|

Dawniej kartoteki, teraz bazy danych. Szwajcarzy mówią "tak" inwigilacji

Aktualnie czytasz: Dawniej kartoteki, teraz bazy danych. Szwajcarzy mówią "tak" inwigilacji
W demokratycznym państwie prawa obywatele sami zapraszają policję za kurtynę swojej prywatności. Bezgraniczne zaufanie do państwa poskutkowało zgodą na śledzenie jak za czasów zimnej wojny. A do aresztu będzie mógł trafić nawet 15-latek. Bez procesu, wszczęcia postępowania karnego, a nawet popełnienia jakiegokolwiek czynu, na podstawie samego tylko podejrzenia o "zagrażanie porządkowi publicznemu".
Artykuł dostępny w subskrypcji

"F., syn Franza i Liny, urodzony 15 maja 1911 roku, zamieszkały w Zurychu przy Zollikerstrasse 265, legitymujący się numerem paszportu 577238/410. 23 sierpnia 1948 roku udał się do Polski, aby wziąć udział w Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju, odbywającym się we Wrocławiu, w dniach 25-28 sierpnia. Według zeznań profesora Birchlera z Politechniki Zuryskiej, F. opuścił kongres przed jego zakończeniem".

F. to szwajcarski pisarz Max Frisch, autor znanej w Polsce powieści "Homo faber", a notka o jego przyjeździe do Polski jest jednym z wielu zapisków, jakie zachowały się w kartotekach Szwajcarskiego Archiwum Federalnego. Podobnych fiszek na temat mieszkańców neutralnego kraju w środku Europy służby specjalne sporządziły niemal milion, głównie po drugiej wojnie światowej. Oznaczało to, że skrupulatnie inwigilowano wówczas co dwudziestego obywatela Szwajcarii i co trzeciego obcokrajowca: intelektualistów, aktywistów politycznych sympatyzujących z ruchami lewicowymi, anarchistów, feministki walczące o prawo wyborcze kobiet, uchodźców politycznych, a nawet dzieci przebywające na letnim obozie Szwajcarskiego Czerwonego Krzyża.

Wielki Brat patrzy

To historia jak z powieści George'a Orwella. Policja monitorowała każdy ruch osoby podejrzanej o "nieszwajcarskie zachowanie": jakie książki czyta, w jakich barach bywa, z kim się przyjaźni. Wszystko pod hasłem ochrony stabilności państwa - prewencja miała zapewnić bezpieczeństwo obywatelom przed wpływami totalitaryzmu. Skutek: największy skandal inwigilacyjny w historii Szwajcarii i ogromny cios dla społeczeństwa opartego na zaufaniu do instytucji publicznych.

Kiedy w listopadzie 1989 roku ujawniono tzw. aferę fiszek, dla małego alpejskiego kraju było to jak trzęsienie ziemi. Mieszkańcy wyszli na ulice, domagając się likwidacji służb specjalnych i ujawnienia kartotek. Pierwszy postulat nigdy się nie ziścił, ale z możliwości przeczytania donosów na swój temat skorzystało około 300 tysięcy osób. Wśród nich także Max Frisch. Na rok przed śmiercią zajrzał do fiszek zawierających raport z czterdziestu lat swojego życia. Zapiski na swój temat zdążył jeszcze skomentować w eseju "Ignorancja jako ochrona państwa".

Od tamtych wydarzeń minęły ponad trzy dekady i wydawałoby się, że takiej lekcji historii się nie zapomina. Ale w ostatnim czasie podejście Szwajcarów do inwigilacji zaczęło niebezpiecznie podążać w kierunku przyzwolenia. Zmienił się tylko straszak. Dawniej był to komunistyczny reżim. Teraz - terroryzm.

"Każdy jest podejrzany?". Plakaty nawołujące do odrzucenia w referendum prawa dotyczącego działań policji
"Każdy jest podejrzany?". Plakaty nawołujące do odrzucenia w referendum prawa dotyczącego działań policji

Choć Szwajcaria celem masowych zamachów jest rzadko, to bywa bazą dla ich organizatorów. Zdarza się, że po atakach w europejskich miastach, to do tego neutralnego kraju prowadzą tropy w poszukiwaniach odpowiedzialnych za przygotowania. Ostatni taki przypadek miał miejsce w listopadzie 2020 roku, kiedy po zamachu w Wiedniu, w którym zginęły cztery osoby, a ponad dwadzieścia zostało rannych, policja zatrzymała dwóch mężczyzn w szwajcarskim Winterthurze.

Alpejska kraina nie figuruje na listach ostrzegających przed wysokim zagrożeniem terrorystycznym. Odwrotnie, kraj jest postrzegany jako jeden z najbezpieczniejszych na świecie. Ale, jak w popularnym powiedzeniu, strzeżonego...

...państwo strzeże

Po zamachach w Europie w 2015 roku szwajcarski parlament przyjął nowe przepisy, dające służbom specjalnych prawo do podsłuchiwania rozmów telefonicznych, wglądu do komputerów i namierzania osób podejrzewanych o działalność terrorystyczną i szpiegowską. Każda decyzja o zastosowaniu takich środków miała być poprzedzona niejawnym wyrokiem Federalnego Sądu Administracyjnego.

Już wtedy pojawiły się głosy ostrzegające przed zbyt daleką ingerencją w prywatność obywateli i inwigilacją na masową skalę. Przeciwnicy nowego prawa powoływali się na artykuł 13. Konstytucji Federalnej dotyczący prawa do ochrony prywatności jednostki, w którym jest też mowa o ochronie prywatności korespondencji i danych osobowych.

Jeśli chodzi o te ostatnie, to trzeba przyznać, że w czasach coraz bardziej restrykcyjnych wymogów w krajach Unii Europejskiej, podejście Szwajcarów wciąż jest dość swobodne. W kraju, który do niedawna słynął z tajemnicy bankowej, wystarczy wpisać w internecie numer tablicy rejestracyjnej samochodu, aby poznać dane osobowe i adres zamieszkania właściciela. Nazwiska mieszkańców figurują też na domofonach budynków i skrzynkach pocztowych. Pod szwajcarską kulturą zaufania i transparentności spod znaku "nie mamy nic do ukrycia" kryje się bowiem potrzeba kontroli. Jest ona tak silnie wdrukowana w mechanizmy społeczne, że często przybiera formę samokontroli.

Jest takie szwajcarskie powiedzenie "Wenn jedä für sich luegt, isch für alli gluegt", czyli "Dbając o własne dobro, dbamy o dobro ogółu". Aby upewnić się, że sprawy idą w dobrym kierunku, trzeba mieć oko na wszystko. W życiu codziennym helwecka samokontrola przybiera postać wzajemnego lustrowania: ciekawskie spojrzenia, tzw. Swiss stare, przeszywające niczym szwajcarski scyzoryk, taksują w pociągu, autobusie, sklepie i na ulicy. To wyraz otwartości i szczerości. Nie przejmuj się, chyba że masz coś do ukrycia.

Osiem milionów policjantów

Mike Callaghan, kanadyjski antropolog, analizując życie codzienne Szwajcarów, wyjaśnienia świdrującego spojrzenia szuka w neutralności i demokracji bezpośredniej. Mały kraj, otoczony potężnymi sąsiadami, przez stulecia musiał bronić swoich granic, polegając wyłącznie na obronie cywilnej. Poza tym w społeczeństwie, w którym decyzje podejmuje się kolektywnie, każdy chce wiedzieć, z kim dzieli swoją życiową przestrzeń. Podobnie działa społeczna samokontrola.

Callaghan podaje przykład szwajcarskich pociągów, w których nad uczciwością pasażerów czuwa naklejone na szybę wszechwiedzące oko mające działać jak wyzwalacz autorefleksji: o tym, czy masz ważny bilet ma zadbać nie konduktor, ale ty sam. Odwołując się do socjologicznej teorii francuskiego myśliciela Michela Foucaulta, opartej na koncepcji idealnie skonstruowanego więzienia, Callaghan twierdzi, że Szwajcaria to społeczny panoptykon, samokontrolująca się machina, w której każdy z własnej woli stosuje się do zasad, bo nie wie, czy aby zza ruszającej się firanki nie obserwuje go czujny sąsiad. Wśród Szwajcarów, świadomych przylepianej im etykietki, krąży nawet dowcip: "Ilu Szwajcaria ma policjantów? Obecnie osiem milionów, ale ich liczba ciągle rośnie".

"Wielki Brat" patrzy nawet w szwajcarskich pociągach
"Wielki Brat" patrzy nawet w szwajcarskich pociągach
Źródło: RBS.ch

Skoro wiemy, że Szwajcarzy na co dzień z powodzeniem kontrolują się sami, to zgoda na inwigilację ze strony państwa dziwi już mniej. W 2018 roku przez sito demokracji bezpośredniej przeszła ustawa pozwalająca szwajcarskiemu odpowiednikowi naszego ZUS-u zatrudniać tzw. detektywów socjalnych, którzy tropią nadużycia korzystania z systemu opieki społecznej. Detektyw ma prawo śledzić osobę w miejscach publicznych, robić zdjęcia, nagrywać dźwięki, a nawet - za zgodą sądu - zainstalować urządzenie tropiące lokalizację.

W tym samym roku wyniki ankiety firmy doradczej Accenture pokazały, że 88 procent pracowników w Szwajcarii zgadza się na to, aby pracodawcy zbierali o nich informacje, jeśli mają one służyć poprawie wyników czy warunków pracy.

Kwestia zaufania

Od czasów afery fiszek, kiedy zaufanie do instytucji publicznych mocno spadło, rok 2019 był rekordowym, jeśli chodzi o deklarowaną ufność mieszkańców Szwajcarii wobec władzy. W kontekście zagrożenia terroryzmem, dryfowanie w kierunku potrzeby bezpieczeństwa zapewnianego przez państwo odbywało się jednocześnie z postępującą islamofobią. W 2019 roku Szwajcarzy przyjęli w referendum zakaz budowy minaretów. Następnie dwa kantony wprowadziły zakaz noszenia burki przez muzułmanki, który w tym roku rozszerzono na całą federację.

Szwajcaria - podział państwa na kantony
Szwajcaria - podział państwa na kantony
Źródło: Shutterstock

W 2020 roku podjęto decyzję o odebraniu obywatelstwa Szwajcarce oskarżonej o sympatyzowanie z tak zwanym Państwem Islamskim. Taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy w powojennej historii kraju.

Szwajcarskie władze nie ustają w dążeniach do rozpięcia nad swoimi obywatelami - jak same to określają - parasola ochronnego. A ponieważ najwyższym zaufaniem Szwajcarów cieszy się policja, to ona otrzymała teraz oręż ciężkiego kalibru w walce z zagrożeniem terrorystycznym. Najnowszy twór państwa, tzw. ustawa antyterrorystyczna, uprawnia Fedpol, czyli Szwajcarską Policję Federalną oraz jej kantonalne jednostki, do stosowania działań prewencyjnych na niespotykaną dotąd skalę.

Bez procesu, wszczęcia postępowania karnego, a nawet popełnienia jakiegokolwiek czynu, na podstawie samego tylko podejrzenia o "zagrażanie porządkowi publicznemu", będzie można wezwać osobę do regularnego stawiania się na policji, przesłuchać, zakazać jej opuszczenia kraju i kontaktu z innymi osobami i grupami, a nawet zastosować areszt domowy. Takie działania policja będzie mogła podjąć już wobec osoby w wieku 12 lat (areszt wobec 15-latka).

Kim jest dokładnie występująca w ustawie osoba "zagrażająca"? Czym są działania terrorystyczne? Co to właściwie znaczy "siać strach i przerażenie" w społeczeństwie? To pytania, które nie schodzą z ust bijących na alarm przeciwników nowego prawa w Szwajcarii i poza jej granicami.

Szczególne obawy budzi podejmowanie "działań prewencyjnych" wobec nieletnich. Szwajcarska Sieć na Rzecz Ochrony Praw Dziecka ostrzega, że takie postępowanie może doprowadzić do stygmatyzacji i kryminalizacji młodych ludzi. Amnesty International podkreśla, że nowe przepisy stoją w sprzeczności zarówno z krajowym prawem karnym dla nieletnich, jak i Konwencją o prawach dziecka ONZ, którą ratyfikowała Szwajcaria.

Co na to ustawodawcy? Ministra sprawiedliwości i policji Karin Keller-Sutter podaje przykład. - Policja w Zurychu przygląda się obecnie osobie, która jest odbiorcą i prawdopodobnie twórcą dżihadystycznej propagandy. Mężczyzna ma ponad 10 tysięcy obserwatorów w mediach społecznościowych i przez to ogromny wpływ, zwłaszcza na młodzież. Mimo to urzędnicy nie mieli dotychczas żadnych prawnie ugruntowanych możliwości interwencji w podobnych sytuacjach - mówi Keller-Sutter. Wraz z nowymi przepisami - podkreśla - Szwajcaria zyskała narzędzia ochrony przed radykalizacją dzieci. A to one są dla terrorystycznych siatek łatwym i atrakcyjnym celem.

"Czy jestem podejrzana?"

Budzące tak wielkie kontrowersje prawo nie mogło pozostać w Szwajcarii bez społecznego odzewu. Demokracja bezpośrednia pozwala obywatelom rozgrywać polityczne karty - w każdej chwili mogą powiedzieć politykom: sprawdzam. Od 1848 roku Szwajcarzy skorzystali z tego narzędzia prawie 200 razy. Tak stało się i tym razem.

Na pierwszym froncie walki z państwem policyjnym od początku stała ona - Sanija Ameti. Zdaniem 28-letniej prawniczki z Zurychu, specjalistki od cyberprzestępczości, ustawa antyterrorystyczna to mydlenie oczu, ponieważ daje złudne poczucie bezpieczeństwa, a w rzeczywistości uchyla podstawy praworządności: zasadę domniemania niewinności, prawo do swobody poruszania się i prawo do prywatności.

- Tu chodzi wyłącznie o kontrolę. Państwo chce zebrać o nas jak najwięcej informacji. Kiedyś były kartoteki, teraz mamy bazy danych - mówi w wywiadzie dla magazynu "Blick am Sonntag".

Ustawa daje policji uprawnienia do tego, aby gromadzić m.in. informacje na temat stanu zdrowia danej osoby, jej członkostwa w partii politycznej czy stowarzyszeniu. - Następnie przy pomocy algorytmu, na podstawie określonych kryteriów, ustalą, kto jest osobą zagrażającą porządkowi publicznemu. Algorytm wyfiltruje ciemnoskórych muzułmanów, posiadających pozwolenie na broń i leczących się psychiatrycznie. Ludzie będą dyskryminowani - ostrzega Ameti.

I twierdzi, że sama może być pierwszą podejrzaną.

"Dozór elektroniczny dla 12-latka?". Plakaty nawołujące do odrzucenia w referendum prawa dot. działań policji
"Dozór elektroniczny dla 12-latka?". Plakaty nawołujące do odrzucenia w referendum prawa dot. działań policji

"Mam na imię Sanija, pochodzę z muzułmańskiej rodziny, jestem aktywna politycznie, zorganizowałam referendum przeciwko ustawie antyterrorystycznej i mam niewyparzoną gębę. Czy jestem podejrzana?" - napisała na Twitterze i uruchomiła lawinę podobnych deklaracji ze strony aktywistów, polityków, ludzi kultury, którzy nazwę nowego prawa z Terrorgesetz (ustawa terrorystyczna) zamienili na Errorgesetz (ustawa błędna).

Ameti urodziła się w 1993 roku w ogarniętej wojną Bośni, skąd w wieku trzech lat uciekła z rodzicami do Szwajcarii. Jej ojciec, opozycjonista, był stale na celowniku tamtejszej policji. Prawniczka opowiada w wywiadach, jak funkcjonariusze włamywali się nocą do ich domu, żeby aresztować ojca. I mówi wprost, że nie chciałaby doświadczyć tego samego w Szwajcarii.

Dlatego stanęła na czele komitetu referendalnego "Stop samowoli policji", któremu udało się zebrać odpowiednią liczbę podpisów (wystarczy 50 tysięcy), aby zakwestionować ustawę, przyjętą przez szwajcarski parlament.

"Fatalny sygnał w świat"

Komitet nie próżnował, punktując poszczególne aspekty ustawy i każde słowo jej orędowniczki Karin Keller-Sutter. Zawrzało w kraju i poza granicami. Przeciwko ustawie protestowali profesorowie prawa, organizacje pozarządowe, do jej rewizji wezwała Rada Europy. Wszystko na nic.

W połowie czerwca Szwajcarzy dali ostateczny wyraz swojego bezgranicznego zaufania do państwa. Podsycany w społeczeństwie od kilku lat strach przed terroryzmem w połączeniu z kryzysową atmosferą pandemii sprawiły, że polityczne hasła o potrzebie bezpieczeństwa i ochrony państwa trafiły na podatny grunt. W referendum, przy wysokiej frekwencji, za ustawą zagłosowało 56 procent obywateli.

Czy to oznacza koniec batalii w społecznym procesie wolność kontra bezpieczeństwo?

Wysłanniczka specjalna Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka Fionnuala Ní Aoláin uważa, że Szwajcarzy, przyjmując ustawę, wysłali fatalny sygnał w świat i mogą stać się wzorem do naśladowania dla autorytarnych reżimów. Amnesty International ostrzega, że ustawa w przyjętym kształcie może prowadzić do prześladowania aktywistów politycznych. Organizacja pozarządowa Operation Libero zapowiada skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Karta do głosowania w referendum z 13 czerwca 2021
Karta do głosowania w referendum z 13 czerwca 2021
Źródło: fot. Agnieszka Kamińska

Jednak w Szwajcarii wola ludu ma moc ostatniej instancji, więc nie ma odwrotu od raz podjętej decyzji. Można jedynie próbować pracować nad samą ustawą, aby wypracować słynny helwecki kompromis. Legislacyjna machina wciąż jest w ruchu. Inicjatywa parlamentarna Partii Zielonych ma doprecyzować definicję działań terrorystycznych zawartą w nowych przepisach. Tymczasem państwo, mając zielone światło od obywateli, robi swoje. Już od jesieni funkcjonariusze Fedpolu, w myśl nowej ustawy antyterrorystycznej, będą mogli prowadzić tajny monitoring treści w internecie. Wszystko w imię bezpieczeństwa.

Czytaj także: