W USA stracono dwóch więźniów skazanych na karę śmierci - po raz pierwszy od czasu nieudolnej egzekucji w stanie Oklahoma. W kwietniu podana dożylnie mieszanka substancji nie zabiła 38-letniego Claytona Locketta, co wywołało oburzenie i wznowiło debatę na temat zasadności kary śmierci.
Do pierwszej z egzekucji doszło we wtorek w stanie Georgia. Skazany w 1989 r. za gwałt i zabójstwo 15-latka Marcus Wellons zmarł po podaniu mu zastrzyku z trującą substancją.
Kolejny więzień - skazany za dwa zabójstwa John Winfield - został stracony tego samego dnia w Missouri.
Egzekucje wzbudziły większe zainteresowanie niż dotychczas, bo odbyły się po raz pierwszy po tym, jak w stanie Oklahoma śmiercionośny zastrzyk nie zabił więźnia. 38-latek Clayton Lockett po 20 minutach od czasu jego wykonania podniósł głowę i zaczął mamrotać. Zmarł kolejnych 20 później na zawał serca. Po tym wydarzeniu w Oklahomie zawieszono wykonywanie kary śmierci na okres sześciu miesięcy.
Protest przed więzieniem
Sprawa, która nie po raz pierwszy ukazała problemy ze stosowaniem mieszanki trujących substancji w czasie egzekucji, sprawiła, że ponownie rozgorzała debata na temat zasadności kary śmierci.
We wtorek przed więzieniem, w którym stracono Wellonsa, zgromadziła się grupka protestujących przeciwko karze śmierci osób. - To smutny dzień dla całej Georgii. Utrzymujemy barbarzyńskie metody. Nie chodzi tutaj o winę. Wiemy, że skazany jest winny. Tu chodzi o godność ludzkiego życia - wyjaśniał obecny wśród protestujących biskup Rob Wright.
Zgodnie z szacunkami organizacji pozarządowych wraz z Wellonsem i Winfield w USA straconych zostało w tym roku 22 więźniów.
Choć liczba przeciwników kary śmierci rośnie, poparcie dla tej formy kary wciąż jest wysokie i według sondażu Instytutu Gallupa, wynosi ponad 60 proc.
Autor: kg//tka / Źródło: Reuters, tvn24.pl