W czwartek, w dniu, w którym Wielka Brytania miała wyjść z Unii Europejskiej, premier Boris Johnson i lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn rozpoczęli kampanię przed zaplanowanymi na 12 grudnia wyborami parlamentarnymi, mającymi przełamać impas wokół brexitu.
Lider Partii Pracy przekonywał w Londynie, że nadchodzące wybory to "szansa jedyna na pokolenie, by zmienić nasz kraj".
- Razem możemy zniszczyć skorumpowany system i zbudować sprawiedliwszy kraj, który troszczy się o wszystkich – mówił Corbyn.
Powtórzył wcześniejsze zapowiedzi, że w przypadku zwycięstwa Partia Pracy upaństwowi koleje, pocztę, wodociągi i sieci energetyczne, a także nałoży wyższe podatki na sektor finansowy.
- Wiecie, co naprawdę przeraża elity? Obawiają się płacenia podatków. Więc w tych wyborach będą walczyć ciężej i w sposób bardziej brudny niż kiedykolwiek wcześniej. Rzucą w nas wszystkim, bo wiedzą, że nie boimy się wziąć za nich. Idziemy po oszustów podatkowych. Idziemy po szemranych właścicieli domów. Idziemy po złych szefów. Idziemy po wielkich trucicieli - zapowiadał Corbyn.
Zapowiedział też, że jeśli zostanie premierem, "otworzy negocjacje z Unią Europejską na temat rozsądnych relacji z Europą".
Johnson obiecuje doprowadzenie do brexitu
Do niedoszłego terminu brexitu nawiązywał natomiast Boris Johnson, który odwiedził jeden ze szpitali w Cambridge.
- Jestem niezmiernie sfrustrowany, że nie udało nam się dzisiaj doprowadzić do brexitu. Mieliśmy fantastyczną umowę na stole – mówił Johnson, obarczając winą za to Jeremy’ego Corbyna.
Zapowiedział, że doprowadzi brexit do końca - najpóźniej w styczniu przyszłego roku, co pozwoli przezwyciężyć podziały kraju.
Według dwóch opublikowanych w czwartek sondaży wyborczych kierowana przez Johnsona Partia Konserwatywna ma przewagę 15-17 punktów procentowych nad laburzystami.
Autor: asty//plw / Źródło: PAP