Szef Pentagonu odchodzi. Dzień wcześniej Trump zdecydował o wycofaniu USA z Syrii


Szef Pentagonu James Mattis ogłosił w czwartek swoje przejście na emeryturę pod koniec lutego 2019 roku. Mattis, oznajmiając swoją decyzję oświadczył, że prezydent Donald Trump ma prawo mianować na to stanowisko osobę, której poglądy są bardziej zbieżne z jego własnymi.

James Mattis, który często spierał się z prezydentem Trumpem w fundamentalnych kwestiach związanych z polityką bezpieczeństwa USA, w opublikowanym w czwartek czasu miejscowego (w piątek nad ranem w Polsce) liście ze swoją rezygnacją zaznaczył, że tak jak prezydent ma prawo do mianowania na jego miejsce kogoś "z poglądami bliższymi jego własnych", on z kolei ma prawo do rezygnacji ze stanowiska szefa departamentu obrony.

"Utrzymać międzynarodowy porządek"

68-letni obecnie Mattis, powszechnie ceniony za swój zdrowy rozsądek i odwagę w przeciwstawianiu się prezydentowi Trumpowi, w swoim liście z rezygnacją podkreślił, że "źródłem potęgi Stanów Zjednoczonych są ich związki z sojusznikami, którzy powinni być traktowani z szacunkiem".

Ustępujący szef Pentagonu informując w liście o swojej rezygnacji, podkreślił również, że Stany Zjednoczone powinny mieć "wyraźną świadomość czyhających zagrożeń, w tym niebezpieczeństw ze strony takich grup jak tzw. Państwo Islamskie".

"Musimy zrobić wszystko, co możliwe, aby utrzymać międzynarodowy porządek sprzyjający naszemu bezpieczeństwu, naszemu dobrobytowi, naszym wartościom, a nasze wysiłki w tym celu będą wzmacniane dzięki solidarności z naszymi sojusznikami" - postulował James Mattis w swoim liście przekazanym do wiadomości publicznej w czwartek wieczorem czasu miejscowego.

James Mattis, nazywany w przeszłości przez swoich towarzyszy broni z piechoty morskiej "Mad Dog" (dosł. wściekłym psem), opóźnił ostateczne przejście na emeryturę do 28 lutego przyszłego roku, aby dać prezydentowi czas na znalezienie i nominowanie następcy na jego miejsce w Pentagonie, a Senatowi na zatwierdzenie nominacji jego następcy na stanowisku ministra obrony, do czego wymagana jest zwykła większość głosów w 100 osobowym Senacie.

Trump: ogromnie dziękuję Jimowi

Rezygnację sekretarza obrony skomentował na Twitterze prezydent Donald Trump.

"Podczas kadencji Jima osiągnięty został olbrzymi postęp, zwłaszcza w kwestii zakupów nowego sprzętu wojskowego. Generał Mattis był dla mnie wielką pomocą w nakłanianiu sojuszników i innych państw, by płaciły swoją część zobowiązań wojskowych", stwierdził prezydent USA. "Nowy sekretarz obrony zostanie przedstawiony wkrótce. Ogromnie dziękuję Jimowi za jego służbę!", dodał Trump.

....equipment. General Mattis was a great help to me in getting allies and other countries to pay their share of military obligations. A new Secretary of Defense will be named shortly. I greatly thank Jim for his service!— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) 20 grudnia 2018

Trump wycofuje siły z Syrii

Mattis, emerytowany generał piechoty morskiej, odznaczony za męstwo weteran walk w wojnie w Zatoce Perskiej (1990-1991) w Afganistanie i w Iraku, ogłosił swoją rezygnację w dzień po tym jak prezydent Donald Trump, bez konsultacji z innymi najbliższymi doradcami w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego, z Kongresem i z sojusznikami Stanów Zjednoczonych, ogłosił natychmiastowe wycofanie sił amerykańskich w liczbie około dwóch tysięcy i amerykańskiego personelu z północno-wschodniej Syrii.

Prezydent Trump swoją pośpiesznie podjętą decyzję, o której po raz pierwszy poinformował na Twitterze w środę, uzasadnił tym, że siły koalicji walczącej w Syrii pod wodzą Amerykanów "całkowicie pokonały tzw. Państwo Islamskie" (IS).

Takiej opinii prezydenta Trumpa nie podzielają nawet przedstawiciele jego własnej administracji, w tym specjalny amerykański wysłannik do koalicji walczącej z ISIS Brett McGurk, który tydzień przed niespodziewaną decyzją prezydenta Trumpa zapowiedział, że "Amerykanie pozostaną tam (w północno-wschodniej Syrii - red.) nawet po fizycznym pokonaniu Kalifatu, do czasu kiedy wszystkie elementy znajdą się na miejscu, aby zapewnić, że zwycięstwo (nad tzw. Państwem Islamskim – red.) jest trwałe".

Krytykowana decyzja

Decyzja prezydenta Trumpa o natychmiastowym wycofaniu sił USA z Syrii, porównywana z równie pochopną decyzją jego poprzednika w Białym Domu - prezydenta Baracka Obamy z Partii Demokratycznej o wycofaniu sił amerykańskich z Iraku w roku 2011 - została ostro skrytykowana przez ustawodawców z obu podstawowych amerykańskich partii politycznych reprezentowanych w Kongresie, przedstawicieli ośrodków doradczych i środowisk kluczowych w kształtowaniu amerykańskiej polityki zagranicznej oraz sojuszników amerykańskich w Europie i na Bliskim Wschodzie, jako poważny błąd.

Zdaniem krytyków decyzji Trumpa, krok taki stanowi ustępstwo wobec syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada oraz władz na Kremlu i w Teheranie, które od dawna rywalizują o wpływy w Syrii i w całym regionie Bliskiego Wschodu.

Dodatkowo, zdaniem wielu amerykańskich ekspertów w dziedzinie bezpieczeństwa zbiorowego, decyzja, której Trump nieustępliwie bronił w swoich czwartkowych wypowiedziach i wpisach na Twitterze, wystawia bojowników kurdyjskich wspierających siły specjalne USA walczące z tzw. Państwem Islamskim w Syrii na możliwość ataku ze strony Turcji.

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan, w ub. poniedziałek zapowiedział, że jest w stanie "w każdym momencie" zaatakować kurdyjskich bojowników walczących po syryjskiej stronie granicy.

"WP": decyzja wbrew doradcom

W czwartek amerykański "Washington Post" stwierdził w dwóch odrębnych tekstach, że Donald Trump podjął decyzję o wycofaniu sił USA z Syrii wbrew opinii szefa Pentagonu Jamesa Mattisa i doradców wojskowych oraz ds. bezpieczeństwa.

Prezydent, który uzasadnił nieoczekiwaną decyzję interesami Stanów Zjednoczonych, zdecydował o wycofaniu amerykańskiego kontyngentu z Syrii, mimo iż doradcy wojskowi i do spraw bezpieczeństwa narodowego już kilka miesięcy wcześniej mówili mu, że taki krok byłby "nagły i nierozsądny" - pisze waszyngtoński dziennik.

Trump dał wtedy wojskowym pół roku, a po ośmiu miesiącach nagle ogłosił, że USA wyjdą z Syrii, znowu "wbrew zdaniu tych samych doradców, którzy ostrzegali go w kwietniu, że Rosja i Iran wzmocnią swoje pozycje w Syrii, gdy tylko znikną" Amerykanie - kontynuuje "WP".

W innym artykule dziennik zwraca uwagę, że przeciwnikiem takiego posunięcia był przede wszystkim szef Pentagonu, emerytowany generał Jim Mattis, który niegdyś należał do najbardziej wpływowych doradców prezydenta.

Według "WP" ogłoszenie decyzji w sprawie Syrii było wręcz "oczywistą naganą dla ministra obrony", który przekonywał, że mały kontyngent amerykański powinien zostać w Syrii, ponieważ jego "misja antyterrorystyczna nie jest zakończona" - pisze dziennik, powołując się na rozmowy z obecnymi i byłymi członkami administracji Trumpa.

Autor: mm/adso / Źródło: PAP, tvn24.pl