"We wtorek, 16 października, tuż po dziewiątej rano, prezydent Kennedy wezwał mnie do Białego Domu. Przez telefon powiedział tylko, że sprawa jest bardzo poważna. Gdy zaraz potem stawiłem się w jego gabinecie, oznajmił, że jeden z naszych samolotów wywiadowczych typu U-2 zakończył właśnie operację nad Kubą, sporządzając serię zdjęć, i że nasz wywiad doszedł do przekonania, iż Rosjanie instalują na wyspie wyrzutnie rakiet z głowicami atomowymi".
Tak zaczynają się wspomnienia Roberta Kennedy'ego, rodzonego brata prezydenta USA Johna F. Kennedy'ego, z najgorętszego okresu Zimnej Wojny, gdy świat stanął na krawędzi atomowej zagłady.
W ten sposób ówczesny prokurator generalny USA wspomina pierwszy ze słynnych 13 dni, w czasie których Waszyngton i Moskwa mocowały się nad głowami całego świata na nuklearne argumenty.
Od dziś przez następne 13 dni w tvn24.pl będziemy prezentować fragmenty wspomnień młodszego z braci Kennedych, by przypomnieć choćby z grubsza napiętą atmosferę, jaka panowała w Białym Domu w pamiętnym październiku 1962 roku.
Pewni eksperci
Zdjęcia, o których wspomina Kennedy, to oczywiście fotografie pochodzące z maszyny szpiegowskiej majora Richarda Heysera, która nad Kubą przeleciała 14 października. Z blisko tysiąca najciekawsze okazały się te zrobione na zachodzie wyspy, eksperci nie mieli żadnych wątpliwości, to radzieckie rakiety balistyczne.
- Co do mnie, to musiałem raczej uwierzyć na słowo. (...) Z niejaką ulgą dowiedziałem się później, że podobnie odebrali to wszyscy inni uczestnicy narady, nie wyłączająć prezydenta – wspomina Robert Kennedy spotkanie z ekspertami CIA w samo południe we wtorek 16 października, dodając, że oficjelom nie przywykłym do obcowania na co dzień ze szpiegowskimi zdjęciami, nawet na tak wysokim szczeblu, przedstawione przez wywiad fotografie kojarzyły się raczej z boiskiem piłkarskim niż śmiercionośnymi instalacjami.
Eksperci byli jednak pewni swego. Ich pewność, wspomina Kennedy, mogła równać się jedynie zaskoczeniu zgromadzonych w Białym Domu urzędników.
Zwodzeni
Kennedy wspomina bowiem, że zaledwie kilka tygodni wcześniej rozmawiał z radzieckiem ambasadorem Anatolijem Dobryninem i ten zapewniał go, że Nikita Chruszczow, przywódca radziecki, nie ma zamiaru rozmieszczać na wyspie broni ofensywnej.
Amerykanów już bowiem wtedy niepokoiła obecność sowieckich specjalistów budujących na Kubie obronę przeciwlotniczą czy bazę okrętów podwodnych. Istnienia pocisków balistycznych jednak nie byli świadomi. Sowieci tymczasem jeszcze 11 września oficjalnie zawiadamiali, że nie mają żadnej potrzeby rozmieszczania rakiet jądrowych nie tylko na Kubie, ale w żadnym innym kraju poza ZSRR.
- I oto we wtorkowy ranek, 16 października, patrząc na zdjędia wykonane z pokładu U-2 i słuchając objaśnień ekspertów z CIA, zdaliśmy sobie sprawę, że wszystkie te deklaracje, oświadczenia i posłania to jedno wielkie i wierutne kłamstwo. Dokładnie wtedy, gdy przewodniczący Chruszczow słał do prezydenta Kennedy'ego rozmaite oficjalne i prywatne zapewnienia, Rosjanie wwozili rakiety na Kubę i rozpoczynali budowę wyrzutni – wspomina brat prezydenta USA. I dodaje: "Byliśmy zszokowani. Rzecz w tym, że nie tylko daliśmy się zwieść Chruszczowowi, ale także sami siebie zwodziliśmy. Nikt z naszej ekipy, żaden funkcjonariusz rządowy nie przewidział i nie ostrzegł prezydenta, że rozbudowa kubańskiego potencjału może oznaczać rakiety".
Ani chwili do stracenia
Zwodzeni Amerykanie postanowili działać. Jeszcze we wtorek powstał przy prezydencie "Ex Comm", czyli Executive Committe, który, w najgłębszej tajemnicy, zaczął zastanawiać się nad wyjściem z sytuacji. Złożony z dyplomatów, urzędników i wojskowych komitet miał znaleźć takie rozwiązanie, które zapewniłoby zwycięstwo Waszyngtonowi. Obrady tego ciała w ciągu następnym dni miały niejednokrotnie okazać się wyjątkowo burzliwe, prowadząc niekiedy bardzo blisko do wydania przez prezydenta USA rozkazu bombardowania Kuby.
Takie były też pierwsze myśli wielu członków komitetu, najprostsze i najlepsze rozwiązanie to bombardowanie. Pierwszego dnia narodził się już jednak i pomysł, który miał zadecydować o losach Kryzysu Kubańskiego, sekretarz obrony Robert McNamara wymyślił blokadę, czyli odcięcie Kuby od świata przez szczelny kordon US Navy. Pomysł ten jednak nie od razu zyskał poparcie doradców prezydenta.
Wieczorem 16 października wojna nerwów dopiero się rozpoczynała. "Dyskutowaliśmy, kłóciliśmy się, walczyliśmy o przyszłość Ameryki i całej ludzkości, a tymczasem czas płynął nieubłaganie". 17 października wszystko miało zostać jeszcze w najgłębszej tajemnicy.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Trzynaście dni" autorstwa Roberta Kennedy'ego w przekładzie Grzegorza Woźniaka; wydał Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2003
Autor: mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA)