W czwartek przypada rocznica szturmu na Kapitol. Rok po ataku zwolenników Donalda Trumpa na siedzibę amerykańskiego parlamentaryzmu zarzuty w sprawie usłyszało 725 osób, a wyroki 71. Jedno z największych w historii śledztw wciąż nie odpowiedziało na kluczowe pytania dotyczące planowania i głównych odpowiedzialnych.
Do szturmu doszło 6 stycznia 2021 roku.
- Do dziś pamiętam ten strach, który czułem wtedy w gmachu Kapitolu. Siedzieliśmy zamknięci w pokoju i słuchaliśmy odgłosów tłumu. Nikt nie wiedział, co będzie dalej - ani demokraci, ani republikanie - wspomina wydarzenia z 6 stycznia ubiegłego roku jeden z asystentów kongresmena demokratów. - Kiedy było po wszystkim, miałem nadzieję, że przyjdzie otrzeźwienie i unormalnienie naszej polityki. Dziś widać, że byłem naiwny - dodaje.
Rok po jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń w historii USA podobne głosy rozczarowania i obaw dotyczących przyszłości są powszechne, a polityczna polaryzacja nie osłabła. Według sondażu opublikowanego przez telewizję CBS, 66 procent Amerykanów uważa, że demokracja w USA jest zagrożona, a 68 procent, że 6 stycznia był tylko zwiastunem dalszej przemocy politycznej.
Choć większość (83 procent) negatywnie ocenia uczestników zamieszek, ocena tego, co się wówczas stało, jest zdecydowanie inna w zależności od partyjnych sympatii. Aż 41 procent wyborców republikanów uważa, że do Kapitolu wtargnęły "lewicowe grupy", zaś 50 procent - że "nietypowi" zwolennicy Trumpa. Jednocześnie 56 procent republikanów określiło zamieszki mianem "obrony wolności", zaś 47 procent - aktem patriotyzmu. Według innego sondażu, opublikowanego przez telewizję ABC, ponad połowa wyborców prawicy uważa że uczestnicy zamieszek "bronili demokracji".
Uroczystości upamiętniające
W czwartek odbędą się uroczystości upamiętniające to wydarzenie.
Choć do powtórki wydarzeń z 6 stycznia dotąd nie doszło, temperatura sporu nie osłabła. Według prokuratora generalnego Merricka Garlanda, kongresmeni otrzymali w tym roku ponad 9,6 telefonów z pogróżkami. Z setkami gróźb i przypadkami nękania musieli się mierzyć także pracownicy lokali wyborczych.
Zarzuty postawiono ponad 700 osobom
Jak wydarzenia z 6 stycznia wpłynęły na politycze notowania Donalda Trumpa, który wciąż jest bezdyskusyjnym liderem republikanów? Według sondażu telewizji ABC aż 71 procent wyborców partii wierzy też w jego twierdzenie, że to on był prawowitym zwycięzcą wyborów w 2020 roku. Politycy tacy jak lider republikanów w Senacie Mitch McConnell - którzy zdecydowanie potępili i uznali zwycięstwo Joe Bidena - mają znacznie gorsze notowania. Część z kongresmenów, którzy zagłosowali za impeachmentem Trumpa w związku z 6 stycznia zapowiedziało odejście z polityki.
Mimo trwającego od roku śledztwa, wciąż nie ma odpowiedzi na kilka kluczowych pytań, w tym między innymi na ile szturm na Kapitol był planowany. Jak dotąd zarzuty postawiono 725 osobom, 144 osoby przyznały się do winy, a 71 osób usłyszało wymiar kary. W większości byli to jednak "szeregowi" uczestnicy zamieszek, ukarani głównie za wykroczenie wtargnięcia do budynku Kongresu.
Więzenie dla 30 osób
30 osób otrzymało wyrok więzienia, z czego większość otrzymała do 3 miesięcy pozbawienia wolności. Na najdłuższą karę, ponad 5 lat więzienia, sąd skazał dotąd Roberta Palmera, który przyznał się do napaści na policjantów z użyciem masztu flagowego oraz gaśnicy. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych uczestników zamieszek, ubrany w futrzaną czapkę z rogami "szaman QAnon" Jacob Chansley, otrzymał 3,5-letni wyrok.
Na podobnie surowe kary może liczyć około 225 osób z zarzutami napaści na policjantów. Za kratki może również trafić 275 osób oskarżonych o zakłócanie oficjalnych procedur, czyli procesu oficjalnego liczenia głosów elektorskich.
Według szacunków prokuratury, ostateczna liczba osób z zarzutami może przekroczyć tysiąc.
Prokurator generalny: śledztwo potrwa tyle, ile będzie to konieczne
Przedstawiając te statystki w środę, prokurator generalny Merrick Garland zapowiedział, że śledztwo potrwa "tyle, ile będzie to konieczne".
- Departament Sprawiedliwości pozostaje zaangażowany, by pociągnąć do odpowiedzialności wszystkich sprawców 6 stycznia, na każdym szczeblu - niezależnie od tego, czy byli tego dnia tam obecni, czy w inny sposób ponoszą karną odpowiedzialność za ten zamach na demokrację. Podążymy za faktami dokądkolwiek nas doprowadzą - zapowiedział Garland.
Pytania o to, czy szturm był zaplanowany
Na to, że szturm zwolenników Trumpa na Kapitol, by przerwać zatwierdzenie wyniku wyborów, był przynajmniej do pewnego stopnia zaplanowany, wskazują dotychczasowe dowody ujawnione przez komisję śledczą Izby Reprezentantów. Tylko we wtorek komisja ujawniła SMS-y publicysty telewizji Fox News Seana Hannity'ego - uważanego za nieformalnego doradcę prezydenta - który na dzień przed zamieszkami mówił szefowi personelu Białego Domu, że jest "bardzo zaniepokojony najbliższymi 48 godzinami". Komisja wezwała dziennikarza do złożenia wyjaśnień dotyczących tej i innych wiadomości wymienianych z Białym Domem przed 6 stycznia.
Wcześniej ujawniono między innymi kilkupunktowy plan prawnika związanego z Trumpem Johna Eastmana przedstawiający, jak doprowadzić do odwrócenia wyniku wyborów. Plan nie przewidywał jednak siłowego zakłócenia obrad Kongresu.
Wciąż otwartą kwestią jest odpowiedzialność karna samego byłego prezydenta. Na możliwość postawienia zarzutów wskazywała m.in. wiceszefowa komisji Liz Cheney, która sugerowała, że Trump dopuścił się zaniedbania swoich obowiązków, przez trzy godziny zwlekając z odpowiedzią na szturm swoich zwolenników, mimo rozpaczliwych zakulisowych próśb republikańskich kongresmenów i jego stronników w mediach.
Według zapowiedzi Białego Domu, o roli Trumpa i zagrożeniu, jakie stwarza dla demokracji, ma powiedzieć prezydent USA Joe Biden w swoim przemówieniu rocznicowym w czwartek rano czasu lokalnego (po południu czasu polskiego). Jednak portal Politico zauważa, że uroczystości upamiętniające wydarzenia 6 stycznia będą jednak niemal całkowicie zdominowane przez demokratów. Wielu polityków prawicy uda się bowiem na pogrzeb byłego senatora Johnny'ego Isaksona, który odbywa się tego samego dnia w Atlancie.
Źródło: PAP