Będziemy rozmawiać z Amerykanami o incydencie na Bałtyku, był on wymierzony głównie przeciwko nim, zastanowimy się nad wspólną odpowiedzią - powiedział w czwartek szef MSZ Witold Waszczykowski, odnosząc się do przelotu rosyjskich samolotów nad amerykańskim okrętem na Morzu Bałtyckim.
- Niestety od jakiegoś czasu już możemy obserwować tego typu prowokacyjne zachowanie, bądź to rosyjskich samolotów, bądź okrętów podwodnych, które testują nasze systemy obronne. Pytanie jest, w jakim celu, do czego jest to im potrzebne - mówił szef MSZ.
"NATO nie może już się więcej cofać"
Rzecznik rząd Rafał Bochenek powiedział, że do takiego incydentu nie powinno dojść. - Jesteśmy członkiem NATO i to tylko utwierdza nas w tym, że te działania, które podejmujemy od kilku miesięcy - zabiegamy o to, by wojska Sojuszu były tutaj obecne, by ta aktywność Sojuszu na terenie Polski i w ogóle na wschodniej flance była większa - są w pełni zasadne - mówił.
Dopytywany, czy będzie reakcja polskiego rządu, odpowiedział, że jeszcze nie ma takich informacji.
- NATO musi bardzo wyraźnie przejść do aktywnego budowania bezpieczeństwa regionu na własnych warunkach - tak z kolei skomentował w czwartek incydent na Bałtyku prezydencki minister Krzysztof Szczerski.
- NATO nie może już więcej cofać się, być wyłącznie reaktywne wobec zachowań strony rosyjskiej, która buduje w naszym regionie ofensywny potencjał wojskowy. Na ten ofensywny potencjał wojskowy, na działania rosyjskie w całym regionie od Kaukazu przez Ukrainę, Mołdawię po tego typy incydenty, które są na Morzu Bałtyckimi NATO musi odpowiedzieć zbudowaniem swojego defensywnego, obronnego potencjału - powiedział dziennikarzom Szczerski. Jak mówił, chodzi o to, by cena ewentualnych prowokacji wobec NATO w regionie była wysoka.
Prezydencki minister podkreślił, że na tym polega strategia Polski przed szczytem NATO w Warszawie. - Nie możemy ulec prowokacjom, ale także musimy zrozumieć, że to moment, by podjąć w ramach Sojuszu strategiczne decyzje o obecności wojsk, infrastruktury i sprzętu rozpoznania w naszym regionie - powiedział Szczerski. Zaznaczył, że musi się on stać militarną, a nie tylko polityczną częścią NATO.
Szczerski uważa, że incydent był testowaniem zdolności do reakcji. Zwrócił uwagę, że nie są to pierwsze niebezpieczne manewry lotnictwa rosyjskiego. - Jest niewyobrażalne, by doszło do sytuacji kolizji lub niebezpiecznego incydentu dotyczącego cywilnych uczestników ruchu pasażerskiego, lotniczego - dodał prezydencki minister.
9 metrów od niszczyciela
W poniedziałek rosyjskie Su-24 przeleciały 20 razy nad niszczycielem USS Donald Cook, zbliżając się na odległość ok. 900 metrów na wysokości ok. 30 metrów. Z powodu działań Rosjan odwołano zaplanowane operacje lotnicze polskiego śmigłowca na pokładzie niszczyciela - podały źródła agencji AP.
We wtorek wokół amerykańskiego okrętu kilkakrotnie przelatywał rosyjski śmigłowiec, którego załoga robiła zdjęcia. Później tego dnia dwa Su-24 przeleciały nad niszczycielem 11 razy. W pewnej chwili przynajmniej jeden z nich zbliżył się do amerykańskiej jednostki na odległość zaledwie 9 metrów.
Informacje o tym incydencie przekazały w środę amerykańskie osobistości oficjalne, zastrzegając sobie anonimowość. Potwierdził je następnie rzecznik Białego Domu Josh Earnest, mówiąc dziennikarzom na codziennym briefingu, że władze USA wiedzą o tym incydencie i że niepokoi je takie zachowanie.
Autor: adso//gak / Źródło: PAP