Kostiantyn Wełyczko, ukraiński wolontariusz z okupowanego Mariupola, który spędził w rosyjskiej niewoli 107 dni, złożył skargę na Rosję do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka - podała ukraińska sekcja Radia Swoboda. Wełyczko twierdzi, że był torturowany przez okupantów. Opisał, jak Rosjanie traktowali więzionych Ukraińców. Mówił o biciu, zmuszaniu do kopania własnych grobów, rażeniu prądem. Wełyczko chce walczyć o odszkodowanie.
Kostiantyn Wełyczko pomagał ewakuować mieszkańców Mariupola i miejscowości, położonych wzdłuż wybrzeża Morza Azowskiego, bombardowanych po rozpoczęciu inwazji zbrojnej Rosji na Ukrainę. Z Mariupola wywiózł także swoją rodzinę - matkę, żonę i córkę.
Pod koniec marca mężczyzna został zatrzymany przez rosyjskie wojsko na punkcie kontrolnym w pobliżu Mariupola. "W tym czasie byłem koordynatorem kilku organizacji, zajmujących się ewakuacją cywilów. Udało się nam zebrać środki na duży autobus, otrzymaliśmy wszystkie niezbędne dokumenty. Autobus został oznakowany niezbędnymi symbolami. Ale rosyjscy żołnierze i tak nas zatrzymali" - relacjonował Wełyczko, cytowany w sobotę przez ukraińską sekcję Radio Swoboda.
Opis tortur z rąk Rosjan. Bicie, zmuszanie do kopania własnych grobów, rażenie prądem
Po zatrzymaniu wolontariusze zostali przewiezieni do niewielkiej miejscowości Nikolske w obwodzie donieckim. Formalnym powodem, jaki im podali Rosjanie, była konieczność uzyskania pozwolenia na wjazd do Mariupola. Stało się tak mimo że - jak tłumaczył Wełyczko - wolontariusze mieli przepustki z Czerwonego Krzyża.
"Później zaczęło się etapowanie. Trafialiśmy w różne miejsca. Bili nas na każdym etapie. Mężczyzn, którzy byli z nami, zmuszano do kopania własnych grobów, byli rażeni prądem. Przewożono nas z miejsca na miejsce z zaklejonymi taśmą rękami i oczami. Ładowano na ciężarówki, traktowano nas jak terrorystów, jak dzikie zwierzęta" - mówił.
Kawałek chleba i szklanka wody raz na dobę
Warunki, w jakich byli przetrzymywani ukraińscy jeńcy, były straszne - opowiadał wolontariusz. Mówił, że uwięziono ich w pomieszczeniach z małymi oknami, których nie można było otworzyć, z metalowymi ławkami i stołami oraz ciągle zatkaną toaletą. W celach przez całą dobę były także włączone światła i muzyka.
Jeńcy otrzymywali przez jakiś czas po kawałku chleba i szklance wody na dobę, później okupanci w kolonii karnej uruchomili kuchnię polową, gdzie gotowano zupę jarzynową. Było też coś w rodzaju herbaty, słabej i bez cukru - przekazał w rozmowie z Radiem Swoboda.
"Wszystkie nasze choroby leczono wodą z jodem i solą. Płukaliśmy tym usta, nosy i gardła, wszyscy chorowaliśmy. Już po dwóch tygodniach w izolatkach leżeliśmy chorzy, jak trupy" - mówił Wełyczko.
107 dni w niewoli. Uwolniony "cudem"
Mężczyzna był przetrzymywany w rosyjskiej niewoli przez 107 dni. Zapamiętał żołnierzy, którzy go zatrzymali i przekazał informację w tej sprawie władzom ukraińskim. Został uwolniony - jak twierdzi - cudem: zgodziły się na to okupacyjne władze obwodu donieckiego.
"Zostaliśmy po prostu wyrzuceni za bramy kolonii karnej, bez grosza przy duszy, mając liche ubrania i buty" - relacjonował Wełyczko. Dodał, że uwolnienie zarówno jego, jak i innych jeńców, było efektem wysiłku ukraińskich władz i organizacji humanitarnych, a także przyjaciół i krewnych, którzy pisali prośby i nagłośnili sprawę w mediach.
Wełyczko jest jednym z ponad trzydziestu kierowców ochotników, którzy ewakuowali ludzi z okupowanego Mariupola i po zatrzymaniu byli przetrzymywani w niewoli przez rosyjskie wojsko. Ich sprawy zostały połączone w jedną i są badane przez ukraińskich funkcjonariuszy organów ścigania.
Naruszone prawa człowieka. Skarga do trybunału w Strasburgu
Julia Polechina, prawniczka z broniącej praw człowieka organizacji Sicz powiedziała Radiu Swoboda, że w imieniu Wełyczki została złożona skarga do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Chodzi o naruszenie przez Rosję kilku artykułów Konwencji Genewskich, w tym zakazu tortur, nieludzkiego i poniżającego traktowania, a także bezprawnego przetrzymywania.
Źródło: Radio Swoboda