Gdy 12 podejrzanych o terroryzm znalazło się w rękach policji, brytyjskie władze ogłosiły wielki sukces i udaremnienie ogromnego zamachu. Teraz po cichu wszyscy zatrzymani zostali zwolnieni z aresztu. 11 z nich czeka jednak deportacja.
Całą dwunastkę brytyjskie służby specjalne zatrzymały 8 kwietnia w operacji, którą premier Gordon Brown nazwał rozbiciem "bardzo dużego terrorystycznego spisku". Media twierdziły, że zatrzymani są powiązani z Al-Kaidą, a nawet są częścią "paneuropejskiego spisku".
11 spośród aresztowanych w Manchesterze, Liverpoolu i Clitheroe mężczyzn to Pakistańczycy, posiadający wizy studenckie. Jeden z aresztowanych urodził się w Wielkiej Brytanii.
Dowodów brak
Od samego początku jednak prokuratura miała duży problem, by znaleźć jakiekolwiek dowody w postaci materiałów wybuchowych potwierdzające twierdzenia służb, że zagrożenie zamachem terrorystycznym było poważne, realne i bliskie.
Ostatecznie dwa tygodnie po zatrzymaniach mężczyźni odzyskali wolność z braku dowodów. Policja jednak, powołując się na bezpieczeństwo narodowe, odmówiła podania szczegółów zwolnienia, mówiąc jedynie, że dochodzenie było "złożone".
Pakistańczycy nie wrócą na brytyjskie ulice. Zostaną najprawdopodobniej deportowani.
Pech od początku
Zatrzymaniu całej dwunastki od początku towarzyszył pech. Policja wkroczyła do akcji wcześniej niż planowano przez wpadkę komisarza Scotland Yardu Boba Quicka. Komisarz spiesząc się na spotkanie rządowe trzymał bowiem w ręce dokument z listą podejrzanych i szczegółami akcji.
Wyłapał to aparat z doskonałym teleobiektywem i wysoką rozdzielczością, a zaraz potem sprzedane agencjom zdjęcie z czytelnym tekstem dokumentu stało się dostępne na stronach internetowych, co groziło fiaskiem operacji.
Scotland Yard wymusił zakaz publikacji tych zdjęć w Wielkiej Brytanii, fotografie trafiły jednak już wtedy do mediów zagranicznych. Quick podał się do dymisji.
Źródło: reuters, pap
Źródło zdjęcia głównego: TVN24