- Turcja zgodziła się zapłacić Rosji 2,5 miliarda dolarów za nowoczesny system przeciwlotniczy S-400 - twierdzi agencja Bloomberg, powołując się na informatora w tureckich władzach. To już kolejny sygnał wskazujący na możliwość zawarcia kontrowersyjnej umowy. Wcześniej Turcy chcieli kupić chińskie systemy HQ-9, ale zrezygnowali pod silną presją NATO. Teraz najwyraźniej idą w jeszcze bardziej kontrowersyjnym kierunku.
Według informatora Bloomberga zawarto już wstępne porozumienie z Rosjanami. Pierwsze baterie S-400 mają dotrzeć do Turcji już w przyszłym roku. Ogólnie porozumienie ma zakładać dostarczenie dwóch baterii z Rosji, złożenie dwóch kolejnych w Turcji z dostarczonych elementów i szeroko zakrojony transfer technologii, na czym szczególnie zależy Ankarze - podaje agencja.
Jak nie Chiny to Rosja?
Porozumienia z Rosjanami nie potwierdziły jednoznacznie tureckie władze. Wszystkie informacje na ten temat pochodzą z Moskwy lub nieoficjalnych źródeł. Nie można więc jeszcze powiedzieć, że z całą pewnością zawarto umowę. Rosyjski przemysł zbrojeniowy często deklaruje, że zawarł porozumienie na eksport swoich produktów, po czym okazuje się, że było to przedwczesne i finalnie do sprzedaży nie dochodzi.
W przypadku S-400 dla Turcji sygnały pojawiają się już jednak od pół roku i są coraz bardziej szczegółowe. W czerwcu Rosjanie informowali, że co do zasady uzgodniono transakcję, ale trwają jeszcze rozmowy nad aspektem finansowym i transferu technologii. Teraz według Bloomberga przynajmniej kwestia ceny już została uzgodniona.
Rozmówca agencji twierdzi, że dopracowanie umowy może zająć jeszcze nawet rok. Rosja rzekomo może dostarczyć pierwszą baterię niewiele później, pod warunkiem, że opóźni dostawę "do innego państwa", dla którego jest już produkowana. Systemy S-400 nie czekają bowiem "na półce", ale są produkowane na zamówienie. Obecnie otrzymuje je wojsko rosyjskie i chińskie.
Rozluźnianie więzi z Zachodem
Ewentualne oficjalne potwierdzenie oferty na pewno wywoła wielkie kontrowersje w NATO. Turcja przynajmniej teoretycznie jest ważnym członkiem Sojuszu, dysponującym jego drugą armią pod względem liczebności (choć nie jakości). Kupowanie uzbrojenia od największego rywala NATO wydaje się być nie do pomyślenia, jednak Ankara najwyraźniej nie ma z tym problemu.
Turcja szuka nowych systemów przeciwlotniczych dla swojego wojska już od wielu lat. W 2013 roku ogłoszono, że będą to chińskie HQ-9, czyli kopia rosyjskich S-300. Wywołało to ostrą reakcję reszty NATO. Podnoszono głównie argument, że chińskich systemów nie będzie można włączyć w sojuszniczą sieć dowodzenia i wyposażyć w specjalne systemy zapewniające identyfikację swój-obcy. Turcy i Chińczycy twierdzili, że to tylko pozory, bo tak naprawdę chodzi o to, że oferta chińska wygrała z ofertą europejskiego konsorcjum oferującego sprzęt zachodni.
Niezależnie od przyczyn krytyki, Turcja w 2015 roku ostatecznie zrezygnowała z HQ-9. Poszukiwania rozpoczęto na nowo i trwają one do dzisiaj. Najwyraźniej ponownie pojawia się szansa na wygraną systemu, który wywoła w NATO ostrą krytykę. Oferta europejska ma przegrywać po raz kolejny ze względu na cenę i niechęć Zachodu do oddania Turcji kluczowych technologii. Rosjanie mają być tańsi i znacznie bardziej elastyczni. Nie ulega też wątpliwości, że S-400 jest prawdopodobnie jednym z najlepszych systemów przeciwlotniczych na świecie.
Potencjalny zakup rosyjskiego uzbrojenia pokazuje, jak bardzo drogi Turcji i Zachodu się rozchodzą. Głównie ze względu na coraz bardziej autorytarny kurs prezydenta Recepa Erdogana, który bardzo niechętnie przyjmuje upomnienia "sojuszników" na temat zachowania zasad demokracji oraz rządów prawa. Dodatkowo silnie rozeszły się interesy Turcji i USA w Syrii, gdzie Amerykanie mocno wspierają Kurdów, traktowanych przez Turków jako śmiertelnych wrogów i terrorystów.
Autor: mk/adso / Źródło: Bloomberg, tvn24.pl