W tej historii nie jest ważne, że statek się rozbił, a marynarze znaleźli się za burtą. Chodzi w niej o to, co wiózł statek, dokąd i kim byli marynarze. Tożsamość ratowników też jest istotna.
Cała historia wydarzyła się w Zatoce Perskiej. Ratownicy z Arabii Saudyjskiej odebrali sygnał SOS i ruszyli na pomoc. Okazało się, że płynący do Iraku irański statek zboczył z kursu wskutek złej pogody, uległ uszkodzeniu i groziła mu katastrofa.
Saudyjczycy zabrali ze statku całą załogę i wszystkich w dobrym zdrowiu odstawili na ląd, gdzie mogli skontaktować się z rodzinami w Iranie. I nie byłoby w tej historii nic nadzwyczajnego, gdyby Saudyjczycy nie zajrzeli do ładowni statku.
Tam bowiem spokojnie piętrzyło się około 2 tys. butelek alkoholu i 1,5 tys. beczek piwa, zakazanego zarówno w Iranie - skąd byli marynarze, jak i w Iraku - dokąd alkohol miał trafić i - oczywiście - w Arabii Saudyjskiej.
Irańczycy wracają do domu, wódka wsiąka w piasek
Saudyjczycy wykazali się wyrozumiałością dla przewoźników i obiecali puścić ich do domu. Tam jednak mogą trafić przed sąd za handel alkoholem, który - niestety dla nich - został w Arabii Saudyjskiej.
Zawartość znalezionych 2 tys. butelek, 1,5 tys. beczek piwa, jak i co najmniej drugie tyle, które morze wyrzuciło na brzeg z uszkodzonego statku - wsiąknie teraz w piasek saudyjskiej pustyni. Transport zostanie zniszczony.
Źródło: Al Arabiya
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu