Gubernator apelował, Trump nie posłuchał. "Przyjechałem, by podziękować służbom bezpieczeństwa"

Źródło:
PAP

Donald Trump pojechał we wtorek do miasta Kenosha w stanie Wisconsin, gdzie trwają protesty po postrzeleniu 29-letniego Afroamerykanina przez policjanta. Prezydent USA wizytował zniszczony podczas zamieszek sklep i chwalił służby bezpieczeństwa. Wcześniej gubernator stanu i burmistrz miasta apelowali do Trumpa, by ten nie przyjeżdżał do Kenoshy, bo może to doprowadzić do zaognienia sytuacji.

29-letni Afroamerykanin Jacob Blake został siedmiokrotnie postrzelony przez policjanta, co zapoczątkowało gwałtowne protesty w mieście Kenosha. W ich trakcie zniszczono i spalono kilkadziesiąt budynków. By zapewnić bezpieczeństwo, do miasta na prośbę lokalnych władz skierowano oddziały Gwardii Narodowej. Blake przebywa w szpitalu w stabilnym, ale poważnym stanie.

Trump w Kenoshy

W nocy z wtorku na środę czasu polskiego do Kenoshy pojechał prezydent USA Donald Trump. Towarzyszył mu między innymi prokurator generalny William Barr. Trump wizytował zgliszcza sklepu, który zniszczono podczas zamieszek i rozmawiał z jego właścicielami. Zobowiązał się do przeznaczenia środków federalnych na pomoc firmom oraz służbom bezpieczeństwa w mieście.

W trakcie wizyty Trump zapewniał o wsparciu dla funkcjonariuszy, chwaląc ich pracę i apelując o potępienie antypolicyjnej retoryki. Wyraził przekonanie, że w służbach nie ma miejsca na rasizm, a większość policjantów to "honorowi, odważni i oddani funkcjonariusze publiczni".

W Kenoshy nie doszło do spotkania Trumpa z rodziną Blake'a. Jak przekazał prezydent, najbliżsi postrzelonego chcieli, by uczestniczył w nim prawnik, co on uznał za "niestosowne".

"Niektórzy ludzie uważają, że byłoby lepiej, gdybym nie przyjechał. Ja chciałem przyjechać"

Gubernator stanu Tony Evers oraz burmistrz miasta John Antaramian prosili Trumpa, by nie przyjeżdżał do położonej godzinę drogi samochodem na północ od Chicago Kenoshy. Argumentowali to tym, że jego wizyta przyczyni się do zaognienia sytuacji.

Prezydent nie przychylił się do ich apeli. - Niektórzy ludzie uważają, że byłoby lepiej, gdybym nie przyjechał. Ja chciałem przyjechać. Przyjechałem, by podziękować służbom bezpieczeństwa- - mówił Trump.

Wyborcze tło wizyty. Biden krytykuje Trumpa

Jednodniowa prezydencka wizyta w stutysięcznej Kenoshy odbyła na blisko dwa miesiące przed amerykańskimi wyborami prezydenckimi. W Wisconsin Trump w 2016 roku minimalnie zwyciężył, w tym roku analitycy ponownie prognozują zaciętą walkę o zwycięstwo. Pod koniec sierpnia kandydat republikanów w kluczowych stanach nadrabia stratę do swojego rywala - demokraty Joe Bidena, którego oskarża o uleganie radykalnym frakcjom w partii.

Sztab Bidena zapowiadał, że ten wkrótce pojedzie do Wisconsin. Nie podano jednak konkretnej daty, nie wiadomo również, czy były wiceprezydent USA odwiedzi Kenoshę. W poniedziałek Biden potępiając przemoc demonstrujących oskarżył ubiegającego się o reelekcję przywódcę USA o "dolewanie oliwy do ognia". - Trump nie zatrzyma przemocy, a za jego rządów kryzysy wciąż się mnożą - ocenił w trakcie wystąpienia w Pittsburghu.

Afroamerykanin siedmiokrotnie postrzelony przez policję w Wisconsin. Materiał Patryka Rabiegi
Afroamerykanin siedmiokrotnie postrzelony przez policję w Wisconsin. Materiał Patryka Rabiegi TVN24 / "Polska i Świat"

Śmierć w trakcie zamieszek

Wcześniej we wtorek prezydent Donald Trump odmówił potępienia 17-letniego Kyle'a Rittenhouse’a, oskarżonego o zastrzelenie dwóch osób w czasie demonstracji w Kenosha. Wygląda na to - jak uzasadnił - że działał on w samoobronie.

Nastolatek stoi wobec zarzutu zastrzelenia dwóch demonstrantów i zranienia trzeciego. Oskarżony jest też o kilka mniejszych przestępstw kryminalnych. Do tragedii doszło w ubiegły wtorek podczas protestów przeciw brutalności policji w Kenosha, w stanie Wisconsin. Rittenhouse przebywa w areszcie w stanie Illinois, gdzie mieszka. Trwa śledztwo w tej sprawie. Jak informuje we wtorek amerykańskie radio publiczne NPR, Trump zapytany podczas poniedziałkowej konferencji prasowej, czy potępiłby czyn nastolatka z Illinois, stanął w jego obronie. Powiedział, że wydaje mu się, że domniemany zabójca działał w samoobronie. - Wygląda na to, że próbował od nich uciec. (…) Myślę, że był w bardzo dużym kłopocie. Prawdopodobnie zostałby zabity – wyjaśnił prezydent.

Zdaniem adwokatów Rittenhouse’a właściciel miejscowego salonu samochodowego poprosił go o ochronę firmy w trakcie protestów. Nastolatek został wówczas zaatakowany przez demonstrantów. Prawnicy argumentują, że w obronie życia nie miał innego wyjścia niż użyć broni. Uciekł się, jak podkreślają, do "nadanego przez Boga, konstytucyjnego, powszechnego i ustawowego prawa do samoobrony".

Autorka/Autor:ads\mtom

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: Biały Dom