Amerykańskim komandosom udało się dotrzeć kilka kilometrów w głąb jaskini Tham Luang do punktu, który znajduje się zaledwie 2-3 kilometry od przypuszczalnego miejsca pobytu zaginionych. Grupa 12 chłopców i ich trener zostali uwięzieni przez wlewającą się do jaskini wodę przed tygodniem. Władze nie tracą jednak nadziei, że odnajdą ich żywych.
W sobotę wieczorem biorący udział w akcji ratowniczej nurkowie amerykańskich sił specjalnych marynarki przedostali się na kilka kilometrów w głąb jaskini. Dotarli do punktu, w którym podziemne drogi się rozgałęziają. Ma on być zaledwie 2-3 kilometry od miejsca, w którym ratownicy mają nadzieję odnaleźć zaginionych.
Jak podkreślił burmistrz prowincji Chiang Rai sytuacja jest lepsza niż dotąd, ponieważ przestało padać.
- Sytuacja jest lepsza niż wczoraj czy przedwczoraj. Woda wycofała się znacząco i wypompowujemy ją ze wszystkich grot (w pobliżu wejścia do jaskini) - powiedział burmistrz prowincji Chiang Rai Narongsak Osottanakorn.
Nadzieja na wodę i tlen
Władze Tajlandii wciąż mają nadzieję, że grupa 12 chłopców w wieku 11-16 lat przeżyła i czeka na pomoc. Jest to możliwe, jeżeli mają dostęp do świeżej wody i tlenu. Niewykluczone, że pitna woda ścieka po skałach w miejscu w którym są uwięzieni, zaś tlen przedostaje się do jaskini przez otwory w jej sklepieniu, tak zwane kominy.
Problemem może być jednak zanieczyszczenie dostępnej wody przez muł, bakterie lub chemikalia wypłukane z okolicznych upraw. - Jeśli piją wodę z jaskini, ale ona im szkodzi, pogłębiłoby to ich problemy. Ale jeśli nie piją tej wody, to również mają problem - podkreślił Anmar Mirza, koordynator amerykańskich sił ratowniczych biorących udział w akcji.
Według niego mniejszym problemem jest brak jedzenia przy uwięzionych. Zdaniem eksperta, ich sytuację poprawia to, że są młodzi i wysportowani. - Największą trudnością, z którą się teraz mierzą jeżeli wciąż żyją, jest psychika, ponieważ nie wiedzą, kiedy mogą spodziewać się ratunku - dodał Mirza.
Znalezione rowery
Akcję ratowniczą wszczęto w niedzielę 24 czerwca wieczorem czasu lokalnego, kiedy pracownik parku Tham Luang podczas patrolu natrafił na rowery stojące przed jaskinią. Stanowiło to zaskoczenie, gdyż grupa nie powiadomiła o zamiarze zwiedzania podziemnych korytarzy. Mogliby nie dostać na to zgody, bo prognozy pogody były złe, a o jaskini wiadomo było, że jest podatna na zalewanie.
Tego samego dnia nad okolicą przeszły silne deszcze. Kilkaset metrów początkowego odcinka jaskini zostało zalane, odcinając grupie drogę na zewnątrz i prawdopodobnie zmuszając chłopców i opiekuna do wejścia głębiej.
Pomimo deszczu część rodziców zaginionych dzieci od początku akcji ratowniczej nocuje w namiotach w pobliżu wejścia do jaskini, gdzie chłopcy pozostawili swoje rowery, plecaki i buty.
Autor: mm//kg / Źródło: Guardian, Reuters, BBC