Agencja Reutera weszła w posiadanie zdjęć pokazujących skutki nalotu tureckiego lotnictwa na cele kurdyjskie w północnym Iraku. Na zdjęciach widać m.in. zniszczone budynki mieszkalne w wioskach położonych w górach i unoszący się nad nimi dym. W sobotni wieczór do premiera Turcji zadzwonił prezydent Kurdystanu, który zażądał zaprzestania akcji zbrojnej przeciwko Kurdom. Działania Ankary poparł jednak jeden z wysokich urzędników departamentu stanu USA. Może się to nie spodobać Kurdom, którzy jako jedyni prowadzą sprawną walkę przeciwko dżihadystom w Syrii i Iraku.
Nagranie uzyskane przez agencję Reutera pokazuje zabudowania w jednej z górskich wsi, w której znajdują się pozycje Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Ankara - po tym, jak PKK przyznała się w ostatnich dniach do zabójstw żołnierzy i policjantów na południu Turcji "w odwecie za współpracę" Turcji z dżihadystami z Syrii - uznała Kurdów za wroga.
Możliwe kolejne protesty
Sytuacja w ostatnich dniach niezwykle się skomplikowała. W sobotę w Ankarze odbył się protest ponad tysiąca osób krytykujących naloty na Kurdów. Manifestacja skończyła się zamieszkami i starciami z policją.
W niedzielę o godz. 16.00 w Stambule miała ruszyć kolejny, o wiele większy marsz zwolenników procesu pokojowego Kurdów i Ankary, nie wiadomo jednak czy do zgromadzenia dojdzie, bo władze miasta nie wydały na nie pozwolenia.
USA wybiera między sojusznikami?
Oliwy do ognia dolał też by może w nocy z soboty na niedzielę Stany Zjednoczone. Brett McGurk - zastępca specjalnego wysłannika Białego Domu ds. walki z Państwem Islamskim w Syrii i Iraku - napisał na Twitterze, że USA "surowo potępiają kurdyjskie zamachy w Turcji" i "w pełni szanują prawo Turcji do samoobrony".
Dyplomata napisał, że co prawda Waszyngton rozumie, iż "nie ma związku pomiędzy nalotami na pozycje dżihadystów z atakami na PKK", ale nie wiadomo, czy Kurdowie zaakceptują łączenie ich w jakikolwiek sposób w komunikatach z islamistami.
Oddziały kurdyjskich peszmergów są jedynymi, które na przestrzeni ostatniego roku potrafiły stawić czoła i wygrać w otwartej walce na lądzie z dżihadystami z IS. Bez ich walki w Syrii i Iraku naloty międzynarodowej koalicji w regionie zdałyby się na nic, doprowadzając zapewne do zupełnego rozbicia tego ostatniego kraju.
Kurdowie przyznali się do zamachów
W niedzielny poranek napięcie między Turcją i Kurdami po raz kolejny wzrosło. W wyniku wybuchu bomby umieszczonej w samochodzie, w nocy z soboty na niedzielę, na przedmieściach Diyarbakir w południowo-wschodniej Turcji zginęło dwóch tureckich żołnierzy, a czterech innych zostało rannych - poinformowało ministerstwo obrony tego kraju.
Turecka armia poinformowała w komunikacie cytowanym przez agencję Reutera, że za winnych zamachu uznaje "członków oddziałów kurdyjskich" i dodała, że "w regionie trwa wymierzona przeciwko nim operacja".
W czwartek w zamachu w Diyarbakir, zamieszkałym w większości przez Kurdów, zginął z kolei turecki policjant. Zamaskowani sprawcy zaatakowali tego dnia dwóch policjantów miejscowej drogówki wezwanych do wypadku. Obaj funkcjonariusze zostali poważnie ranni i jeden z nich zmarł w szpitalu. Do tego zamachu przyznała się Partia Pracujących Kurdystanu (PKK).
Dzień wcześniej, w środę, w mieście Ceylanpinar znaleziono dwóch zastrzelonych policjantów. Do tego zabójstwa doszło w tej samej prowincji Sanliurfa, w której w poniedziałek w zamachu w mieście Suruc, dokonanym prawdopodobnie przez Państwo Islamskie (IS), zginęły 32 osoby.
PKK przyznała się do zabicia również tych dwóch policjantów i oświadczyła, że był to odwet za zamach w Suruc. Według PKK tureccy policjanci współpracowali z "bandami z Państwa Islamskiego".
Turcja uderzyła w Kurdów
W mieście Diyarbakir funkcjonuje też jedna z najważniejszych tureckich wojskowych baz lotniczych. Po tym jak Ankara - oprócz rozpoczęcia "otwartej ofensywy" przeciwko dżihadystom z Syrii - otworzyła też drugi front przeciw kurdyjskim rebeliantom z PKK właśnie z tej bazy wystartowały tureckie F-16 skierowane następnie na północ Iraku, gdzie uderzyły w cele związane z kurdyjską organizacją.
Ataki na pozycje PKK w Iraku grożą zdaniem zachodnich mediów podkopaniem procesu pokojowego podjętego przez Ankarę w 2012 r. w celu zakończenia konfliktu kurdyjskiego. Po tych atakach w sobotę na stronie PKK ukazało się oświadczenie, w którym bojownicy oznajmili, że rozejm z Ankarą "nie ma już sensu".
Od piątku władze tureckie, które rozpoczęły zatrzymania domniemanych członków IS i PKK w całym kraju. aresztowano aż "600 osób powiązanych z organizacjami terrorystycznymi" - oświadczył premier Turcji Ahmet Davytoglu.
Autor: adso//gry / Źródło: reuters, pap