Reżyserka i scenarzystka Adelina Borets wydostała się podczas rosyjskiej inwazji z Kijowa i dotarła do Polski. W "Kropce nad i" wspominała, że początkowo na dworcu czekała na pociąg, by dostać się na drugi brzeg miasta, ale przyjechał skład kursujący w innym kierunku. - Słyszę, że to jest pociąg do Lwowa, odwracam się do rodziców, którzy już w tłumie coraz dalej, coraz dalej ode mnie, a oni mówią: "Jedź!" - relacjonowała. Opowiadała również o tym, jak z innymi Ukraińcami znalazła rosyjskich dywersantów.
Reżyserka i scenarzystka Adelina Borets przyjechała do Kijowa kręcić dokument o trzech pokoleniach Ukrainek. W stolicy zastała ją wiadomość o rosyjskiej agresji. Borets udało się jednak wrócić do Polski. W "Kropce nad i" w TVN24 opowiadała o tym, jak wyglądał jej wyjazd z ukraińskiej stolicy i jakie emocje jej towarzyszyły.
Adelina Borets: wzięłyśmy za ręce, mocno zaczęłyśmy płakać
Mówiła, że najpierw chciała dostać się na inny brzeg Kijowa i jedyną opcją była podróż pociągiem. - Jak dostałam się na dworzec, przyjechał jakiś pociąg - powiedziała. Okazało się, że był to kurs do Lwowa. Borets przekazała, że w środku były niemal "same matki, dzieci". - Było paru chłopaków, ale którzy po prostu jechali na zachód - zaznaczyła.
- Słyszę, że to jest pociąg do Lwowa, odwracam się do rodziców, którzy już w tłumie coraz dalej, coraz dalej ode mnie, a oni mówią: "Jedź, jeżeli wejdziesz teraz do tego pociągu, dawaj, zrób to" - wspominała. - Weszłam, bo już starali się wpuszczać tylko same matki z dziećmi i kobiety - dodała reżyserka.
Jak mówiła, w środku "nie było ludzi agresywnych". - Były same zrozpaczone kobiety - kontynuowała. Powiedziała, że usiadła na podłodze i "przez to, że przeżyła taki mocny stres, w tłumie ludzi przez godzinę wsiadając do tego wagonu", rozpłakała się.
- Ja płaczę, kobieta obok mnie płacze i jeszcze jedna kobieta i my po prostu - ja nie znam tych kobiet - wzięłyśmy za ręce i zaczęłyśmy płakać - relacjonowała.
Czytaj relację tvn24.pl: Atak Rosji na Ukrainę
Adelina Borets o tym, jak z innymi Ukraińcami znalazła rosyjskich dywersantów
Rozmówczyni Moniki Olejnik mówiła także o tym, jak w nowych realiach zachowują się Ukraińcy. Przekazała, że ci, którym nie udało się dostać do obrony cywilnej, działają "na osiedlu". - Zdejmowaliśmy znaki z domów, żeby zdezorientować Rosjan (...), szukaliśmy dywersantów - wspominała.
Opowiedziała także historię, kiedy - wraz z innymi osobami - odnalazła rosyjskich dywersantów.
- Poszliśmy do naszego konsjerża w domu. Sprawdzaliśmy, kto jest właścicielem naszych mieszkań, a kto wynajmował. Znaleźliśmy taką panią, która wynajęła miesiąc przed (tą - red.) sytuacją mieszkanie. Z nią mieszkało dwóch mężczyzn. Zadzwoniliśmy po policję. Policja przyjechała, a tam mapa Kijowa, różne tropy. Tym sposobem, bardzo łatwym, znaleźliśmy dywersantów - relacjonowała Borets.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24