Nie chcemy, by dochodziło do przemocy – oświadczył Donald Trump, rozmawiając we wtorek z dziennikarzami o ostatnich wydarzeniach w Waszyngtonie. Prezydent, który na osiem dni przed opuszczeniem urzędu udał się na amerykańsko-meksykańską granicę, odniósł się również do sformułowanego przez demokratów artykułu impeachmentu.
W ubiegłą środę 6 stycznia do budynku amerykańskiego Kongresu wtargnął tłum zwolenników Donalda Trumpa, przerywając obrady obydwu izb, na których ostatecznie zatwierdzony miał zostać wybór Joe Bidena na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Doszło do starć z policją. Zginęło pięć osób – policjant i czworo demonstrujących.
Wśród polityków opozycyjnej Partii Demokratycznej, ale również niektórych republikanów, pojawiają się zarzuty wobec urzędującego prezydenta o to, że oskarżeniami o "sfałszowane" i "skradzione" wybory sprowokował swoich stronników do szturmu na Kapitol.
"Nie chcemy, by dochodziło do przemocy"
We wtorek Donald Trump, który z Białego Domu udał się na amerykańsko-meksykańską granicę w teksańskim Alamo, został zapytany przez dziennikarzy o ostatnie wydarzenia w Waszyngtonie. - Nie chcemy, by dochodziło do przemocy – zadeklarował Trump, który za osiem dni opuści urząd głowy państwa. Prezydent dopytywany o to, czy uważa, że ponosi odpowiedzialność za zeszłotygodniowy szturm na Kapitol, odparł, że jego ówczesne słowa były "całkowicie właściwe".
Prezydent potępił również demokratów, którzy w poniedziałek wnieśli przeciw niemu artykuł impeachmentu, oskarżając głowę państwa o "podżeganie do przewrotu". Zdaniem Trumpa jest to "kontynuowanie największego polowania na czarownice w historii amerykańskiej polityki".
Trump dodał, że jeżeli przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi oraz lider demokratów w Senacie Chuck Schumer dalej będą szli tą drogą, to "wywoła to ogromny gniew w naszym kraju". Prezydent nie odpowiedział na pytania dziennikarzy, czy zamierza dobrowolnie ustąpić z urzędu.
Odnosząc się do zablokowania go na Twitterze i Facebooku, oznajmił, że wielkie firmy technologiczne popełniają błąd, a ich działania powodują złość.
Trump: wolność słowa jest atakowana jak nigdy wcześniej
Po wylądowaniu w Alamo na południu Teksasu Donald Trump powiedział, że wolność słowa jest atakowana jak nigdy wcześniej.
Oznajmił, że nie obawia się uruchomienia 25. poprawki do Konstytucji, która umożliwia wiceprezydentowi i większości gabinetu odsunięcie prezydenta od władzy, a procedura impeachmentu spowoduje w kraju złość. Teraz czas na leczenie, na pokój – powiedział.
Demokraci zarzucają Trumpowi "podżeganie do przewrotu"
W poniedziałek członkowie Partii Demokratycznej w Kongresie wnieśli rezolucję zawierającą artykuł impeachmentu wobec Trumpa. W przedłożonej rezolucji zarzucono prezydentowi "podżeganie do przewrotu", w efekcie czego doszło do szturmu jego zwolenników na Kapitol. Autorzy wniosku przypomnieli również ujawnioną w mediach telefoniczną rozmowę prezydenta z sekretarzem stanu Georgia Bradem Raffenspergerem, w której nakłaniał go do "znalezienia" takiej liczby głosów, by przechylić wynik w tym stanie na jego korzyść.
W artykule stwierdzono między innymi, że republikański prezydent swoimi działaniami zagroził bezpieczeństwu USA i integralności systemu demokratycznego oraz zakłócił pokojowe przekazanie władzy. Przywołano również 14. poprawkę do konstytucji, która głosi, że osoba zaangażowana w "powstanie lub bunt" przeciwko Stanom Zjednoczonym nie może sprawować urzędu.
Jako możliwą datę głosowania nad artykułem w Izbie Reprezentantów lider demokratycznej większości Steny Hoyer wskazał najbliższą środę.
W pierwszej kolejności demokraci wnieśli rezolucję, która wzywała wiceprezydenta Mike'a Pence'a oraz członków gabinetu do odsunięcia prezydenta Donalda Trumpa z urzędu na mocy 25. poprawki do konstytucji. Przewiduje ona możliwość usunięcia głowy państwa ze stanowiska, jeżeli wiceprezydent oraz większość rządu uzna, że nie jest on zdolny do wykonywania urzędu.
Reuter zwrócił uwagę, że Trump może być pierwszym prezydentem USA w historii, wobec którego procedurę impeachmentu wszczęto dwukrotnie. Agencja zaznacza jednak, że proces w Senacie odbyłby się najprawdopodobniej dopiero po planowanej na 20 stycznia inauguracji prezydenta Joe Bidena.
Źródło: BBC