W najbliższych dniach Rosja zwiększy liczebność wojsk północnokoreańskich w obwodzie kurskim - stwierdził na antenie telewizji Kanał 24 ukraiński analityk do spraw bezpieczeństwa Pawło Łakijczuk. Według źródła w wywiadzie Korei Południowej, reżim w Pjongjangu ma wysłać na wojnę z Ukrainą łącznie 12 tysięcy żołnierzy. Łakijczuk ocenił, jakim wzmocnieniem dla rosyjskiej armii będą te siły.
Pawło Łakijczuk, były oficer sił zbrojnych Ukrainy i analityk ds. bezpieczeństwa, stwierdził w poniedziałkowej rozmowie z telewizją Kanał 24, że na Kremlu "przetestowano dziesiątki różnych sposobów w celu zrekompensowania strat poniesionych na ukraińskich froncie". - Jeśli mówimy o 11-12 tysiącach żołnierzy z Korei Północnej, to wystarczą oni na dwa, trzy tygodnie walk - ocenił analityk, dodając, że należy w tym przypadku brać pod uwagę dzienne straty armii rosyjskiej. - Jednak sam fakt użycia przez Rosję wojsk północnokoreańskich jest poważnym i złym sygnałem - dodał Łakijczuk.
Według źródła w wywiadzie Korei Południowej, reżim w Pjongjangu ma wysłać na wojnę z Ukrainą łącznie 12 tysięcy żołnierzy. Pierwsze oddziały - według wywiadu wojskowego w Kijowie - już trafiają do obwodu kurskiego w Rosji, gdzie trwa ofensywa sił ukraińskich.
Z raportów sztabu generalnego sił ukraińskich wynika, że armia rosyjska codziennie traci na froncie ponad tysiąc żołnierzy (chodzi o zabitych i rannych - red.).
Brak "mięsa armatniego"
W Ukrainie pojawiały się doniesienia, że reżim w Pjongjangu może skierować na wojnę z Ukrainą nawet 100 tysięcy żołnierzy. Informacje te nie zostały oficjalnie potwierdzone. Łakijczuk również nie mógł ich potwierdzić, stwierdził jedynie, że gdyby tak rzeczywiście było, prezydent Władimir Putin mógłby uniknąć ogłoszenia mobilizacji, bardzo potrzebnej armii rosyjskiej.
Inny ukraiński analityk, Andrij Charuk, komentując doniesienia o rzuceniu do walk pierwszych północnokoreańskich żołnierzy, ocenił, że Rosja sięgnęła po pomoc reżimu Kim Dzong Una z "banalnego powodu", ponieważ zabrakło jej "mięsa armatniego". - Federacja Rosyjska nadal dysponuje zasobami ludzkimi, ale to jest jak z ropą naftową w starych odwiertach: nie płynie już jak fontanna, trzeba ją wypompowywać - stwierdził Charuk, tłumacząc, że władze Rosji próbują zmobilizować żołnierzy na front poprzez ogromne podwyższenie opłat za zawarcie kontraktu, jednak to również nie pomaga w poszukiwaniu chętnych do walk.
Bariera językowa i nie tylko
Niezależny rosyjski ekspert, koreanista Leonid Pietrow prognozował we wcześniejszej rozmowie z telewizją Nastojaszczeje Wriemia, że armia północnokoreańska raczej nie będzie w stanie pomóc Rosji na froncie, przede wszystkim ze względu na barierę językową. - Nie można przypisać tłumacza do każdego żołnierza. Istnieje także ryzyko, że Koreańczycy zagubią się w procesie transportowania ich z rosyjskiego Dalekiego Wschodu do zachodnich granic Rosji. Nie mamy też pojęcia, jak zachowają się na pierwszej linii frontu - mówił Pietrow.
Koreanista przypuszczał również, że żołnierze armii Kim Dzong Una, którzy wcześniej nie mogli opuścić swojego kraju, nigdy nie słyszeli i nie mogli wiedzieć o tym, co dzieje się poza Koreą Północną, mogą próbować szukać schronienia na terenie Rosji lub poza jej granicami z powodu złej sytuacji w swoim kraju.
Wpływ na teatr działań wojennych w Donbasie
Według rozmówców ze sztabu generalnego w Kijowie, z którymi rozmawiali dziennikarze ukraińskiego portalu ZN, obecność Koreańczyków "nie będzie miała znaczącego wpływu na teatr działań wojennych w Donbasie, ale może zmienić sytuację w rosyjskiej strefie przygranicznej, czyli w obwodzie kurskim, gdzie w sierpniu tego roku wkroczyło wojsko ukraińskie.
Źródło: Kanał 24, Nastojaszczeje Wriemia, ZN, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KCNA VIA KNS