Gdy po ataku Hamasu Izrael rozpoczął interwencję zbrojną w Strefie Gazy, Warda Sbeta wraz z rodziną musiała uciekać z domu. W szpitalu Al-Shifa został jej nowo narodzony synek Anas. Przez wiele dni nie było o nim żadnych wieści. - Traciłam nadzieję, że zobaczę moje dziecko żywe – opowiadała Reutersowi Sbeta. Po 45 dniach wreszcie mogła przytulić synka.
Kiedy 7 października Hamas przypuścił atak na Izrael, Anas był leczony w szpitalu Al-Shifa. Gdy Izrael rozpoczął interwencję militarną, jego matka, 32-letnia Warda Sbeta wraz z resztą rodziny musiała uciekać z domu w południowej Gazie. Anas został w szpitalu.
Szybko zaczęło tam brakować prądu, wody, żywności i leków. – Zadzwonili do nas, żebyśmy przyjechali i zabrali dziecko, ale było to dla nas trudne. Droga do Gazy była otwarta, ale powrotna była zamknięta – opowiadała w rozmowie z Reutersem kobieta.
Gdy do szpitala wkroczyły siły Izraela - w związku z podejrzeniami, że jest on wykorzystywany przez Hamas jako baza dla bojowników - rodzina straciła kontakt z lekarzami.
- Nie mieliśmy żadnych wieści o dziecku. Nie wiedzieliśmy, czy żyje. Nie wiedzieliśmy, czy ktoś podaje mu mleko – relacjonowała Sbeta.
O sytuacji noworodków w szpitalu Al-Shifa stało się głośno na całym świecie. Lekarze podnieśli alarm w związku z tragicznymi warunkami tam panującymi, osiem wcześniaków zmarło. Do ewakuacji włączyła się Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), dzieci zostały przewiezione do Rafah przy granicy z Egiptem.
O tym, że trafiają tam dzieci ze szpitala Al-Shifa Sbeta dowiedziała się od innych rodziców przebywających w szkole w Chan Janus, która stała się schronieniem dla setek osób przesiedlonych z północy Gazy.
- Traciłam nadzieję, że zobaczę moje dziecko żywe – opowiadała.
Ewakuacji niemowląt towarzyszył wielki chaos – gdy Sbeta przyjechała do szpitala w Rafah, początkowo nie mogła znaleźć swojego syna wśród dzieci, które właśnie przybyły do placówki. Wraz z mężem gorączkowo sprawdzała listę nazwisk dostarczoną przez ordynatora oddziału. Po 45 dniach rozłąki w końcu znalazła na niej imię Anasa.
- Znowu poczułam, że żyję. Byłam wdzięczna Bogu, że teraz nasze dziecko jest bezpieczne – relacjonowała.
Większość noworodków ewakuowanych do Rafah zostało przewiezionych do Egiptu. Anas również otrzymał taką możliwość, by móc otrzymać dalszą opiekę medyczną. Sbeta nie chciała jednak opuszczać męża i siedmiorga pozostałych dzieci. – Nie mogę ich zostawić tylko z ojcem. On nie będzie mógł się nimi sam opiekować, dlatego byłam zmuszona odrzucić tę propozycję – wyjaśniła.
Spośród 31 dzieci przewiezionych do Rafah ze szpitala Al-Shifa do Egiptu ewakuowano 28. Rzecznik UNICEF James Elder wyjaśnił, że 20 z nich podróżowało bez opieki, a ósemka z matkami.
Elder tłumaczył, że część z 20 dzieci bez opieki to sieroty, w przypadku innych los rodzin jest nieznany.. – To wszystko podkreśla straszliwą sytuację rodzin w Gazie – dodał.
Jak pisze Reuters, we wtorek stan Anasa był na tyle dobry, że mógł opuścić szpital położniczy.
Źródło: Reuters