Niemal pół wieku temu na bezludnych ostępach na wschodnich krańcach Azji, w walce o przebieg granicy i w imię mocarstwowych interesów starły się wojska Chin i ZSRR. Skończyło się na groźbach użycia broni jądrowej. Do dzisiaj spór o granicę załagodzono, ale nadal jest to jeden z głównych powodów, przez które Władimir Putin nie może liczyć na przyjaźń Pekinu.
Najostrzejsze walki na chińsko-radzieckiej granicy miały miejsce na początku marca 1969 roku. Najpierw zasadzkę na sowieckich pograniczników urządzili Chińczycy, a potem Armia Czerwona odpowiedziała z całą mocą. Po latach granicznych bójek na pięści i kije, doszło do regularnej bitwy z użyciem czołgów, artylerii i lotnictwa.
Rozgrabienie słabego
Źródła konfliktu, który do dzisiaj psuje atmosferę pomiędzy Chinami a Rosją, sięgają połowy XIX wieku. Słabe Cesarstwo Chińskie uginało się wówczas przed kolejnymi żądaniami wysuwanymi przez europejskie mocarstwa. Pod przymusem Chińczycy oddawali "barbarzyńcom" kolejne części swojego państwa i udzielali niekorzystnych dla siebie koncesji handlowych.
W bezlitosnym grabieniu łatwej ofiary wzięło też udział Imperium Rosyjskie. Jego największym "osiągnięciem" była Konwencja Pekińska z 1860 roku, kiedy Cesarstwo ostatecznie oddało Rosjanom olbrzymie połacie ziemi, które obecnie stanowią większą część rosyjskiego Dalekiego Wschodu. Łącznie było to około 600 tys. kilometrów kwadratowych ziemi. Dokładnego przebiegu granicy nie ustalono. Wówczas wydawało się to mało ważne, bo chodziło o bezludne ostępy.
Dla Chińczyków porozumienie z 1860 roku po dziś dzień jest uznawane za jeden z "traktatów nierównoprawnych", jak zbiorowo nazywa się wszystkie "niesprawiedliwe" ustępstwa wymuszone na Cesarstwie. Z punktu widzenia władz w Pekinie są one źródłem hańby i niechęci do mocarstw, które niczym sępy rozszarpały państwo chińskie w momencie jego słabości.
Większość "traktatów nierównoprawnych" zostało już uznanych za niebyłe, padły słowa przeprosin, cofnięto przywileje handlowe i zwrócono zagarnięte terytoria. Proces ten nastąpił głównie w okresie II wojny światowej, kiedy Chiny stały się cennym sojusznikiem aliantów. Wyjątkiem było ZSRR, które nie miało zamiaru rozstawać się z olbrzymimi połaciami ziemi, bardzo ważnymi z punktu widzenia strategicznego.
Nie miało to wielkiego znaczenia w latach 50. kiedy nowe Chiny Ludowe Mao Zedonga weszły w bliski sojusz z ZSRR. Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie w drugiej połowie dekady, kiedy oba komunistyczne mocarstwa stały się sobie wrogie. Podzieliła je między innymi wzajemna niechęć Mao i Nikity Chruszczowa, który miał w ocenie Chińczyków być "rewizjonistą", bowiem podważył stalinizm. Wielki Sternik nie mógł też znieść tego, że Sowieci traktują go z góry. Niezwykle ambicjonalny Mao uznał ZSRR za zagrożenie. W 1959 roku na granicy obu mocarstw, której przebiegu nadal dokładnie nie wytyczono, doszło do pierwszych starć. Początkowo były to głównie pojedynki na obelgi, pieści, kije i wodę z węży strażackich.
Narastanie napięcia
Początkowo oba mocarstwa nie były zainteresowane eskalacją konfliktu. Wydawało się, że uda się załatwić kwestię przebiegu granicy pokojowo. W 1964 odbyły się negocjacje i Sowieci wstępnie zgodzili się na wytyczenie granicy zgodnie z chińskimi oczekiwaniami. Z czasem rozmowy utknęły jednak w martwym punkcie. Poważnym problemem była kwestia oficjalnego przyznania przez Moskwę, że traktat z 1860 roku był "nierównoprawny". Wobec oporu ZSRR Mao zaostrzył retorykę, sugerując, że Chiny w ogóle uznają go za nieważny i uznają część radzieckiego Dalekiego Wschodu za swoje terytorium pod okupacją. W reakcji Moskwa wycofała delegację i oznajmiła, że Chińczycy przejawiają niebezpieczny "ekspansjonizm". Chruszczow porównał nawet wypowiedzi Mao do tych, które Adolf Hitler wygłaszał na temat niemieckiej "przestrzeni życiowej".
W 1964 roku na Kremlu dokonała się zmiana warty i przywództwo ZSRR objął Leonid Breżniew. W Moskwie miano nadzieję, że pomoże to uregulować stosunki z Chinami, bowiem zniknął osobisty czynnik wrogości pomiędzy Chruszczowem a Mao. Okazało się to płonną nadzieją. Niechęć chińskiego przywództwa do ZSRR okazała się być stała. W efekcie Armia Czerwona rozpoczęła wzmacnianie sił na granicy z Chinami, które dotychczas były raczej symboliczne.
W ciągu czterech lat, do 1969 roku, potencjał wojska ZSRR na Dalekim Wschodzie wzrósł drastyczne. Z poziomu kilkudziesięciu tysięcy słabo uzbrojonych żołnierzy do ponad ćwierć miliona wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt. Na granicy umieszczono też taktyczną broń jądrową. Wojska chińskie po drugiej strony granicy były liczniejsze, ale nieporównywalnie gorzej uzbrojone. Mao był jednak przekonany, że nie oznacza to, iż stoją na straconej pozycji. Chiński wódz aż do swojej śmierci uważał, że ważniejsi są ludzie niż maszyny. Przekonanie to wywodziło się z czasów chińskiej wojny domowej, kiedy rzeczywiście okazało się słuszne. W obliczu rzeczywistości późnych lat 60. i nowocześnie uzbrojonych wojsk radzieckich okazało się jednak być mocno przestarzałe.
Mao udowadnia coś ZSRR
Incydenty na granicy stawały się coraz częstsze od 1967 roku. W ciągu dwóch kolejnych lat Chińczycy oskarżyli ZSRR o sprowokowanie niemal pięciu tysięcy incydentów granicznych. Napięcie do granic możliwości podniosła w 1968 roku radziecka inwazja na Czechosłowację i ogłoszenie "Doktryny Breżniewa", w której Moskwa sama przyznała sobie prawo do interwencji w krajach socjalistycznych. W Pekinie obawiano się, że ZSRR użyje jej jako pretekstu do inwazji na Chiny lub jeden z zaprzyjaźnionych krajów w Europie.
Na przełomie 1968 i 1969 roku gwałtownie wzrosła częstotliwość granicznych incydentów, zwłaszcza w okolicy wyspy Zhenbao na rzece Ussuri, położonej około 400 km na północ od Władywostoku. Żołnierze radzieccy po raz pierwszy użyli wówczas broni do oddania strzałów ostrzegawczych. W reakcji na działania Armii Czerwonej w Pekinie zapadła decyzja o zorganizowania" kontrataku". Chodziło o wysłanie odpowiedniego przesłania na Kreml. W drugiej połowie lutego za miejsce do ataku wybrano właśnie wyspę Zhenbao, bowiem jej położenie było bardzo korzystne dla Chińczyków. Znajdowała się tuż przy chińskim brzegu, który na dodatek w tym miejscu był bardzo wysoki, dając żołnierzom idealne pole ostrzału.
Dokładny przebieg wydarzeń z drugiego marca 1969 roku na wyspie Zhenbao nie jest jasny. Znany jest głównie przekaz propagandowy obu stron. Chińczycy najprawdopodobniej urządzili zasadzkę na radzieckich pograniczników. Pod osłoną nocy obsadzili wyspę Zhenbao kilkuset ludźmi, którzy zalegli na zamaskowanych pozycjach. Już po nastaniu dnia mała grupa chińskich żołnierzy ruszyła w kierunku granicy po zamarzniętej rzece. Sowieci zareagowali wysyłając na spotkanie kilkudziesięcioosobowy patrol. Spodziewali się zwyczajowej utarczki na słowa i pięści.
Wojna w środku niczego
Po dotarciu na brzeg wysepki Zhenbao żołnierze radzieccy dostali się jednak pod silny ogień Chińczyków. Wywiązała się wielogodzinna mordercza walka na krótkim dystansie. Zaskoczeni i znajdujący się na niekorzystnej pozycji Sowieci ponieśli ciężkie straty, jednak walczyli na tyle sprawnie, że zabili też wielu Chińczyków. Według chińskiej wersji wydarzeń Sowieci musieli uciec na swój brzeg rzeki. Według radzieckiej wersji to Chińczycy musieli salwować się ucieczką wobec bohaterskiego oporu pograniczników. Niezależnie od tego, kto kogo zmusił do wycofania, starcie przesunęło oba mocarstwa na krawędź wojny.
Przez następne dwa tygodnie radzieckie wojska skoncentrowały znaczne siły w pobliżu Zhenbao i 15 marca przeprowadzono silny atak na chińskie pozycje. Do walki wysłano między innymi utrzymywane dotychczas w tajemnicy czołgi T-62 i wyrzutnie rakiet Grad. Sowieci atakowali także przy pomocy lotnictwa i śmigłowców. Nie wiadomo, jakie starty zadali Chińczykom, ale sami ponieśli symboliczną porażkę. Na brzegu rzeki został unieruchomiony jeden z T-62. Próby ewakuacji cennej maszyny podjęte w kolejnych dniach załamały się pod ostrzałem wroga. Chińczycy sami zorganizowali wyrafinowaną operację i przy pomocy specjalnie sprowadzonych nurków floty zdołali zaczepić liny holownicze do uszkodzonej maszyny, która została następnie przeciągnięta na chiński brzeg. Zdobyty T-62 został dokładnie przebadany i znajduje się obecnie w muzeum wojska w Pekinie.
Z powodu zaostrzenia sytuacji na kilka dni postawiono w stan najwyższej radzieckie wojska strategiczne na Dalekim Wschodzie. Moskwa kanałami dyplomatycznymi dawała do zrozumienia, że w razie potrzeby może użyć broni jądrowej. W odpowiedzi Mao nakazał postawić swoje skromne siły strategiczne w stan najwyższej gotowości. Oba mocarstwa znalazły się na krawędzi wojny jądrowej.
Kreml nie był jednak zainteresowany wojną z Chinami, zwłaszcza wobec sygnałów z Waszyngtonu, że USA zdecydowanie wsparłyby Pekin w potencjalnym konflikcie. Na pierwsze próby nawiązania kontaktu, które Moskwa podjęła po pokazowej ofensywie 15 marca, Chińczycy nie odpowiedzieli. Podobnie na kilka kolejnych. W tym czasie Kreml zaostrzał retorykę, niedwuznacznie grożąc użyciem broni jądrowej. Starcia na granicy ustały, ale kontakty na wyższym szczeblu udało się nawiązać dopiero pod koniec 1969 roku. Pomimo tego kwestii przebiegu granicy nie udało się rozwiązać do końca zimnej wojny.
Długi cień
Do dzisiaj kwestię własności poszczególnych wysepek na granicznych rzekach Amur i Ussuri załatwiono ugodowo. Rosja okazała się znacznie bardziej skłonna do kompromisu niż ZSRR i spornymi terenami podzielono się mniej więcej pół na pół. Jednak z punktu widzenia Chińczyków sprawa nie jest jeszcze zamknięta. Moskwa nadal nie wyraziła skruchy i nie uznała porozumienia z 1860 roku za "nierównoprawne".
Oficjalnie Chiny i Rosję łączy "strategiczne partnerstwo". W rzeczywistości wzajemne relacje są chłodne. Silnie nacjonalistycznie nastawieni Chińczycy nie zapomnieli hańby XIX wieku i "nierównoprawnych traktatów". To, oraz między innymi opisane starcia graniczne, kładzie się cieniem na kontaktach z Moskwą. Nie przeszkadza to Kremlowi stosować retoryki, według które Chiny są cennym sojusznikiem w sporach z Zachodem.
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: damanski-zhenbao.ru | Domena publiczna