Reuters sporządził szeroki raport na temat niedoboru amunicji artyleryjskiej w państwach Zachodu, co dramatycznie przekłada się na sytuację na ukraińsko-rosyjskim froncie. Wskazuje on na szereg złych decyzji i inwestycji na przestrzeni ostatnich dekad podjętych w USA i innych państwach NATO, w tym na odejście od wykorzystywania trotylu (TNT) do produkcji amunicji kalibru 155 mm. W oświadczeniu dla agencji Reutersa amerykańska armia po raz pierwszy publicznie potwierdziła, że po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę powrócono do TNT przy produkcji pocisków artyleryjskich. Tego materiału wybuchowego, jak też innych, obecnie brakuje. Znajdujące się nieopodal Bydgoszczy zakłady Nitro-Chem są "ostatnią zachowaną fabryką TNT w Europie czy Ameryce Północnej".
Reuters opublikowała w piątek raport pod tytułem "Lata błędnych kalkulacji USA i NATO doprowadziły do poważnych niedoborów amunicji na Ukrainie".
Napisano w nim, że od czasu aneksji Krymu w 2014 r. "decydenci w Ameryce i Europie wielokrotnie nie reagowali na ostrzeżenia dotyczące opłakanego stanu przemysłu zbrojeniowego Zachodu". Rezultatem jest "niezdolność do odpowiedniego zaopatrzenia Ukrainy w kluczową broń i zmiana kierunku wojny".
Dekady złych decyzji
Ukraina, ale też całe NATO, posiadają małą ilość amunicji artyleryjskiej 155 mm, a za to - według agencji - ponosi winę Zachód. Zaniedbania sięgające lat 80. stoją za problemami z dostarczeniem Kijowowi tej amunicji, która jest kluczowa w walce z Rosją.
Śledztwo Reutersa dowiodło, że braki w amunicji kalibru 155 mm są wynikiem złych wyliczeń i decyzji administracji Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, które zostały podjęte na długo przed rosyjską inwazją Ukrainy, która rozpoczęła się w lutym 2022 roku.
Dekada złych inwestycji, decyzji oraz błędów produkcyjnych miała dużo większy wpływ na braki amunicji artyleryjskiej w Ukrainie niż konflikt republikanów z demokratami w Kongresie USA, który spowodował opóźnienie w przekazaniu pakietu wsparcia dla Ukrainy - twierdzi Reuters.
Czym jest pocisk kalibru 155 mm i powody jego braków
155 mm jest standardowym kalibrem amunicji w NATO. Jej produkcja w Stanach Zjednoczonych od lata 2014 roku do jesieni 2015 roku była na tak niskim poziomie, że USA nie powiększyły w tym czasie swoich magazynów o ani jeden pocisk. Problemy z jakością wyprodukowanych pocisków tego typu i bezpieczeństwem w fabrykach spowodowały wielokrotne przerwy w produkcji. W 2021 roku przez wadliwie wyprodukowaną amunicję wydajność fabryk przez miesiące była o połowę niższa.
Kolejnym powodem ograniczenia produkcji pocisków kalibru 155 mm była decyzja administracji USA o zmianie rodzaju materiałów wybuchowych używanych do jej wytwarzania. Podjęto wówczas decyzje o budowie nowego ośrodka produkcji, którego koszt wyniósł 147 mln dolarów. Z wielu powodów okazało się, że nowa fabryka nie jest przydatna i do tej pory nic się w niej nie produkuje.
Brak możliwości przyśpieszenia produkcji jest spowodowany m.in. przestarzałą infrastrukturą. Fabryka w stanie Virginia produkująca materiał miotający do wystrzeliwania pocisków została otwarta w 1941 roku i do dziś jest używana mimo wielu raportów, w których oceniono, że nie nadaje się ona już do użytku. Budowa fabryki, która miała ją zastąpić, opóźniła się o ponad dekadę, a jej koszt wzrósł dwukrotnie.
Opóźnienia w budowie nowego ośrodka do produkcji pocisków prochowych uzależniły USA od importu tego surowca. Głównymi producentami, od których Stany Zjednoczone pozyskują ten materiał, są Chiny i Indie, które - jak zauważa Reuters - mają bliskie związki z Rosją.
Reuters ocenił, że "szczególnie ironiczne" jest to, iż amerykański plan sprzed wojny w Ukrainie pozyskiwania trotylu (TNT) z zagranicy obejmował kontrakty z fabryką we wschodniej Ukrainie", ale "zakład został przejęty przez Rosję na początku wojny".
Wiele krajów Zachodu również zdecydowało się w ubiegłej dekadzie ograniczyć wydatki na produkcję amunicji artyleryjskiej i importować same pociski bądź materiały potrzebne do ich produkcji. Wszystkie te decyzje wpłynęły na osłabienie możliwości produkcyjnych, jak i samego stanu magazynów.
Trotyl, czyli podstawa pocisków
Reuters pisze, że pieniądze były jednym z powodów ograniczających zdolności Zachodu do przygotowania się na rosyjską agresję na Ukrainę.
Jak ustaliła agencja Reuters, "na dekadę przed inwazją Rosji na Ukrainę w 2022 r. armia amerykańska podjęła kluczową decyzję dotyczącą rodzaju materiału wybuchowego wykorzystywanego w pocisku 155 mm oraz na których dostawcach polegać. Wybór okazał się niezbyt dobry: nie tylko spowolnił tempo produkcji, ale także sprawił, że Zachód miał trudności ze znalezieniem wystarczającej ilości materiału wybuchowego, aby zwiększyć produkcję".
Decyzja Stanów "wiązała się z odejściem od stosowania (trinitrotoluenu) trotylu, lepiej znanego jako TNT". "Według Thomasa Klapotke, profesora energetyki na Uniwersytecie w Monachium, ten materiał wybuchowy jest ceniony ze względu na wysoką stabilność. Oznacza to, że można go stopić i wlać do łusek bez wywołania eksplozji" - czytamy.
"Jeszcze przed II wojną światową TNT mieszano z innymi mniej stabilnymi 'wypełniaczami wybuchowymi', bardziej znanymi chemikom niż laikom – głównie z mocniejszym oktogenem, zwanym HMX, lub heksogenem, zwanym RDX. Klapotke powiedział, że od tego czasu standardowa mieszanka stosowana w pociskach artyleryjskich prawie się nie zmieniła. Ale w czasie wojny na Ukrainie brakuje każdego z tych materiałów wybuchowych" - podano w raporcie.
Rola polski: "ostatnia zachowana fabryka TNT"
Agencja zauważa, że w zachodniej Polsce, w Bydgoszczy, znajduje się zakład, który produkuje około 10 tysięcy ton trotylu rocznie.
"Problemem dla Ukrainy jest to, że zlokalizowana niedaleko Bydgoszczy fabryka jest ostatnią zachowaną fabryką TNT w Europie czy Ameryce Północnej.
Zakład ten prowadzony jest przez państwową spółkę Nitro-Chem. Firma nie chce zdradzić, ile dokładnie ton mego materiału produkuje. "Pojedynczy nabój kalibru 155 mm zwykle wymaga około 10 kg trotylu. Oznacza to, że 10 000 ton trotylu wystarczyłoby na wytworzenie około miliona nabojów" - wskazano.
"Według personelu fabryki, znaczna część trotylu produkowanego w Polsce jest wysyłana do Stanów Zjednoczonych. Następnie jest pakowany w pociski z innymi składnikami i dodawany do kurczących się zapasów armii amerykańskiej. Najstarsze pociski wysyłane są z powrotem do Polski, a następnie na Ukrainę" - napisano.
Reuters podkreśla, że "niewiele krajów produkuje obecnie TNT, głównie ze względu na obawy środowiskowe związane z zanieczyszczeniem wysoce toksycznymi chemikaliami wytwarzanymi w procesie produkcyjnym".
Zauważono, że "oprócz fabryki w Polsce, produkcja trotylu koncentruje się obecnie w Chinach i Indiach".
Ogląda materiał w TVN24GO: Wody czerwone. Kto zapłaci za odpady z fabryki trotylu?
Powrót do trotylu. "Armia po raz pierwszy publicznie potwierdziła"
Raport ujawnia, że "żadna placówka w USA nie produkowała TNT od 1986 roku", a "armia polegała na imporcie". "Kilkadziesiąt lat później, w 2014 r., armia zaczęła próbować odejść od TNT na rzecz innego związku wybuchowego o nazwie IMX-101. Wówczas stwierdziła, że IMX-101 jest bardziej przyjazny dla środowiska i mniej podatny na detonację przez przypadek" - uargumentowano.
Reuters dowiedział się, że "około 17 miesięcy po rozpoczęciu wojny na Ukrainie, armia po cichu powróciła do TNT ze względu na koszty i wydajność", zaś "IMX, choć mniej toksyczny, okazał się mieć również pewne negatywne aspekty środowiskowe".
"W oświadczeniu dla agencji Reuters armia po raz pierwszy publicznie potwierdziła, że 'plan uległ zmianie' i w lipcu ubiegłego roku zaprzestała produkcji IMX-101 dla pocisku kalibru 155 mm" - poinformowano w raporcie.
"Nieoczekiwane wydarzenia na świecie i koszt IMX skłoniły armię do porzucenia IMX-101 i użycia TNT, który jest tańszy" - oświadczyły amerykańskie Siły Zbrojne.
Jak ograniczenie dostaw przekłada się na sytuację na froncie
Ocenia się, że amunicja artyleryjska jest kluczowa dla armii ukraińskiej w walce z Rosją. Sześć różnych oddziałów armii ukraińskiej przekazało Reutersowi, że nagłe ograniczenie dostaw amunicji artyleryjskiej w październiku ubiegłego roku dramatycznie zmieniło sytuację na froncie.
Gdy Ukraina wystrzeliwała 10 tys. pocisków dziennie, jej dzienne straty wynosiły 35-45 poległych żołnierzy i około 300 rannych. W momencie, kiedy siła ognia artyleryjskiego musiała zostać zmniejszona o połowę, na froncie ginęło 100 żołnierzy dziennie i przynajmniej 1000 było rannych.
Źródło: Reuters, PAP