Walcząca o przetrwanie na stanowisku brytyjska premier Liz Truss ponownie przeprosiła za popełnione błędy, które spowodowały turbulencje gospodarcze, ale zapewniła, że nie ma zamiaru składać rezygnacji. Jej oświadczenie, że pozostanie na stanowisku, wywołało w Izbie Gmin śmiech, drwiny i okrzyki "zrezygnuj".
W środę Liz Truss po raz pierwszy od czasu zmiany ministra finansów w piątek i faktycznego wyrzucenia do kosza całego jej programu gospodarczego przez nowego szefa tego resortu Jeremy'ego Hunta odpowiadała na cotygodniowe pytania posłów. Od tego, jak wypadnie podczas tej sesji, wielu posłów jej Partii Konserwatywnej uzależniało, czy próbować ją odsunąć z funkcji liderki, czy też dać jej jeszcze szansę.
- Bardzo wyraźnie powiedziałam, że przepraszam i że popełniłam błędy. Właściwą rzeczą do zrobienia w tych okolicznościach jest wprowadzenie zmian, które wprowadziłam, oraz kontynuowanie pracy i dotrzymanie obietnic złożonych Brytyjczykom - oświadczyła Truss w Izbie Gmin.
Premier oskarżyła przy tym Partię Pracy o niezrozumienie "rzeczywistości ekonomicznej", co - jak odnotowuje Reuters - spotkało się z rykiem śmiechu ze strony opozycyjnych ław. Jej przemówienie dodatkowo było wielokrotnie przerywane przez okrzyki z sali, w tym wezwania do odejścia ze stanowiska.
Gdy lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer wyliczał kolejne punkty jej programu, z których rząd wycofał się w ciągu ostatnich kilku dni, i zapytał, dlaczego w takim razie ona jeszcze tu jest, Truss odparła: - Jestem wojowniczką i nie zrezygnuję. Działałam w interesie narodowym, aby zapewnić, że mamy stabilność gospodarczą.
Oświadczenie Truss "jestem wojowniczką i nie zrezygnuję" (ang. I'm a fighter and not a quitter) - jak zauważyły brytyjskie media -było powtórzeniem tych samych słów, które w 2001 roku wypowiedział Peter Mandelson, wysokiego szczebla polityk Partii Pracy i minister w rządach Tony'ego Blaira i Gordona Browna, który faktycznie zrezygnował ze stanowiska.
Truss walczyła, ostro odcinając się Starmerowi, sama go atakując i w ocenie mediów wypadła dobrze, choć to, na ile przedłużyła swoje polityczne życie nadal jest otwartą kwestią. W tym czasie politycy torysów siedzieli niemal w zupełnej ciszy. Już po sesji poselskich pytań kolejny, szósty poseł Partii Konserwatywnej publicznie ogłosił, że wysłał list z żądaniem przeprowadzenia partyjnego głosowania nad wotum zaufania dla Truss.
Odpowiadając na pytania Truss złożyła jeszcze jedną, oprócz tej, że nie zrezygnuje, ważną deklarację: że jej rząd podtrzymuje zasady corocznej waloryzacji emerytur. Zgodnie z nimi, emerytury są podnoszone o wskaźnik inflacji, o wskaźnik wzrostu płac lub o 2,5 procenta, w zależności od tego, która z tych liczb jest najwyższa. W tym roku jest to zdecydowanie inflacja, która we wrześniu w Wielkiej Brytanii osiągnęła 10,1 proc. w skali roku.
Jeszcze w poniedziałek Jeremy Hunt wykluczył podejmowanie jakichkolwiek zobowiązań przed końcem miesiąca, gdy ma ogłosić średnioterminowy plan fiskalny. Jak wyjaśniło później biuro prasowe Truss, decyzja o waloryzacji emerytur była uzgodniona między nimi.
Źródło: PAP, Reuters, tvn24.pl