Na Węgrzech stale rośnie poparcie dla opozycyjnej partii Tisza. Gdyby wybory odbyły się w tym tygodniu, to ugrupowanie Petera Magyara mogłaby zdobyć większość absolutną - wynika z sondażu przeprowadzonego przez instytut Median.
Z przeprowadzonego w tym tygodniu badania wynika, że wśród osób, które zadeklarowały udział w głosowaniu, partia Petera Magyara cieszy się obecnie 47-procentowym poparciem, podczas gdy na ugrupowanie Viktora Orbana swój głos oddałoby 36 procent ankietowanych.
Według ekspertów oznacza to, że jeśli wybory odbyłyby się teraz, Tisza miałaby realną szansę na zdobycie większości absolutnej, co pozwoliłoby jej na samodzielne rządzenie.
CZYTAJ TEŻ: Polityczny nowicjusz, który rzucił wyzwanie. Zapowiada "Waterloo" i "początek końca" Orbana
Nieznacznie inaczej wyniki prezentują się, gdy zostaną uwzględnione opinie osób, które nie zamierzają pojawić się w lokalach wyborczych. Spośród wszystkich ankietowanych Tiszę popiera 34 procent dorosłych Węgrów, zaś Fidesz - jedynie 27 procent.
Zmiana wyborczych nastrojów na Węgrzech
Analitycy zauważają, że zmiany w poparciu dla węgierskich partii są ostatnio bardzo dynamiczne. W ciągu pięciu miesięcy odsetek Węgrów opowiadających się za zmianą rządu wzrósł o 10 punktów procentowych.
Jednocześnie specjaliści z instytutu Median zwracają uwagę, że o ile ujawnione w ostatnim czasie materiały, które miały skompromitować lidera opozycji Petera Magyara, nie przełożyły się na utratę zaufania do niego, o tyle dotychczasowe działania rządu doprowadziły do spektakularnego spadku poparcia.
Chodzi o to, że prokurator generalny Węgier sugerował, iż Magyar jest złodziejem. Dotyczy to sytuacji, kiedy polityk miał zabrać telefon osobie, która go nagrywała, i wyrzucić do Dunaju.
W ciągu zaledwie trzech tygodni poparcie dla Fideszu spadło o 5 punktów procentowych. Pozostałe partie balansują na granicy progu wyborczego.
Badanie zostało zrealizowane przez niezależny instytut Median w dniach 20-26 listopada na reprezentatywnej grupie 1200 osób.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/JAKUB GAVLAK