Atmosfera w kadrze jest bardzo słaba. Wiem, że zawodnicy piszą oficjalny list z petycją o odwołanie zarządu - przekazała na antenie TVN24 Otylia Jędrzejczak, komentując sytuację wokół polskich pływaków na igrzyskach w Tokio. Zwracała uwagę, że to nie pływacy zawinili. - To karygodny błąd Polskiego Związku Pływackiego - oceniła.
Komitet Organizacyjny igrzysk oraz Światowa Federacja Pływacka (FINA) nie zgodziły się, by wobec błędów w zgłoszeniach Polska wystawiła większą liczbę zawodników. Może jednak dokonać korekt w kadrze, by skompletować składy na pięć sztafet. Niestety, oznacza to, że sześcioro spośród zgłoszonych pływaków nie wystartuje na igrzyskach.
Sytuację wokół naszych zawodników w Tokio skomentowała na antenie TVN24 trzykrotna medalistka olimpijska w pływaniu Otylia Jędrzejczak. - Od prawie trzech dni jestem na łączach z zawodnikami, próbowałam się dowiedzieć, jakie będą skutki i czy da radę coś zdziałać. Już wczoraj wiedziałam, że jest mało prawdopodobne, żebyśmy mogli naszych zawodników wystawić, żeby ta szóstka mogła popłynąć - przyznała.
- To tragiczne, beznadziejne. Nie umiem nawet określić, jaki to błąd Polskiego Związku Pływackiego - skomentowała. Podkreśliła, że to "błąd związku, błąd zgłoszeniowy wykonany przez Polski Związek Pływacki, przez zarząd, z odpowiedzialnością oczywiście prezesa Polskiego Związku Pływackiego".
Na czym polegał błąd?
Problemy zaczęły się w czwartek, gdy na listach startowych nie znalazły się nazwiska sześciorga polskich pływaków: Alicji Tchórz, Aleksandry Polańskiej, Pauliny Pedy, Mateusza Chowańca, Jana Kozakiewicza i Jakuba Kraski. Okazało się, że Polski Związek Pływacki zgłosił do Światowej Federacji Pływackiej jednocześnie zbyt wielu zawodników do sztafet i startów indywidualnych. Gdyby wspomniani zawodnicy zostali zgłoszeni tylko do sztafet, wówczas nie byłoby całego zamieszania.
Jędrzejczak przypomniała, że procedury kwalifikacji do igrzysk olimpijskich są "jasno określone, nawet na stronie Światowej Federacji Pływackiej".
"Karygodny błąd Polskiego Związku Pływackiego"
Nieporozumienie było prawdopodobnie pokłosiem skomplikowanego systemu kwalifikacji na najważniejszą imprezę. Tak zwane minima olimpijskie określone były na dwóch poziomach. Pierwszy z nich (poziom A) dawał gwarancję startu, drugi (poziom B) umożliwiał udział w zawodach po uzyskaniu dodatkowego zaproszenia od FINA.
Jędrzejczak poproszona o wyjaśnienie tej sytuacji oceniła, że "błąd polegał na tym, że po pierwsze zgłosiliśmy za dużo zawodników".
- Zawodnicy, którzy zostali zgłoszeni, ta szóstka, zostali zgłoszeni do startów indywidualnych, natomiast starty indywidualne, z kwalifikacją B, im nie przysługują. Jeżeli masz kwalifikację B, musisz być zaproszony przez światową federację do startu, a światowa federacja ma ograniczoną liczbę uczestników - tłumaczyła.
Przypomniała, że liczba ta nie może przekroczyć 878 zawodników. - W tym są wszyscy z kwalifikacjami A, a następnie są sztafety i zawodnicy z kwalifikacjami B w konkurencjach, gdzie brakuje zawodników, stąd są dopraszani. Polski Związek Pływacki potraktował naszych zawodników, którzy mają kwalifikacje B, że otrzymają to zaproszenie. Tego zaproszenia nie otrzymali. Związek nie otrzymał też żadnego potwierdzenia, że oni takie zaproszenie mogą otrzymać lub otrzymają - skwitowała.
- To naprawdę karygodny błąd Polskiego Związku Pływackiego - podsumowała.
"Jak powiedzieć zawodnikowi, że ma się jednak podmienić z innym zawodnikiem?"
Jędrzejczak zaznaczyła, że jeszcze nie wiadomo, kto dokładnie wróci do kraju. - To brzmi brutalnie. Jak powiedzieć zawodnikowi, który jest na liście, że on ma się jednak podmienić z innym zawodnikiem? - pytała. - Atmosfera w kadrze jest bardzo słaba. Wiem, że zawodnicy piszą oficjalny list z petycją o odwołanie zarządu - przekazała.
- Jakie decyzje ostatecznie podejmą trenerzy, podejmie zarząd Polskiego Związku Pływackiego? Tego jeszcze nie wiem. Tak czy siak, to nie do pomyślenia, kiedy odbierają stroje olimpijskie, kiedy znajdują się już w Tokio, kiedy tam dolecieli, czekają tylko na wejście do wioski (olimpijskiej) i dowiadują się, że nie mogą do tej wioski wejść i na tych igrzyskach startować - mówiła.
Zwróciła przy tym uwagę, że polska kadra pływacka na igrzyska składa się głównie z młodych osób, dla których będzie to pierwsza impreza tego typu. - Niech każdy postawi się w sytuacji, kiedy pracujesz jedenaście, dziesięć, cztery ostatnie lata na to, żeby znaleźć się na głównej imprezie olimpijskiej i nagle słyszysz "dziękuję, do widzenia, nie wystartujesz" - zauważyła.
Dodała przy tym, że część zawodników do igrzysk w Tokio przygotowywała się przy pomocy własnych finansów, rezygnując z centralnego szkolenia. - Nie odpowiadała im współpraca z trenerami kadry, chcieli pozostać z własnymi trenerami, nie otrzymywali żadnego wsparcia od Polskiego Związku Pływackiego - opisała.
"Wielka rozpacz zawodników, to przede wszystkim niemoc"
W gronie poszkodowanych pływaków jest między innymi utytułowana pływaczka Alicja Tchórz. Zamieściła ona w mediach społecznościowych nagranie, w którym oceniła, że o jej występie na igrzyskach w Tokio zadecyduje rzut monetą. Wybrała orła, ale pokazała, że na obu stronach monety są reszki.
- To wielka rozpacz zawodników, to przede wszystkim niemoc, bo to nie jest wina zawodników. Oni zrobili wszystko, co mogli zrobić - komentowała sytuację zawodników Jędrzejczak.
Źródło: TVN24, Eurosport