|

Trzecia lista do ewakuacji, Polaków brak. "Nikt z nas nie zasłużył na ten koszmar"

GettyImages-1760427759
GettyImages-1760427759
Źródło: Ashraf Amra/Anadolu via Getty Images

Wyszedłem z pokoju, bo nie chciałem rozmawiać przy dziecku. Córka jeszcze nie wie - mówi Wael Oukal, lekarz, który od 1986 roku mieszka w Polsce. Jego córka nie wie, że wczoraj w Strefie Gazy zmarła jej siedemnastoletnia kuzynka. W tym roku miała pisać maturę i rozpocząć dorosłe życie. To życie już się nie wydarzy. Podobnie jak wiele innych żyć.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Samira, ciocia trójki dzieci, które utknęły w Strefie Gazy i czekają na ratunek: - Kiedy ostatni raz z nimi rozmawialiśmy, mówili, że słyszą bomby i nie mogą spać. Wysłali nam zdjęcia i swoje nagrania. Napisali, żebyśmy mieli ich zawsze w pamięci.

Joanna el Nakhal, Polka, która razem ze swoją rodziną nie może wydostać się ze Strefy Gazy: - Dzieci nie śpią, bo gdy zasypiają, budzi je ich własny krzyk. Gdy słyszą odgłosy wybuchów, zaczynają się gwałtownie trząść. Moczą się ze strachu. Najmłodszy wnuk prawie cały czas siedzi mi na kolanach. Gdy gdziekolwiek coś uderzy, on od razu sika pod siebie z przerażenia. Brakuje nam wszystkiego. Nie mamy prądu. Telefony co jakiś czas ładujemy przez akumulatory samochodowe, ale te się wyczerpują. Nie mamy jedzenia. Jemy tylko daktyle i popijamy je filtrowaną wodą morską.

Joanna jest jednym z 28 obywateli Polski, którzy pozostają w strefie krwawego konfliktu, oczekując na ewakuację. Kilkoro z nich we wtorek wysłało list do polskich mediów z prośbą o pomoc. Wypowiedzi Joanny el Nakhal, Samiry oraz Barbary, Polki, której mąż przebywa aktualnie w Strefie Gazy, przytaczamy za tym listem.

Agencja Reuters podaje, że 7,5 tysiąca osób posiadających zagraniczne paszporty ma opuścić Strefę Gazy w ciągu najbliższych dwóch tygodni. - Za dwa tygodnie to my możemy prawdopodobnie już po zwłoki pojechać - mówi Mariusz, bliski pani Joanny.

Rodziny wymazane

- Wyszedłem z pokoju, bo nie chciałem rozmawiać przy dziecku. Córka jeszcze nie wie - tak rozmowę telefoniczną zaczyna Wael Oukal, lekarz, który od 1986 roku mieszka w Polsce.

Jego córka jeszcze nie wie, że wczoraj w Strefie Gazy zmarła jej siedemnastoletnia kuzynka. Śmierć była skutkiem ciężkich obrażeń, których doznała w czasie ataku bombowego. Przez dwa tygodnie leżała na szpitalnym oddziale intensywnej terapii, walcząc o każdy oddech. Bezskutecznie.

A w tym roku miała pisać maturę i rozpocząć nowe, dorosłe już życie. Ale to życie już się nie wydarzy. Nie wydarzy się także wiele innych żyć.

Mama. Siostra, jej mąż i ich trójka dzieci. Bratowa. Bratanek. To osoby, które Wael stracił w wojnie, jaka toczy się w Strefie Gazy. - Dzwoniłem do nich, nikt nie odbierał. Na jednej ze stron internetowych przeczytałem, że został zbombardowany nasz dom. Później zadzwonił jeszcze szwagier ze Szwecji i potwierdził tę informację. Tak się dowiedzieliśmy - opowiada Wael. Do tragedii doszło 16 października w Rafah w południowej części Strefy Gazy, tuż przy granicy z Egiptem. A Rafah miało być tym bezpieczniejszym, tym spokojniejszym regionem. Dla bliskich Waela niestety takim nie było.

Waelowi z najbliższej rodziny zostało tylko dwóch braci. Jeden z nich przebywał się w zbombardowanym domu, cudem uszedł z życiem. Leży w szpitalu, jego stan jest stabilny. - Są rodziny, które znajdują się w jeszcze gorszej sytuacji. Rodziny, w których nikt nie przeżył. Rodziny wymazane, wykreślone z ksiąg urzędu stanu cywilnego. Całe pokolenia - mówi Wael.

- Teraz budzę się kilka razy w nocy i sprawdzam po kolei strony internetowe. Sprawdzam, czy kolejna osoba z mojej rodziny nie została zabita. Nie da się tego opisać. Serce się kraje, a głowa nie myśli. Ja mam nadzieję, że ten koszmar skończy się jak najszybciej. Może ktoś jest w stanie to zatrzymać - dodaje.

Wael był ostatni raz w Strefie Gazy dwa miesiące temu. Pojechał, by odwiedzić swoją rodzinę. - Było super. Planowaliśmy kolejne spotkanie, tym razem w wakacje. Ale wszystkie te plany poszły z dymem - mówi. - Dzisiaj myślę, że było w tym coś szczególnego. Że miałem ten wrześniowy czas spędzić ze swoją rodziną - podsumowuje.

1010B045XST FOS STEMPIEN
Strefa Gazy jest niewiele większa od Krakowa. Dlaczego od lat jest to tak niebezpieczny region?
Źródło: Joanna Stempień/Fakty o Świecie TVN24 BiS

Wołanie o pomoc

Joanna el Nakhal: - Proszę was, wyciągnijcie nas z tego piekła. Nasze dzieci, wnuki, cała ludność cywilna Gazy - nikt z nas nie zasłużył na ten koszmar.

Joanna mieszka w Strefie Gazy od prawie trzydziestu lat. Na Bliski Wschód wyjechała razem z mężem - Mażidem, którego poznała na studiach farmaceutycznych na Akademii Medycznej (obecna nazwa to Uniwersytet Medyczny) we Wrocławiu. Dotychczas Strefa Gazy kojarzyła się jej ze słońcem, morzem, pysznym jedzeniem, zapachem przypraw i życzliwością ludzi. Z tych rzeczy dzisiaj pozostała już tylko ta życzliwość.

Przed wybuchem wojny ze swoją rodziną mieszkała w Rimal - północnej części Gazy, położonej u wybrzeży Morza Śródziemnego.

Joanna: - W pierwszych dniach bombardowań izraelska armia zrównała z ziemią naszą dzielnicę. Nasze mieszkanie wraz z całym budynkiem to dziś kupa gruzu. Podczas poprzednich izraelskich ataków na Gazę armia zbombardowała nasz dom dwukrotnie. I dwa razy go odbudowywaliśmy. Raz ostrzelali nasz dom białym fosforem. Spłonęło wszystko, został tylko popiół.

Biały fosfor, o którym mówi Joanna, jest substancją silnie trującą. Powoduje poważne oparzenia. Dawka śmiertelna dla człowieka wynosi około 0,1 grama. Dlatego też Konwencja Genewska zabrania korzystania z broni fosforowej na obszarach gęsto zaludnionych. Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym można jej używać wyłącznie do tworzenia zasłon dymnych, oznaczania celów lub palenia bunkrów i budynków.

Rodzina Joanny pozostała nie tylko bez dachu nad głową, ale też bez środków do życia. - Kilka dni temu izraelska armia zbombardowała Stare Miasto w Gazie, gdzie mieściła się apteka mojego męża. Straciliśmy nasze jedyne źródło dochodu, ale też bezcenny dziś zapas leków - mówi.

Krok bliżej do śmierci

Zgodnie z izraelskim nakazem ewakuacji Joanna z rodziną udała się na południe, zatrzymując się w obozie dla uchodźców w Nusajrat w centralnej części Strefy Gazy, gdzie przebywa do dziś, czekając na ratunek. Tak samo jak jej mąż, ciężarna córka i troje wnuczków: dwunastoletni Karim, sześcioletnia Julia i dwuletni Elias.

Brakuje jedzenia i prądu.

- Dla dzieci udaje nam się zorganizować mleko i suchy prowiant, jakieś ciastka. Mój mąż i dwunastoletni wnuczek Karim wychodzą po wodę i stoją w kolejkach po chleb. Ostatnio Izrael zbombardował okoliczną piekarnię, więc teraz muszą chodzić dalej wśród tych gruzów i mieć nadzieję, że uda im się cokolwiek zdobyć. Żyjemy w stałym zagrożeniu. Niczym sobie na to nie zasłużyliśmy. Prosimy, wyciągnijcie nas z tego piekła - apeluje Joanna.

Joannę próbuje wyciągnąć z piekła jej polska rodzina.

- Oni nie mają jedzenia, nie mają picia, nie mają nic do higieny. Dla nich każda godzina pobytu tam to krok bliżej śmierci - mówi Mariusz, bliski pani Joanny. Całe dnie spędza z telefonem, próbując uzyskać informacje od Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ambasad i poszczególnych polityków.

- Czesi, Bułgarzy, Finowie, Australijczycy, Japończycy, Indonezyjczycy, Austriacy, Duńczycy. Według naszych informacji te nacje znalazły się wczoraj na liście i otrzymały zgodę na opuszczenie Strefy Gazy. Ani MSZ, ani ambasada nie potrafiły nam odpowiedzieć na pytanie, na jakiej zasadzie to działa. Oni twierdzą, że jest to robione zgodnie z alfabetem. Myśmy to sprawdzili i nam się alfabet przestał zgadzać - mówi Mariusz. - Koleżanka zna arabski i mówi do mnie: "Mariusz, tutaj nawet arabski alfabet się nie zgadza".

- Dlatego prosimy o pomoc. To już nawet nie jest prośba. To wołanie o pomoc. Jak może pani tak napisać, to niech pani napisze: "To jest wołanie o pomoc do polskiego rządu".

Akcja ratunkowa po izraelskim ataku w Strefie Gazy
Akcja ratunkowa po izraelskim ataku w Strefie Gazy
Źródło: Ashraf Amra/Anadolu via Getty Images

Potwór, który zabija dzieci

Piętnastoletni Mustafa jest wzorowym uczniem. Gdy dorośnie, chce studiować w Europie i zostać inżynierem. Khalil jest o rok młodszy. Uwielbia piłkę nożną. Zawsze marzył o tym, żeby grać w Realu Madryt. Niedawno zdecydował, że chciałby studiować dziennikarstwo sportowe. Jest jeszcze trzynastoletnia Szima. Dziewczynka kocha malarstwo i rękodzieło. W przyszłości planuje pójść na medycynę i pomagać ludziom. Samira, ciocia uwięzionego w Gazie rodzeństwa: - Tylko że jeśli ich stamtąd nie wyciągniemy, nie wiemy, ile tej przyszłości im zostało.

Dzieci wraz z dziadkami utknęły w Dżabaliji - obecnie jednej z najkrwawszych stref konfliktu. To właśnie tam, we wtorek i w środę, izraelskie siły przeprowadziły atak na obóz dla uchodźców. Jak podaje Reuters, powołując się na biuro prasowe Hamasu, w ataku zginęło co najmniej 195 Palestyńczyków, 777 zostało rannych, a około 120 jest zaginionych. Dramatyzm sytuacji pogłębia fakt, że Dżabalija położona jest na północy Strefy Gazy, daleko od przejścia granicznego w Rafah, który stanowi obecnie jedyną drogę ewakuacji z pogrążonego w wojnie regionu. Nic więc dziwnego, że rodzice dzieci odchodzą od zmysłów.

Rodzice są w Polsce. Przyjechali na krótko, bo planowali otworzyć w Polsce firmę. Mieli tylko pozałatwiać trochę formalności i wrócić na Bliski Wschód. Wzięli ze sobą trójkę najmłodszych dzieci, a starsze zostały w Stefie Gazy. Chodzą tam do szkoły i nikt nie chciał, aby przepadły im lekcje.

Samira: - Mój ośmioletni siostrzeniec, który jest tu, w Polsce, mówi, że nie chce wracać do Gazy. Że tam jest potwór, który zabija dzieci. Ciągle pyta o swoich braci i siostrę, a gdy widzi zdjęcia, mówi, że tęskni. Moja siostra jest załamana i cały czas płacze. To uczucie i ta bezradność są nie do opisania. Umieramy tu, nie wiedząc, co się z nimi dzieje. Ich sytuacja jest dramatyczna. Na razie udaje im się jeszcze rozpalać ogień i gotować na drewnie, więc jedzą makaron, ryż, kaszę i czasem chleb, ale nie zawsze udaje się go kupić, bo brakuje mąki. Ilekroć biorę łyk wody, przypominam sobie, że oni czystej wody już nie mają. Mustafa po tych gruzach kilka razy dziennie chodzi po wodę. Idzie kilka ulic dalej, nalewa do baniaków i wraca. Ta woda jest z lokalnego, zanieczyszczonego źródła i właściwie nie nadaje się do picia.

Według szacunków organizacji Euro-Med Human Rights Monitor aż 97 procent wody pochodzącej z lokalnych źródeł w Strefie Gazy jest zanieczyszczone ściekami i spływami rolniczymi i tym samym nie spełnia norm Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Brak stałego dostępu do czystej wody pitnej jest rezultatem blokady nałożonej przez Izrael na dostawy żywności, prądu i paliwa, jak i regularnych bombardowań infrastruktury cywilnej. Jak wynika z wewnętrznego raportu amerykańskiego Departamentu Stanu z 29 października, około 52 tysięcy kobiet i 30 tysięcy niemowląt w Strefie Gazy jest zmuszonych do picia słonawej lub zanieczyszczonej wody. Jak alarmuje organizacja charytatywna Medical Aid for Palestinians (MAP), brak dostępu do czystej wody w Strefie Gazy powoduje szerzenie się tam chorób zakaźnych, w tym infekcji górnych dróg oddechowych i schorzeń skóry, takich jak ospa czy świerzb.

Dzieci są przygotowane na wypadek ewakuacji. Mają zapakowane plecaki. Najstarszy z rodzeństwa, Mustafa, nosi przy sobie polskie paszporty całej trójki. Niedaleko przebywa też inna polsko-palestyńska rodzina, więc w razie sygnału do ewakuacji wszyscy będą razem zmierzać w stronę przejścia granicznego. Samira: - Czekamy tylko, żeby ktoś im to umożliwił.

Z dziećmi nie ma kontaktu od dwóch dni.

Szima, Mustafa, Khalil
Szima, Mustafa, Khalil
Źródło: Archiwum prywatne

"Nie martw się o to"

Na ratunek w Strefie Gazy czeka również Ahmed - mąż Katarzyny, który obecnie przebywa w Rafah, tuż przy granicy z Egiptem. - Ja chcę tylko wiedzieć, czy jest cały, zdrowy i czy żyje. To jest dla mnie najważniejsze - podkreśla Katarzyna.

- Zapytałam go, czy ma co jeść i czy ma co pić. Odparł tylko: "Nie martw się o to". Nie wiem, czy powiedział tak, bo ma jakieś zapasy wody i żywności, czy po prostu nie chciał, żebym się tym przejmowała - mówi Katarzyna.

Ahmed pojechał do Gazy na początku października, by odwiedzić swoją rodzinę. Siostry, braci, kuzynostwo. W listopadzie miał być już w Polsce. - Jest ciężko, a czasem i ciężej. Ale muszę się trzymać dla syna. Mam wsparcie od swojej rodziny i od przyjaciół. Mogłabym usiąść i się rozpłakać, ale co by to dało? Prawdopodobnie byłoby jeszcze gorzej - podsumowuje.

Na swojego męża, który utknął w Rafah, czeka również Barbara. Jej opowieść również przytaczamy za listem wysłanym do mediów.

Barbara: - Mąż pojechał w październiku odwiedzić swoją mamę. Postanowił wybrać się z kolegą, też Polakiem z Gazy. Tydzień po ich przyjeździe zaczęły się izraelskie bombardowania. Nie wiem, jak sobie radzą, skąd biorą prąd, żeby podładować telefony. Nie wiem, co jedzą. Nasza komunikacja jest bardzo ograniczona. Mąż nie jest w stanie przekazać mi zbyt wielu szczegółów dotyczących jego sytuacji, docierają do mnie tylko pojedyncze słowa. Jednak gdy słyszę jego głos, to wiem, że żyje.

Mojego małżonka poznałam prawie 30 lat temu na studiach. Mąż jest doktorem prawa. Ukończył studia na Uniwersytecie Śląskim. Ale chciał spróbować zbudować życie w Gazie. Po studiach w Polsce wrócił tam, dostał pracę jako wykładowca prawa międzynarodowego. Przyjechałam do niego pod koniec 1999 roku, ale wyjechałam 6 miesięcy później. Nie mogłam szybko wrócić, bo jesienią 2000 roku wybuchła Intifada.

Mieliśmy normalny dom, rodzinę i problemy takie, jakie mają ludzie na całym świecie. Tylko w Gazie zawsze było trochę trudniej. Od wielu lat nie było stałych dostaw pądu. Z jakością wody też bywało różnie, ale generalnie z roku na rok stawała się ona coraz gorsza. Z tego względu Barbara i jej mąż w 2008 roku wrócili do Polski. Chcieli zadbać o bezpieczeństwo i o przyszłość swoich dzieci.

Po iluś latach człowiek myśli, że da się przyzwyczaić do takiego życia. Ale to, co dzieje się teraz, to prawdziwa rzeź. A świat na to patrzy.

TVN24 Clean_20231103152953(5032)_aac
Obywatele państw trzecich opuszczają Strefę Gazy, jednak nie Polacy. "Nie wiem, czy ja z moją rodziną dożyję do tego dnia"
Źródło: TVN24

"Brak Polaków"

"Polska służba dyplomatyczno-konsularna nieustannie działa, aby polscy obywatele w Strefie Gazy mogli bezpiecznie opuścić obszar wojenny. Ministerstwo Spraw Zagranicznych i podległe mu placówki są w tym zakresie w kontakcie ze wszystkimi zaangażowanymi partnerami, mają wiedzę, gdzie przebywają polscy obywatele oraz są gotowe do natychmiastowego działania, jak tylko Egipt i Izrael wskażą termin ewakuacji polskiej grupy" - zakomunikowało polskie MSZ w czwartek.

Tymczasem obywateli naszego kraju wciąż brakuje na listach osób, które mogą przekroczyć granicę w Rafah, opuszczając tym samym region konfliktu.

"Problem polega na tym, że tych wszystkich cudzoziemców w Strefie Gazy jest obecnie 8 tysięcy. Z informacji, które uzyskałem od ministra spraw zagranicznych Egiptu wynika, że nie należy się spodziewać większej przepustowości dziennej niż koło 400 osób dziennie. Wynika to najprawdopodobniej z tego, że służby izraelskie są bardzo skrupulatne w sprawdzaniu różnych koneksji tych cudzoziemców" - skomentował szef polskiego MSZ Zbigniew Rau. W swoich mediach społecznościowych zapewnił, że podejmuje wszelkie działania, "by polscy obywatele w Strefie Gazy byli bezpieczni i mogli opuścić obszar wojenny". Dodał, że rozmawiał z ministrem spraw zagranicznych Egiptu, by nalegać na jak najszybszą ewakuację.

W piątek o godzinie 5:16 rano dostałam SMS od Mariusza, bliskiego pani Joanny. Pojawił się kolejny spis osób, które będą mogły opuścić Strefę Gazy i udać się w bezpieczne miejsca. SMS był krótki: "Trzecia lista. Brak Polaków".

Czytaj także: