Już trzecią noc trwają w Minneapolis, największym mieście stanu Minnesota, protesty po śmierci Afroamerykanina, do której doszło w czasie zatrzymania przez policję. W czwartek wieczorem tłum sforsował wejście do jednego z komisariatów policji. Budynek - podobnie jak kilkanaście innych - doszczętnie spłonął. Protesty odbyły się też w kilku innych miastach Ameryki.
Duża grupa protestujących w Minneapolis pojawiła się w czwartek wieczorem m.in. przed jednym z posterunków. Jak poinformował John Elder z miejskiego Biura Informacji Publicznej, dowództwo policji podjęło decyzję o ewakuacji z budynku całego personelu chwilę po godz. 22. czasu lokalnego (5. rano w Polsce) "w interesie bezpieczeństwa zespołu".
Protestujący, w kolejnych godzinach protestu bardziej agresywni, próbowali dostać się do budynku, jednak trafili na opór ze strony policji, która użyła gazu łzawiącego i gumowych kul, by ich rozpędzić. Jak pisze agencja Reutera, wtedy na pewien czas sytuacja się uspokoiła, ale potem duża grupa ludzi wróciła przed komisariat i tym razem - wedle słów miejskiego urzędnika - "wtargnęła do budynku i wznieciła pożar".
Szef straży pożarnej w Minneapolis John Fruetel w rozmowie ze stacją CNN potwierdził częściowo te informacje, mówiąc, że strażacy "wiedzieli, że (zebrani - red.) próbowali podpalić drzwi wejściowe" posterunku. Po północy czasu lokalnego (7. rano w Polsce) strażacy wciąż nie mieli dostępu do budynku. Zdjęcia fotoreporterów z Minnseapolis z czwartkowej nocy pokazują, że komisariat doszczętnie spłonął. Po godz. 8. w Polsce pożar trwał.
Jak donosi Reuters, w okolicy ogień podłożono też pod dwa inne budynki. Spłonął samochód.
Dziesiątki pożarów, kradzieże w wielu miejscach
Do Minneapolis oraz ościennego Saint Paul skierowano 500 żołnierzy Gwardii Narodowej. Po zamieszkach w nocy ze środy na czwartek zaapelował o to burmistrz Minneapolis Jacob Frey.
W rozruchach zginęła od wtorku jedna osoba. Policja przekazała w nocy z czwartku na piątek, że w mieście splądrowano łącznie w czasie zamieszek około 170 sklepów i lokali należących do prywatnych właścicieli, a służby walczyły z "dziesiątkami pożarów".
Straż pożarna przekazała, że tylko w nocy ze środy na czwartek pożar wzniecony przez protestujących strawił 16 budynków. Dokładnych informacji z czwartku jeszcze nie było.
Burmistrz Minneapolis Jacob Frey powiedział, że "grabieże i niszczenie" miasta jest "nie do zaakceptowania". - Nasza społeczność nie zaakceptuje tego. (Atakowane są - red.) banki, na których polegają ludzie, sklepy, w których ludzie kupują jedzenie, apteki, w których kupują leki - wyliczał, cytowany przez CNN.
Śmierć George'a Floyda
Zarzewiem protestów jest sprawa George'a Floyda, czarnoskórego 46-latka, który zmarł w trakcie zatrzymania przez policję. W poniedziałek do internetu trafiło nagranie z incydentu, na którym widać, jak jeden z policjantów przyciska mężczyźnie kolanem szyję do ziemi, nie reagując na krzyki Floyda, że nie może oddychać. Wkrótce potem mężczyzna zmarł.
Policjanci biorący udział w zatrzymaniu zostali zwolnieni ze służby, a FBI wszczęło dochodzenie w ich sprawie. Burmistrz Minneapolis Jacob Frey w środę zaapelował do miejscowej prokuratury o postawienie zarzutów funkcjonariuszom.
Śmierć Floyda zbulwersowała dużą część opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych. Policja - nie tylko w Minneapolis - musi mierzyć się z zarzutami o rasizm i stosowanie niewspółmiernej przemocy w trakcie zatrzymań. Protesty rozgorzały w wielu miastach USA. W czwartek miały miejsce tym w Phoenix w stanie Arizona, w Louisville w Kentucky i w Memphis w stanie Tennessee.
Trump: tam, gdzie zaczyna się plądrowanie, zaczyna się strzelanie
O sytuacji w Minneapolis informowany jest stale prezydent Donald Trump. W czwartek wieczorem odniósł się do zamieszek, pisząc w mediach społecznościowych, że uczestniczący w nich "hańbią pamięć George'a Floyda". Prezydent ostrzegł, że na to "nie pozwoli". Trump zapewnił gubernatora Minnesoty Tima Waltza, że "wojsko stoi po jego stronie" i zaznaczył, że "tam, gdzie zaczyna się plądrowanie, zaczyna się strzelanie".
Po ponad dwóch godzinach od publikacji wpisu, został on opatrzony adnotacją przez Twittera. "Ten Tweet narusza nasze zasady dotyczące wyrażania pochwały dla przemocy. Ponieważ jednak jego treść ma znaczenie z punktu widzenia interesu publicznego, zainteresowane osoby wciąż mogą go zobaczyć" - możemy przeczytać w polskiej wersji językowej komunikatu.
Źródło: CNN, Reuters, PAP, tvn24.pl