We wtorek samolot z Londynu do Singapuru miał bardzo silne turbulencje. Dzafran Azmir, 28-letni student, który był na pokładzie, powiedział agencji Reutera, że samolot "zaczął nagle przechylać się i drżeć". Dodał, że "wszyscy pasażerowie, którzy nie mieli zapiętych pasów bezpieczeństwa, zostali wbici w sufit". Allison Barker, której syn był na pokładzie, powiedziała BBC, że czas, w którym czekała na wieści o samolocie to były "najdłuższe dwie godziny w jej życiu".
W samolocie Boeing 777 linii Singapore Airlines, lecącym z Londynu do Singapuru, było 211 pasażerów i 18 członków załogi. Maszyna musiała awaryjnie lądować w Bangkoku w Tajlandii. W wyniku silnych turbulencji zmarła jedna osoba.
Lokalne władze w Bangkoku poinformowały, że ofiara to 73-letni Brytyjczyk, który prawdopodobnie doznał zawału serca. Kilkadziesiąt osób zostało rannych, a sześć było w środę rano w stanie ciężkim w szpitalu.
Według danych portalu FlightRadar24 samolot w ciągu trzech minut obniżył lot z 37 do 31 tysięcy stóp (z ponad 11 kilometrów do około 9,5) - podaje agencja AP. Przez niecałe 10 minut maszyna pozostawała na tej wysokości, po czym znów gwałtownie obniżyła lot. Niecałe pół godziny później samolot wylądował w Bangkoku.
Zniszczenia wewnątrz samolotu
W mediach społecznościowych pojawiają się nagrania z wnętrza maszyny.
Jak relacjonował brytyjski korespondent "Faktów" TVN Maciej Woroch, widać na nich duży bałagan na podłogach, tacki, części bagażu podróżnych, ale przede wszystkim części wewnątrz maszyny, bo wstrząs był tak duży, że je uszkodził.
Pasażerowie "wbici w sufit"
Światowe media i agencje prasowe przytaczają relacje pasażerów. "Nagle samolot zaczął się przechylać i było czuć drżenie, więc zacząłem przygotowywać się na to, co się dzieje. I nagle nastąpił bardzo dramatyczny spadek. W tym momencie wszyscy pasażerowie, którzy nie mieli zapiętych pasów bezpieczeństwa, zostali wbici w sufit" - relacjonował agencji Reutera Dzafran Azmir, 28-letni student, który był na pokładzie samolotu. Jak dodał, "niektórzy ludzie uderzali głowami w kabiny bagażowe, wgniatając je".
"Wszędzie widziałem porozrzucane rzeczy, wielu członków załogi samolotu zostało rannych" - powiedział dyrektor generalny lotniska w Bangkoku Kittipong Kittikachorn po ewakuacji najciężej rannych pasażerów i członków załogi.
"Nagle się wzniosłem i uderzyłem w sufit"
BBC, pisząc o "przerażającym locie", przytacza relację jednego z Brytyjczyków, który znajdował się w maszynie wraz z rodziną.
"Lot trwał już około 10 godzin, wokół kręcili się ludzie. Nikt nie dawał żadnego sygnału, żeby zapiąć pasy" - powiedział.
"Wcześniej nie było żadnych turbulencji i nagle do nich doszło. Przez długi czas nie było żadnych oznak, a potem nagle się wzniosłem i uderzyłem w sufit" - dodał.
"Najdłuższe dwie godziny w życiu"
BBC przytacza też relację Allison Barker, której syn Josh był pasażerem feralnego lotu. Barker relacjonowała, że dostała od syna wiadomość: "Nie chcę was straszyć, ale mam wariacki lot. Samolot ląduje awaryjnie… Kocham was wszystkich".
Przez kolejne dwie godziny Allison nie miała o nim żadnych wieści. Stwierdziła, że "to było przerażające". "Nie wiedziałam, co się dzieje. Nie wiedzieliśmy, czy przeżył, to było bardzo stresujące. To były najdłuższe dwie godziny w moim życiu. To było okropne" - powiedziała BBC.
W końcu udało się jej porozmawiać z Joshem. "W jednej minucie po prostu siedział zapięty pasami bezpieczeństwa, a w następnej musiał stracić przytomność, bo znalazł się na podłodze z innymi ludźmi" - opisuje matka.
Josh odniósł jedynie lekkie obrażenia. "Chyba ma połamane zęby i obrażenia ust, ale nie sądzę, żeby było to coś poważniejszego" - relacjonuje Allison.
Źródło: Reuters, BBC, PAP