- Obudziliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Widać było myśliwce, słychać było strzały. Po prostu ogromny chaos, wszędzie był dym - relacjonuje w rozmowie z Reutersem amerykański inżynier Lakshmi Parthasarathy, który przebywa w stolicy Sudanu Chartumie, gdzie od soboty trwają walki między armią rządową a paramilitarnymi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF).
W walkach, według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), zginęły co najmniej 83 osoby, a ponad 1000 zostało rannych. Reuters poinformował, że w niedzielę po południu obie strony konfliktu zgodziły się na trzygodzinną przerwę humanitarną, jednak według świadka, na którego powołuje się agencja, najpierw ostrzał rzeczywiście osłabł, ale później doszło do ciężkich bombardowań.
"Godzina zwycięstwa jest blisko" - napisała armia Sudanu w niedzielnym oświadczeniu.
"Ogromny chaos, wszędzie był dym"
Parthasarathy w rozmowie z agencją Reutera relacjonował, że w weekend w Chartumie panował "ogromny chaos, wszędzie był dym".
- Około godziny 9 rano (w sobotę - red.) słychać było odgłosy, jakby była burza z piorunami. Obudziliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Widać było myśliwce, słychać było strzały. Po prostu ogromny chaos, wszędzie był dym - mówił 32-letni Parthasarathy.
- To było przerażające. Chyba nikt się tego nie spodziewał. Wiele osób po prostu ukrywa się w swoich domach. Wiele ucieka z miasta, wyjeżdża w okolice lotniska. Mam przyjaciół, którzy znajdują się w strefie ciężkich walk i nie mogą opuścić swoich domów. Elektryczność nie działa, internet ledwo. Wszyscy trzymają się z dala od okien – dodał.
- Kiedy otworzyłem okno, zobaczyłem czarny dym - opowiadał z kolei 22-letni wideobloger Maheen. - Wiele osób idzie pieszo z torbami. Wielu ludzi bierze rzeczy z supermarketów, bierze swoje samochody albo autostopa, żeby uciec z miasta - relacjonował w niedzielę.
- Jako podróżnik nie spodziewałem się takiego konfliktu w Sudanie. Podróżowałem po tym kraju przez ostatnie 30 dni - stwierdził.
Rywalizacja między generałami
Jak oceniają eksperci, starcia zbrojne w Sudanie to efekt utajonej rywalizacji między dwoma generałami - rządzącym de facto krajem dowódcą armii Abdelem Fattahem al-Burhane i przywódcą RSF Mohammadem Hamdanem Daglo, znanym jako "Hemedti".
Podczas puczu w październiku 2021 roku obaj generałowie tworzyli wspólny front w celu "ochrony ludności cywilnej przed władzą". Jednak z biegiem czasu Hemedti potępił zamach stanu, stając po stronie cywilów, przez co wszedł w konflikt z al-Burhane. Spór między dwoma najważniejszymi w tym afrykańskim kraju generałami uniemożliwił zażegnanie wewnętrznego kryzysu politycznego.
W ramach proponowanych przez rząd zmian RSF miały zostać wcielone do regularnych sił zbrojnych, ale generałowie nie mogą się zgodzić co do terminu, w jakim ma to nastąpić, a spór przerodził się w walkę zbrojną.
Stany Zjednoczone, Rosja, Egipt, Arabia Saudyjska, ONZ, Unia Europejska i Unia Afrykańska zaapelowały o natychmiastowe zakończenie działań wojennych.
Sekretarz stanu USA Antony Blinken powiedział w sobotę, że konsultował się z ministrami spraw zagranicznych Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a podczas tych rozmów uzgodniono, że konieczne jest natychmiastowe zakończenie działań wojennych bez żadnych warunków wstępnych.
Źródło: Reuters, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Omer Erdem/Anadolu Agency via Getty Images