Izrael. Zakładnicy pozostają w rękach Hamasu. Lishay Lavi o swoim porwanym mężu

Lishay Lavi miała tylko sekundy, aby przekazać swojemu mężowi Omriemu ostatnią wiadomość, zanim został porwany przez bojowników Hamasu, kiedy wdarli się do ich kibucu 7 października.

Kobieta opowiedziała reporterom agencji Reutera, że członkowie islamistycznej grupy, celując z broni palnej, zmusili rodzinę do przejścia do sąsiedniego domu i zabrali jej 46-letniego męża.

- Powiedziałam mu cztery zdania, że go kocham, że będę pilnować naszej córki, że na niego czekam. Powiedziałam mu też: nie bądź bohaterem, bo chcę, żebyś tu wrócił - relacjonowała.

Izraelskie władze twierdzą, że w jednym z najbardziej traumatycznych dni w 75-letniej historii Izraela zginęło ponad 1200 osób, a ponad 240 Izraelczyków i obcokrajowców zostało schwytanych i wziętych jako zakładników w Strefie Gazy.

Izrael rozpoczął ofensywę wojskową w Strefie Gazy, w wyniku której - według władz palestyńskich - zginęło ponad 13 tysięcy osób.

Izraelscy przywódcy wojskowi przyrzekli wyzwolenie jak największej liczby zakładników.

Dla rodzin zakładników dni oczekiwania są trudne. Lavi musi odpowiedzieć na coraz bardziej uporczywe pytania swojej dwuletniej córki Roni na temat tego, co stało się z jej ojcem.

- Pyta, gdzie jest tata. Na początku pomyślała, że tatuś poszedł do pracy. Po dwóch dniach uznała, że tatuś pojechał na wycieczkę. A po dzisiejszym dniu powiedziała, i tak jej mówiliśmy do tej pory, że "tatuś się zgubił" - dodała Lavi.

Większość uwagi świata skupiła się na dzieciach i starszych zakładnikach, ale Lavi stwierdziła, że nie należy zapominać także o mężach i synach zabranych przez bojowników.

- Potrzebuję mojego Omriego z powrotem, potrzebuje mojego mężczyzny. Chcę, aby cały świat zrozumiał, że Omri został zabrany z naszego domu, w bokserkach, bez butów - apelowała Lavi.