Zawsze są kontrowersje, kto tak naprawdę użył broni chemicznej. Natomiast tutaj jest to mniej trudne do ustalenia, bo zostało użyte lotnictwo syryjskie - skomentował wtorkowy atak z użyciem broni chemicznej w Syrii dr Andrzej Marcin Piotrowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Do takich ataków dochodzi stale przez ostatnie trzy lata. Nie słyszymy o nich, bo są na tyle małe, że nie przyciągają uwagi - dodał w TVN24 BiS Michał Kurpiński, wiceprezes Fundacji Wolna Syria.
Z najnowszego bilansu Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka wynika, że we wtorkowym ataku chemicznym na syryjskie miasto w kontrolowanej przez rebeliantów prowincji Idlib na północnym zachodzie Syrii zginęły 72 osoby.
Kobiety i dzieci wśród ofiar
Wśród ofiar śmiertelnych jest 20 dzieci oraz 17 kobiet, ale ogólny bilans ofiar może jeszcze wzrosnąć, gdyż wielu osób nie można odnaleźć - informuje organizacja z siedzibą w Londynie.
Wcześniej różne szacunki mówiły, że w ataku na miejscowość Chan Szajchun w prowincji (muhafazie) Idlib śmierć poniosło od 58 do co najmniej 100 osób, w tym kilkanaścioro dzieci.
Syryjska opozycja i wiele państw zachodnich winą za atak obarcza reżim prezydenta Baszara al-Asada, który zaprzecza, jakoby stosował broń chemiczną.
USA: dzieło sił Asada
Syryjskie Obserwatorium informowało we wtorek, że ataku najprawdopodobniej dokonały syryjskie lub rosyjskie samoloty.
Według amerykańskich źródeł rządowych w ataku tym użyto sarinu i że "niemal na pewno" było to dzieło sił lojalnych wobec Asada.
Ministerstwo obrony Rosji oświadczyło z kolei, że w Chan Szejchun syryjskie lotnictwo zbombardowało we wtorek arsenał bojowników, w którym wytwarzano amunicję napełnioną trującymi substancjami chemicznymi.
Autor: mm/ja / Źródło: TVN24 BiS, PAP