Tusk po prostu lubi rządzić i uświadamia sobie, że jako prezydent miałby mniejszy wpływ na polską politykę niż obecnie - pisał w 2010 roku amerykański dyplomata, zastępca szefa misji w ambasadzie USA w Warszawie William Heidt. Depeszę o dylematach premiera rozważającego start w wyborach prezydenckich, ujawnił portal Wikileaks.
Depesza pochodzi z 7 stycznia 2010 roku i ma klauzulę "poufne". Zatytułowana została: Czy premier Tusk będzie kandydować na urząd prezydenta? (CZYTAJ CAŁĄ DEPESZĘ)
PO martwi się, co zrobi Tusk
- Premier Tusk powiedział, że Platforma Obywatelska aż do marca [2010 roku – red.] nie wyznaczy swojego kandydata w wyborach na prezydenta jesienią 2010 roku - pisze amerykański dyplomata, twierdząc, że Tusk zdaje się grać na czas, aby zapewnić zwycięstwo. - Skłonność Tuska do odwlekania formalnego zgłoszenia swojego uczestnictwa wywołała konsternację w szeregach PO, która martwi się o swoje szanse w mało prawdopodobnym przypadku nie kandydowania Tuska - czytamy w depeszy.
Jak pisał dyplomata, po dojściu do władzy PO w 2007 roku, kandydatura Tuska na prezydenta wydawała się "przesądzona". - Pomimo, że urząd prezydenta jest mniej wpływowy niż premiera, pozostaje on najbardziej pożądanym stanowiskiem politycznym w Polsce - referował dyplomata przełożonym w Waszyngtonie.
Spełniony scenariusz
Pomimo tego, amerykański urzędnik zaznaczał, że istnieje wiele przesłanek do tego, że Tusk zrezygnuje z ubiegania się o prezydenturę. Pierwszą z przesłanek, że tak się stanie, było według dyplomaty to, że Tusk musiałby bazować w kampanii na opinii o swoim rządzie, który "nie spełnił wysokich oczekiwań".
Ponadto Tuskowi miało się "podobać bycie premierem". - Tusk po prostu lubi rządzić i uświadamia sobie, że jako prezydent miałby mniejszy wpływ na polską politykę niż obecnie – przytacza dyplomata wypowiedź Michała Szczerby, "zaufanej osoby Premiera".
Jako potencjalnych "zastępców" premiera w wyścigu o fotel prezydenta dyplomata trafnie wskazał Bronisława Komorowskiego. Jako mniej prawdopodobne kandydatury wskazywał na Jana Krzysztofa Bieleckiego i Włodzimierza Cimoszewicza.
Źródło: Sekcja Dokumentacji i Analiz TVN24