemy szacować w PE na 194 osoby.
Na pierwszy rzut oka ta liczba może niepokoić. Z drugiej jednak strony wydaje się to nie zagrażać procesowi decyzyjnemu w izbie, ponieważ głosowania wymagają najczęściej zwykłej większości. A w europarlamencie zasiada - przypomnijmy - 720 deputowanych.
Drzwi nie zawsze stoją otworem
Prof. dr hab. Anna Pacześniak, politolożka i europeistka z Uniwersytetu Wrocławskiego, podkreśla w rozmowie z tvn24.pl, że osoby nieprzynależące do żadnej ugruntowanej frakcji to nie tylko prawica czy eurosceptycy. Są tam też populiści, ale o proeuropejskim nastawieniu.
Zwraca również uwagę, że "nikt nie przypisuje niezrzeszonych z góry do konkretnej grupy politycznej, dlatego że nie jest tak, że europoseł sam wybiera grupę". Wyjaśnia, że aby przedstawiciel jakiejś partii dołączył do frakcji w PE, nową partię muszą zaakceptować pozostali członkowie tej frakcji.
Lewica na skraju przeżycia
Ekspertka upatruje w niezrzeszonych szansę dla europejskiej grupy Lewicy. Dlaczego? 20 osób, które opisaliśmy w naszej analizie, pasują właśnie światopoglądowo do tej frakcji.
- Ta grupa jest naprawdę na skraju tego, czy przeżyje, czy nie - uważa prof. Pacześniak. Jej zdaniem przetrwanie Lewicy nie będzie zagrożone "właśnie dzięki temu, że weźmie ona pojedynczych posłów z grupy niezrzeszonych".
Ekspertka zwraca uwagę, że eurodeputowani niezrzeszeni i nowi mogą być "kluczowi dla przetrwania tej grupy politycznej".
"Rozbuchane ego"
Jeśli chodzi natomiast o ugrupowania po prawej stronie, to - jak wskazuje prof. Pacześniak - pojawia się inny problem. - Tych partii jest dużo, a wiemy od kilku ładnych kadencji, że ich słabością jest nieumiejętność tworzenia sojuszy - wyjaśnia. Dopatruje się trzech przyczyn takiego stanu rzeczy.
Jedną z nich jest to, że "liderzy tych ugrupowań - zwłaszcza tych większych, na przykład Zjednoczenia Narodowego, Alternatywy dla Niemiec, Fideszu - mają bardzo rozbuchane ego". - Każdy chce tam być najważniejszy - mówi politolożka. Wyjaśnia, że jeśli podporządkowaliby się oni innemu silnemu liderowi prawicowemu z innego kraju, to wyborcy mogą zarzucić im, że ten kompromis powoduje rezygnację z części postulatów. Mogą też stać się mniej wyraziści.
- Drugą rzeczą jest to, że zbyt mało jest tego, co łączy te partie polityczne, co je do siebie upodabnia - kontynuuje prof. Pacześniak. Zauważa jednocześnie, że w wielu przypadkach punktem wspólnym dla części formacji prawicowych jest niechęć wobec Unii Europejskiej. - To na kampanię wystarczy, ale na wspólne głosowania już niekoniecznie - zaznacza politolożka.
Po trzecie - partie bez konkretnej przynależności frakcyjnej po prostu nie chcą ze sobą współpracować. Według politolożki z Uniwersytetu Wrocławskiego dla tych ugrupowań nie jest sukcesem realizacja tylko części swoich postulatów. Dlatego też często kontestują ideę tego, w jaki sposób dochodzi się do porozumienia w Parlamencie Europejskim.
- Oczywiście jest takie, można powiedzieć, cyniczne podejście do polityki: że lepiej być w jakiejś grupie politycznej, bo idą za tym stanowiska, czas parlamentarny na wypowiedzi. Natomiast kiedy położy się na szali te korzyści i to, co się traci wizerunkowo, co mówiło się w kampanii, po co się poszło do Parlamentu Europejskiego, to wtedy niekoniecznie jest aż tak duże parcie, żeby stworzyć wspólną grupę polityczną - komentuje rozmówczyni tvn24.pl.
Prof. Pacześniak nie wyklucza jednak i takiej możliwości, że w tej kadencji PE powstanie trzecia prawicowa formacja, złożona ze skrajności.
Szanse dla mainstreamu i konserwatystów
Jakie jeszcze wnioski można wysnuć, przyglądając się temu, kim jest tych stu "niepewnych" członków PE? Ekspertka dostrzega pewne pozytywy w roli, jaką mogą odegrać radykałowie. Ze względu na ich charakterystykę mainstream parlamentarny nie będzie chciał podejmować prób przeciągania ich na swoją stronę i przekonywania do wspólnego głosowania.
- To przewrotnie może spowodować, że te trzy grupy polityczne, jakimi są EPL, S&D i Zieloni, będą bardziej zdeterminowane do tego, żeby działać wspólnie - twierdzi prof. Pacześniak.
Jej zdaniem, ponieważ w PE będzie więcej niż dotychczas europosłów, z którymi główne frakcje mogą się nie dogadywać, "może pojawić się przymus pomiędzy grupami głównego nurtu, żeby czasami odłożyć zbyt długie spory i głosować wspólnie". - Po to, żeby pokazać obywatelom Unii Europejskiej, że Unia Europejska jest skuteczna - zaznacza prof. Pacześniak, dodając, że do tej pory i tak w znacznej większości głosowań te trzy formacje miały spójne stanowiska.
Co więcej, wzrost liczebności tych nieprzewidywalnych sił w PE to także nowa możliwość dla Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Zatwardziali radykałowie i eurosceptycy przesunęliby się wtedy jeszcze bardziej w prawo, a EKR "może stać się odpowiedzialną opozycją, taką, z którą można się dogadywać".
Możliwe scenariusze
Euronews podało, że wyrzucona z frakcji Tożsamość i Demokracja Alternatywa dla Niemiec (AfD) zamierza utworzyć nową grupę alt-prawicową (czyli niejednorodną, skrajnie prawicową formację, która odrzucałaby liczne postulaty konserwatystów) z podobnymi partiami z innych krajów.
15 mandatów to obiecujący początek, biorąc pod uwagę, że do utworzenia nowej frakcji potrzeba jedynie 23 mandatów z siedmiu krajów.
Potencjalnymi partnerami AfD mogą być bułgarska partia Odrodzenie, węgierski Ruch Naszej Ojczyzny, różne formacje ze Słowacji i Czech czy polska Konfederacja. Może stać się nim również francuska partia Rekonkwista pod przewodnictwem Marion Marechal i Erica Zemmoura. Członkowie tej formacji nie znaleźli się w grupie niezrzeszonych lub nowych, ponieważ pracowali już w PE w mijającej kadencji jako deputowani EKR. W wyborach kandydowali natomiast w ramach koalicji Dumna Francja i weszli ponownie do europarlamentu.
Zrealizowanie się takiego scenariusza mogłoby zagrozić grupie Tożsamość i Demokracja, podważając jej konsensus ideologiczny i przeszkodzić również planom Marine Le Pen. Liderka francuskiego Frontu Narodowego usiłuje wykreować się na mainstreamową polityczkę, ale trudno zapomnieć o jej ksenofobicznych poglądach i słabości do Rosji. W PE chce stworzyć grupę skrajnie prawicowych nacjonalistów, która mogłaby mocno przesunąć unijny kurs w prawo. W to grono mógłby wejść na przykład węgierski Fidesz. Le Pen ma też nadzieję na nawiązanie współpracy z Giorgią Meloni i jej prawicową partią Bracia Włosi, co mogłoby pomóc Francuzce zbudować taki skrajny front.
Gdyby Meloni poszła jednak w stronę centrum - co przewidują eksperci - a ponadto w PE zaczęła tworzyć się inna skrajnie prawicowa grupa, plan Le Pen nie powiódłby się. Mogłoby to doprowadzić do fragmentaryzacji skrajnej prawicy na europejskiej scenie politycznej, bo - jak się okazuje - skrajności wcale nie muszą się przyciągać.
"Chaos" w Parlamencie Europejskim?
O tym, co dla Europy oznaczają wyniki eurowyborów, mówił na antenie TVN24 korespondent TVN24 w Brukseli Maciej Sokołowski, gdy komentował rezultat głosowania w wieczór wyborczy.
Podkreślał, że Europejska Partia Ludowa w zasadzie nie zmienia swojego stanu posiadania w Parlamencie Europejskim. - Do tej pory miała 25 procent miejsc i teraz też powinna mieć około 25 procent - wskazywał. Zauważył też, że "Socjaliści i Demokraci tracą tylko niewiele". - I to ciągle są dwie największe frakcje - wskazał Sokołowski.
Jednakże - np. we Francji i w Niemczech - "skrajna prawica, partie populistyczne zwiększają swoje posiadanie". Korespondent TVN24 zastrzegł, że nie widać tego bezpośrednio w wynikach, ponieważ formacje te nie współpracują ze sobą.
CZYTAJ TEŻ: ROZŁAM NA PRAWICY PRZED EUROWYBORAMI. NIEMIECCY NACJONALIŚCI ZBYT SKRAJNI DLA FRANCUZÓW I WŁOCHÓW >>>
Sokołowski zaznaczył, że bardzo ważną grupą są niezrzeszeni. - I tam właśnie znajdziemy takie partie, które dogadać się jak na razie z innymi nie mogą. Między innymi wyrzucona Alternatywa dla Niemiec, Fidesz Viktora Orbana, który także po wyrzuceniu z Europejskiej Partii Ludowej był cały czas na marginesie - zauważył korespondent TVN24. - Jeśli dodamy wszystkie te skrajne, radykalne grupy, otrzymamy około 25-30 procent miejsc w Parlamencie Europejskim. I to jest ten wzrost - tłumaczył. Jednakże na prawicy nie ma jednej silnej frakcji. Podział jest przede wszystkim na dwie: EKR oraz na Tożsamość i Demokrację. Dla nich wzrost "nie jest tak duży". - Jeśli chodzi o EKR, to z 9,5 procent do 9,9 procent, a dla Tożsamości i Demokracji z 8,2 procent do 8,6 procent - mówił Sokołowski.
Dlatego, gdy mówimy o wzmocnieniu skrzydła prawicowego, uwaga skupia się głównie na tych niezrzeszonych, którzy - jak mówił Sokołowski - "teraz muszą w jakiś sposób się dogadać". - Na tym będą polegały te najbliższe dni. Te negocjacje już teraz ruszają. Jak stworzyć wspólne frakcje? Czy też jednak będzie kilka mniejszych, które będą powodowały chaos w Parlamencie Europejskim, ale nie będą miały tak dużego znaczenia? - dodał korespondent TVN24 w Brukseli.
91 z 720 członków nowego Parlamentu Europejskiego to osoby niezrzeszone w żadnej z frakcji lub takie, które dostały się do PE po raz pierwszy i nie przynależą do żadnej z obecnych tam grup politycznych.
60 z tych osób reprezentują poglądy prawicowe (w tym skrajnie prawicowe), a 20 lewicowe (w tym również skrajnie lewicowe). Pozostałe 11 osób - choćby popularnego na Cyprze tiktokera, który uzyskał mandat - trudno przyporządkować światopoglądowo do jednej z tych dwóch kategorii.
Politolożka prof. Anna Pacześniak wskazuje, że ta grupa niezrzeszonych i nowych polityków w Parlamencie Europejskim stanowi pewne wyzwanie dla izby, ale też stwarza szanse dla głównych frakcji.
Grecja (2 osoby),
Hiszpania (1 osoba),
Niemcy (17 osób),
Słowacja (7 osób),
Węgry (10 osób),
Włochy (8 osób).
Bułgaria (4 osoby),
Cypr (1 osoba),
Czechy (3 osoby),
Dania (1 osoba),
Grecja (3 osoby),
Hiszpania (3 osoby),
Holandia (2 osoby),
Irlandia (4 osoby),
Litwa (1 osoba),
Łotwa (1 osoba),
Niemcy (7 osób),
Polska (6 osób),
Rumunia (7 osób),
Słowacja (1 osoba),
Węgry (1 osoba),
Włochy (1 osoba).
Autorka/Autor: Aleksandra Koszowska / a
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Philippe STIRNWEISS/EP