Rosja montuje koalicję, która dostarczy wojsk lądowych w Syrii - ocenił gość programu "Świat" w TVN24 Biznes i Świat, gen. Stanisław Koziej. Dodał, że decydując się na naloty, Putin wykorzystuje słabość i marazm Zachodu w sprawie Syrii.
Rosyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że lotnictwo Rosji przeprowadziło w środę ok. 20 lotów nad Syrią, rażąc w punktowych atakach osiem celów dżihadystycznego Państwa Islamskiego.
Wcześniej anonimowe amerykańskie źródło wojskowe oznajmiło, że pierwsze rosyjskie naloty w Syrii nie były wymierzone w Państwo Islamskie, lecz w syryjską opozycję wobec prezydenta Baszara el-Asada.
Putin montuje koalicję
- Władimir Putin wykorzystuje słabość Zachodu, ten jego marazm, który od wielu miesięcy obserwujemy - ocenił decyzję Moskwy o rozpoczęciu nalotów w Syrii Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
- Wybrał moment, w którym Baszar al-Asad jest jeszcze w miarę silny, a jednocześnie niezdolny do wytrzymania dużo dłużej. Rosji zależy, aby mieć w Syrii bazy śródziemnomorskie, dlatego postanowił zadziałać - tłumaczył gość programu "Świat".
W opinii byłego szefa BBN, Moskwa ma większe szanse na zakończenie konfliktu w Syrii niż Waszyngton, ponieważ stara się bardziej współpracować z pozostałymi państwami mającymi interesy w tym regionie.
- Krótko przed tą decyzją Putin rozmawiał z Izraelem, Turcją, Arabią Saudyjską i USA, czyli wszystkimi regionalnymi graczami. Już udało mu się zmontować minikoalicję Iran-Irak-Hezbollah-reżim syryjski, czyli tych wszystkich, którzy mogą dać wojska lądowe potrzebne do walki w Syrii. Jeśli jeszcze przyciągnie wojska kurdyjskie, to będzie miał wszystkich, i będzie mógł myśleć o rozwiązaniu tego konfliktu, pogodzeniu interesów politycznych wszystkich regionalnych graczy - podkreślił Koziej.
Zielone ludziki w Syrii?
- Putin mógł również liczyć na osiągnięcie innych celów, związanych chociażby z Ukrainą, uzyskaniem tam jakichś ustępstw. Putin poszukuje wyjścia z kryzysu ukraińskiego, bo dla niego nie jest wygodne trwanie w nim - powiedział Stanisław Koziej.
Byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego spytano, czy możliwe jest, by Rosja poszła krok dalej i zdecydowała się na wysłanie do Syrii tzw. zielonych ludzików, żołnierzy w nieoznakowanych mundurach, którzy mieli kluczową rolę w kryzysie na wschodzie Ukrainy.
- Nie wyobrażam sobie, by Rosja wysłała do Syrii swoje wojska lądowe, z wyjątkiem sił specjalnych - podkreślił gość programu „Świat”. - Sami Rosjanie nie chcą tam się za bardzo angażować, a Rosja wciąż ma kaca strategiczno-politycznego po wojnie w Afganistanie, obserwuje w jakie dramatyczne kłopoty Stany Zjednoczone się uwikłały wchodząc do Iraku i Afganistanu - powiedział.
- Dlatego nieprzypadkowo Rosja montuje siły, które mogą dostarczyć siły lądowe, czyli armii syryjskiej, irackiej i, być może, Kurdów - tłumaczył były szef BBN. - Myślę, że nie obędzie się bez nowego podziału politycznego w Syrii, Irak też trzeszczy w szwach - dodał.
Autor: mm/ja / Źródło: TVN24 Biznes i Świat
Źródło zdjęcia głównego: mil.ru