Wdowa po żołnierzu: Trump nie pamiętał jego imienia. Doprowadził mnie do płaczu


Słyszałam, jak się jąkał, próbując przypomnieć sobie imię mojego męża. To boli mnie najbardziej, bo jeśli mój mąż walczy za nasz kraj i ryzykuje życiem, dlaczego (prezydent) nie może zapamiętać jego imienia? - mówiła w rozmowie z "Good Morning America" Meyshia Johnson. Jej mąż zginął na początku października w czasie misji w Nigrze. Telefon z kondolencjami, który otrzymała od Donalda Trumpa, od wielu dni wywołuje za oceanem dyskusję.

Amerykanie z liczącego około tysiąca kontyngentu USA wypełniającego misję pokojową w Nigrze zostali zaatakowani 4 października podczas misji zwiadowczej, jaką przeprowadzali w miejscowości oddalonej o 120 kilometrów na północ od stolicy kraju, Niamey. Zginęło czterech amerykańskich żołnierzy.

Kontrowersje za oceanem budzą nie tylko okoliczności ich śmierci, ale także sposób, w jaki prezydent Donald Trump miał potraktować wdowę po jednym z zabitych żołnierzy, sierżancie Davidzie Johnsonie.

Dyskusję o rzekomym braku wrażliwości amerykańskiego przywódcy wywołała Frederica Wilson, członkini Izby Reprezentantów z ramienia demokratów.

Jak ujawniają amerykańskie media, sierżant Johnson był bliskim przyjacielem jej rodziny, a kobieta osobiście uczestniczyła w ceremonii przewiezienia trumny z jego ciałem z bazy sił powietrznych w Dover.

"Wiedział, na co się pisze"

W rozmowach z dziennikarzami Wilson opowiadała, że towarzyszyła wdowie po sierżancie w czasie, gdy zadzwonił do niej z kondolencjami Trump.

Według jej relacji prezydent miał powiedzieć zrozpaczonej Myeshi Johnson, że mąż "wiedział, na co się pisze". Prezydent zaprzeczył.

W poniedziałek Meyshia Johnson po raz pierwszy przedstawiła swoją wersję wydarzeń.

- Prezydent powiedział, że (mąż - red.) wiedział, na co się pisze, ale to i tak to boli… Doprowadziło mnie do płaczu, bo byłam bardzo niezadowolona z tonu jego głosu i sposobu, w jaki to powiedziała - relacjonowała.

- Nie pamiętał imienia mojego męża - zarzuciła prezydentowi kobieta. Jak dodała, prezydent przypomniał sobie tylko "dlatego, że było wytłuszczone w raporcie, który leżał u niego na biurku".

- Słyszałam, jak się jąkał, próbując przypomnieć sobie imię męża. To boli mnie najbardziej, bo jeśli mój mąż walczy za nasz kraj i ryzykuje życiem, dlaczego nie możesz zapamiętać jego imienia? - pytała.

Trump w odpowiedzi zapewnił na Twitterze, że doskonale wiedział o kogo chodzi, składając Johnson kondolencje "wypowiedział jego (męża - red.) imię bez wahania", a ich rozmowa była "pełna szacunku".

I had a very respectful conversation with the widow of Sgt. La David Johnson, and spoke his name from beginning, without hesitation!— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) 23 października 2017

Dwugłos wśród wdów

Gdy w amerykańskich mediach zaczęto kwestionować sposób, w jaki Trump traktuje bliskich zabitych w walkach żołnierzy, swoimi wrażeniami z rozmowy telefonicznej z prezydentem podzieliła się Natasha De Alencar.

Jej mąż, sierżant Mark R. De Alencar, 8 kwietnia zginął w Afganistanie, a cztery dni później otrzymała ona telefon z Białego Domu.

- W chwili, w której mój świat wywrócił się do góry nogami, a ja i moje dzieci nie wiedzieliśmy w którą iść stronę, poczułam się jakbym rozmawiała po prostu z innymi, zwykłym człowiekiem - powiedziała.

Jak wspominała Natasha, Trump nazwał jej męża szanowanym przez niego "niewiarygodnym bohaterem", pytał o jej dzieci, a także zaprosił do odwiedzenia go w Białym Domu. - Była to chwila przyjemności której potrzebowaliśmy, ponieważ przechodziliśmy przez piekło - podkreśliła.

Prezydent w tym sporze "skazany na porażkę"

Komentując kontrowersje wokół kondolencji dla Johnson, portal brytyjskiej telewizji BBC ocenił, że niezależnie od tego, kto ma rację, w przypadku polemiki z wdową po żołnierzu (Myeshią Johnson - red.) prezydent USA jest "skazany na porażkę".

Zdaniem BBC dyskusje te mogą mieć duże znaczenie polityczne dla Donalda Trumpa, który od czasu kampanii prezydenckiej kreował się na osobę bliską i doceniającą amerykańskich wojskowych.

Wątpliwości dotyczące sposobu składania przez niego kondolencji wdowom, podobnie jak twierdzenia magazynu "The Atlantic", że wiele rodzin poległych żołnierzy nie dostało ani telefonu, ani listu z Białego Domu, mogą burzyć ten wizerunek. Cała sytuacja może też, zdaniem BBC, świadczyć o niechlujności Białego Domu, który nie przygotował odpowiednio prezydenta do uniknięcia, a następnie poradzenia sobie z tą sytuacją.

Autor: mm//kg / Źródło: BBC, Washington Post, The Atlantic