28-letnia turystka z Walii po tym, jak podróżowała po Stanach Zjednoczonych z plecakiem, została zatrzymana i umieszczona w ośrodku detencyjnym. Miała być bardzo źle traktowana. Jej rodzice mówią o łańcuchach na nogach, łańcuchach na talii i kajdankach. - Ona nie jest przecież Hannibalem Lecterem - komentowali w rozmowie z BBC. Do sprawy odniósł się amerykański Federalny Urząd ds. Imigracji i Egzekwowania Ceł (ICE).
Becky Burke wróciła we wtorek do swojego domu w Walii po tym, jak została deportowana z ośrodka detencyjnego w Stanach Zjednoczonych, w którym spędziła 19 dni. Jej rodzice Paul i Andrea Burke opowiedzieli BBC, co ją spotkało.
Podróżowała po USA, chciała przekroczyć granicę
28-latka 7 stycznia tego roku rozpoczęła podróż z plecakiem po Stanach Zjednoczonych. Zatrzymywała się u amerykańskich rodzin, u których sprzątała i pomagała w innych obowiązkach domowych, a w zamian za to mogła u nich nocować. Pod koniec lutego dotarła na granicę z Kanadą, planując podróż do Vancouver, gdzie miała zatrzymać się u kolejnej rodziny. Jednak kanadyjska straż graniczna odmówiła jej wjazdu, tłumacząc, że obawia się, iż podejmie w ich kraju pracę, a nie może tego robić, mając wizę turystyczną. Usłyszała, że za pracę uważa się to, co robi u rodzin, u których się zatrzymuje. Zabroniono jej wjazdu i przekazano ją funkcjonariuszom amerykańskiego Federalnego Urzędu ds. Imigracji i Egzekwowania Ceł (ICE). Ta z kolei umieściła ją w ośrodku detencyjnym w Tacoma w stanie Waszyngton.
28-latka o pobycie w ośrodku detencyjnym
28-latka w rozmowie z BBC powiedziała, że ośrodek był "przepełniony", a ona została umieszczona w sali wraz ze 110 innymi osobami. - Budzili nas każdego dnia o 6:30. Nigdy nie było wystarczająco dużo czasu na sen. Było bardzo zimno - powiedziała. - Nosiłam ten sam sweter przez tydzień - dodała. - Ubrania były za małe, podobnie jak koce - kontynuowała. Podkreśliła, że wiele osób, które poznała, "utknęło" w ośrodku, byli rozdzieleni ze swoimi rodzinami. W niektórych przypadkach nawet na lata.
W poniedziałek zabrano Walijkę z ośrodka zatrzymań przy lotnisku, z którego miała zostać przeprowadzona na pokład samolotu lecącego do Walii. Jej rodzice Paul i Andrea Burke opowiedzieli BBC, że byli zszokowani, gdy córka powiedziała im, że w czasie transportu "miała założone łańcuchy na nogi, łańcuchy na talię i kajdanki (na ręce)". - Ona nie jest przecież Hannibalem Lecterem - powiedzieli, odnosząc się do filmowej postaci seryjnego mordercy, granego przez Anthony'ego Hopkinsa.
ICE wydało oświadczenie
Rodzice 28-latki opowiedzieli też o emocjach, jakie towarzyszyły im, gdy we wtorek czekali na lotnisku na córkę. - To były wielkie emocje - mówiła Andrea Burke. - Naprawdę byliśmy jak na szpilkach, po prostu wgapialiśmy się w drzwi, co wydawało się wiecznością. Kiedy zobaczyliśmy ją przechodzącą przez bramkę, wszystko, co tłumiliśmy w sobie, znalazło ujście. To był surrealistyczny dzień - kontynuowała.
Z kolei Paul Burke zapowiedział, że podejmie kroki, by nie przydarzyło się nikomu innemu to, co spotkało jego córkę. - Jest wiele rzeczy, którymi musimy się zająć za pośrednictwem kanałów politycznych, aby mieć pewność, że to nie przydarzy się nikomu innemu - powiedział.
Federalny Urząd ds. Imigracji i Egzekwowania Ceł (ICE) wydał w tej sprawie oświadczenie, w którym mówi o "naruszeniu amerykańskiego prawa". "Wszyscy cudzoziemcy naruszający amerykańskie prawo imigracyjne mogą zostać aresztowani, zatrzymani (…) i wydaleni ze Stanów Zjednoczonych bez względu na obywatelstwo" - stwierdzono.
Źródło: BBC
Źródło zdjęcia głównego: Christopher Dilts/Bloomberg via Getty Images