Kanclerz Niemiec Angela Merkel chce za pomocą planu "różnych prędkości" uratować UE przed rozpadem - pisze niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Według "SZ" Unii grozi niebezpieczeństwo ze strony naśladowców Brexitu, jak i nadgorliwych Europejczyków.
"Aż dwa razy w ciągu kilku ostatnich dni Merkel użyła politycznej formułki, która w kancelariach rządów na kontynencie i u zawodowych interpretatorów polityki europejskiej wywołała spore poruszenie" - zauważa na wstępie autor komentarza Stefan Kornelius.
Podczas szczytu UE na Malcie Merkel powiedziała, że jak pokazuje historia możliwa jest także "Europa dwóch prędkości", w której "nie zawsze wszyscy będą uczestniczyli we wszystkich stopniach integracji" - przypomina szef działu zagranicznego opiniotwórczej gazety. Jak zaznacza, kilka dni później, podczas wizyty w Warszawie Merkel powróciła do tematu, mówiąc, że dwie prędkości w niektórych obszarach integracji istnieją od dawna, a w przyszłości będą pojawiać się jeszcze częściej. "W przypadku Merkel wiadomo, że nawet, jeśli używa zagadkowych sformułowań, to nigdy nie czyni tego bez namysłu. Jeżeli kanclerz odwołuje się do myśli o dwóch prędkościach, to kryje się za tym zasadnicza myśl: w UE toczy się gra o wszystko. Merkel chce stawić czoło tym, którzy chcą zniszczyć wspólnotę" - czytamy w "SZ".
Brytyjczycy vs "nadgorliwi Europejczycy"
Zdaniem Korneliusa obecnie dwie siły "szarpią" UE. Na pierwszym miejscu wymieniają Brytyjczyków, którzy decydując się na Brexit "otworzyli bramę do piekła". Negocjacje Londynu z Brukselą dotyczące przyszłych związków Wielkiej Brytanii z UE mogą się stać wzorem dla tych "zniechęconych do Europy krajów, które chętnie korzystają z dobrodziejstw Unii, lecz odrzucają obowiązki" - pisze autor komentarza. Z punktu widzenia Berlina zaliczają się do nich, oprócz Brytyjczyków, Polacy i Węgrzy - precyzuje Kornelius. Drugą siłą zagrażającą UE są zdaniem autora "nadgorliwi Europejczycy", którzy chcą "bez ustanku pogłębiać integrację i których można znaleźć przede wszystkim w Brukseli". "Merkel uważa obie grupy za podejrzane" - pisze dziennikarz "Sueddeutsche Zeitung". Kanclerz chce więcej współpracy tam, gdzie wspólnie można więcej osiągnąć: w polityce obronnej, ochronie granic, polityce wobec uchodźców - wylicza Kornelius. UE powinna natomiast wycofać się z obszarów, gdzie "przesadziła" w integracji - jak choćby w przypadku regulacji dotyczących łyżeczek do kawy. Zdaniem "SZ" Merkel oczekuje od brytyjskiej premier Theresy May szczegółowych planów dotyczących przyszłych związków Wielkiej Brytanii z UE. "Obie damy przygotowują się do finałowej rozgrywki" - pisze Kornelius. Ostrzega, że May od dawna przygotowuje się do "pokerowej rozgrywki", a niektóre kraje "gotowe są wielkodusznie wyjść je na przeciw, żeby tylko uratować pokój".
"Kto uważa, że może w Unii wszystko blokować, temu trzeba wskazać inne formy współpracy"
Odnosząc się do stanowiska Polski, Kornelius pisze, że Jarosław Kaczyński "ma swoje własne plany względem UE". "(Kaczyński) chce przeforsować szeroko zakrojoną zmianę traktatów, pozbawić władzy Parlament Europejski w Strasburgu, przywróci zasadę jednomyślności w Radzie Europejskiej, co oznacza prawo weta dla każdego kraju" - czytamy w "SZ". "Merkel spogląda na te specjalne życzenia z troską, gdyż w UE istnieje zbyt wiele sił odśrodkowych" - stwierdza autor komentarza. "Dlatego przeciwstawia im formułę różnych prędkości, co - mówiąc bez ogródek, oznacza: kto nie chce brać udziału we wspólnej obronie, ten powinien zostać na zewnątrz, lecz nie powinien blokować" - tłumaczy Kornelius. Stanowisko Merkel zawiera "pragmatyczną esencję": "koniec z polityką prezentów, koncentracja na najważniejszym". Dla Merkel oznacza to połączenie polityki bezpieczeństwa i walki z terroryzmem oraz rozwiązanie problemu migracji - wyjaśnia autor. "Kto uważa, że może w Unii wszystko blokować, temu trzeba wskazać inne formy współpracy" - przytacza Kornelius opinię "z otoczenia kanclerz". To, czy Merkel przeforsuje swoje pomysły, będzie zależało - jak zawsze w Europie - od pieniędzy - przewiduje autor, zaznaczając, że w tej dziedzinie Niemcy mają "najwięcej do powiedzenia". Nowy budżet UE będzie dopiero w 2021, jednak rozmowy o finansowym planowaniu rozpoczynają się już w tym roku - przypomina Stefan Kornelius w "Sueddeutsche Zeitung".
Autor: tmw\mtom / Źródło: PAP