Oskarżony o zabójstwo dziennikarza śledczego Jana Kuciaka Miroslav Marczek przyznał się do winy. Na rozpoczętej w poniedziałek głównej rozprawie dotyczącej śmierci Kuciaka i jego narzeczonej prokurator przedstawił główne punkty oskarżenia i opisał przebieg zbrodni.
Według aktu oskarżenia zabójstwo Jana Kuciaka zlecił zasiadający na ławie oskarżonych przedsiębiorca Marian Koczner. Miała być to zemsta za artykuły dziennikarza o jego niejasnych interesach.
Zlecenie, a także zapłatę za zabójstwo miała przekazać znajoma Kocznera, również oskarżona Alena Zsuzsova. Odbiorcą pieniędzy i informacji o Kuciaku miał być odbywający już karę 15 lat więzienia Zoltan Andrusko. W śledztwie współpracował z policją i zawarł umowę z prokuraturą.
Oskarżony przyznał się do winy
Po odczytaniu aktu oskarżenia Miroslav Marczek przyznał się do zabójstwa Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kusznirovej.
Do udziału w zabójstwie dziennikarza nie przyznał się Koczner, który przyjął jedynie zarzut o nielegalnym posiadaniu broni. Zsuzsova także powiedziała, że jest niewinna. Do kwestii swojej winy nie ustosunkował się kolejny oskarżony, były policjant Tomasz Szabo.
Oskarżony przeprasza
Marczek pojawił się na miejscu dla świadków w otoczeniu trzech zamaskowanych i uzbrojonych funkcjonariuszy straży więziennej. - Chcę przeprosić za wyrządzone krzywdy. Nic nie wynagrodzi tego, co zabraliśmy. Jestem świadomy, co zrobiliśmy. Gdy widziałem ich (bliskich ofiar - red.) w telewizji, ból zmusił mnie do myślenia. Przepraszam – powiedział.
Opowiedział o okolicznościach zbrodni. - Trafiłem go w pierś. W kuchni trafiłem także ją - zeznał. Precyzyjnie opisał broń, z której strzelał, mówił także o technicznych szczegółach, które miały spowodować, że będzie ona bardziej cicha.
Opisywał znajomość z Zoltanem Andrusko. - Czy Andrusko powiedział, dlaczego tak ważne jest zabicie Kuciaka? – pytał prokurator Vladimir Turan. - Powiedział tylko, że pisze o rzeczach, o których nie powinien. Nie wiedzieliśmy, kto jest zleceniodawcą. Nie wiedzieliśmy, jak się nazywa. Sądziliśmy, że Kuciak to przezwisko, bo tak nam powiedziano – mówił Marczek.
Przyznał, że razem z byłym policjantem Tomaszem Szabo planowali uprowadzenie dziennikarza. - W każdym przypadku miało się to skończyć zabójstwem, ale tak, żeby nie znalazło się ciało - wyjawił.
Uwagę obecnych na sali sądowej dziennikarzy zwróciło opisywanie przez Marczeka zabójstwa słowem "egzekucja".
Obserwowali dom, ćwiczyli sposób ucieczki
Według aktu oskarżenia Andrusko wynajął Szabo, który już wcześniej współpracował z byłym wojskowym Miroslavem Marczekiem. Kilkakrotnie obejrzeli dom, w którym później zginęli Kuciak i jego narzeczona Martina Kusznirova. Według prokuratury Marczek i Szabo ćwiczyli także sposób ucieczki.
21 lutego 2018 r. wieczorem pojechali do miejsca zamieszkania Kuciaka i czekali na dogodny moment. Około godz. 20.21 Marczek miał wejść do domu i zastrzelić dziennikarza, dwukrotnie trafiając go w klatkę piersiową z pistoletu FEG, kaliber 9 mm, wyposażonego w tłumik domowej roboty. Pojedynczym strzałem w głowę miał zabić Kusznirovą.
Po morderstwie Marczek wsiadł do samochodu, którym kierował Szabo, i wspólnie pojechali na spotkanie z Andruską. Według aktu oskarżenia mieli mu powiedzieć: "załatwione". Dzień później Andrusko miał przekazać to Zsuzsovej, która następnie miała dostać 50 tys. euro od Kocznera i przekazać je Andrusce.
Autor: ft/rzw/kwoj / Źródło: PAP