Słowacki rząd poinformował, że w piątek w kraju obowiązywać będzie żałoba narodowa. Ogłoszono ją w związku ze środową katastrofą drogową, w której zginęło 12 osób. Jak podaje Reuters, to najtragiczniejszy wypadek drogowy w tym kraju w ciągu ostatnich 10 lat. - Cieszmy się z każdej chwili, która została nam podarowana - apelował do Słowaków szef rządu Peter Pellegrini.
Słowacka minister zdrowia Andrea Kalavska, która w czwartek przedstawiła dziennikarzom szczegóły tragedii, poinformowała, że najstarsza ofiara katastrofy miała 70 lat, a najmłodsza 15. Wśród rannych 14 osób nadal jest hospitalizowanych. Stan jednej ocenia się jako zagrażający życiu.
Wspomną "tych, którzy nie wrócili do domów"
Zarządzona przez rząd żałoba narodowa obowiązywać będzie w piątek od godziny 8 do godziny 20 i - jak wyjaśnił premier Peter Pellegrini - ma służyć uczczeniu pamięci tych, którzy "po tragedii nie wrócili do domów".
- Przy opuszczonych flagach wspomnimy wszystkich, którzy wczoraj nagle nas opuścili. Odnieśmy to do własnego życia. Cieszmy się z każdej chwili, która została nam podarowana - powiedział w czwartek Pellegrini.
"Podzielamy ból wszystkich, których dotknęła ta tragedia"
W związku z tragicznym wypadkiem drogowym prezydent Andrzej Duda złożył kondolencje prezydent Słowacji Zuzanie Czaputovej - poinformował w czwartek rzecznik Czaputovej Martin Striżinec.
Striżinec przekazał słowackiej agencji TASR, że Duda złożył wyrazy głębokiego współczucia w imieniu własnym i całego narodu polskiego. "Podzielamy ból wszystkich, których dotknęła ta tragedia. Łączę się w żalu i żałobie z najbliższymi ofiar, a rannym życzę szybkiego wyzdrowienia" – przekazał Andrzej Duda. Kondolencje złożyli również prezydenci Węgier Janos Ader i Czech Milosz Zeman.
Ciężarówka miała być przeładowana
W czasie żałoby narodowej flagi państwowe będą opuszczone do połowy masztu i ozdobione czarnym kirem. Zabronione będą gry hazardowe, a instytucje kulturalne powinny wprowadzić stosowne zmiany w programach - poinformowała agencja słowacka agencja TASR.
Po posiedzeniu rządu minister transportu Arpad Ersek powiedział dziennikarzom, że był na miejscu katastrofy. Ocenił, że nie ma pewności, czy ciężarówka wyładowana gruzem i kamieniami, która uderzyła w bok autobusu przewożącego ponad 30 osób, rzeczywiście była przeładowana. Taką wersję zdarzeń sugerowała w środę wieczorem minister spraw wewnętrznych Denisa Sakova.
Po tragedii policja wszczęła śledztwo w sprawie spowodowania śmierci 12 osób. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów.
Zginęli nieletni
Do kolizji autobusu i ciężarówki doszło w środę po południu, na wąskiej i znanej z wypadków szosie koło miejscowości Nitrianske Hrncziarovce w powiecie Nitra na południowym zachodzie Słowacji. W wypadku zginęły m.in. trzy uczennice z technikum w Nitrze.
Jak poinformowała dyrektor szkoły Dana Kroczkova, wśród ofiar są rodzice innej uczennicy, która trafiła do szpitala. Spośród 12 ofiar śmiertelnych dziewięć pochodziło z miejscowości Koliniany w pobliżu Nitry.
Lekarze poinformowali, że spośród 20 osób, które po środowym wypadku trafiły do szpitala, życie jednej jest bezpośrednio zagrożone. Stan pięciu innych hospitalizowanych jest ciężki. Część rannych po badaniach i niezbędnych opatrunkach wypisano do domów.
Niemal równoczesna tragedia w schronisku
Szef słowackiego rządu zwrócił też w czwartek uwagę na inną tragedię, która również wydarzyła się dzień wcześniej. W mieście Revuca, podczas próby uratowania zwierząt ze schroniska, któremu zagrażała wezbrana rzeka Murań, zginęły trzy osoby.
- Trzy pełne poświęcenia kobiety chciały pomóc żywym istotom i, jest to już niestety potwierdzone, wszystkie trzy utonęły w rzece - zaznaczył premier.
Wypowiedź premiera Pellegriniego o śmierci trzech kobiet w wodach rzeki Murań w Revucy jest pierwszym oficjalnym potwierdzeniem niepowodzenia akcji ratunkowej, która trwała tam w nocy ze środy na czwartek.
Ciało jednej z kobiet znaleziono w środę wieczorem. Zdaniem policji, z którą kontaktowali się dziennikarze portalu Aktuality, zwłok pozostałych dwóch kobiet dotąd nie odnaleziono. Poziom wody w rzece podniósł się w środę na skutek ulewnego deszczu.
Na wiadomość o zagrożeniu pracownicy schroniska dla zwierząt zwrócili się z prośbą o pomoc do ochotników, którzy mogliby się zaopiekować psami. Trzy kobiety współpracujące już wcześniej z placówką odpowiedziały na apel. W środę wieczorem jedna z nich alarmowała przez telefon komórkowy: "Topimy się".
Autor: akw/adso/kwoj / Źródło: PAP, Reuters