Naukowcy potwierdzili, że urodzony przed rokiem w amerykańskim oceanarium rekin żarłacz czarnopłetwy posiada DNA tylko swojej matki i przyszedł na świat bez udziału jakiegokolwiek samca. Pikanterii całej historii dodaje fakt, że drapieżnik przyszedł na świat w stanie Wirginia, który wziął swoją nazwę od "Dziewiczej Królowej" Elżbiety I.
Skąd pewność, że to nie oszustwo albo błąd naukowców? Otóż od ośmiu lat w oceanarium w Wirginii nie było samca żarłacza czarnopłetwego. Gdy w maju 2007 roku zmarła samica o imieniu Tidbit okazało się podczas sekcji, że w jej ciele znajdował się mały rekin płci żeńskiej. Maluch zmarł wraz z matką, ale naukowcy z niedowierzaniem odkryli, że posiadał tylko materiał genetyczny matki.
Wyniki wielomiesięcznych badań na ten temat przedstawiono w piątek w fachowym piśmie "Journal of Fish Biology". To drugi udokumentowany przypadek partenogenezy, czyli dzieworództwa, w historii. Pierwszy miał miejsce w zoo w Nebrasce i dotyczył rekina z rodziny młotowatych.
- Pierwszy przypadek nie był szczęśliwym trafem - powiedział doktor Demian Chapman w Uniwersytetu Stanu Nowy Jork, autor opublikowanych w piątek badań. - Całkiem możliwe, że jest to coś [bezpłciowe rozmnażanie - red.], co samice rekinów wielu gatunków robią od czasu do czasu - dodał.
Naukowcy przestrzegają, że te przypadki nie mogą być postrzegane, jako potencjalne rozwiązanie zmniejszania się populacji rekinów wywołanego przez człowieka.
Człowiek wróg rekina
Wbrew pozorom to my jesteśmy dla rekinów znacznie większym zagrożeniem, niż one dla nas. Rocznie dochodzi to kilku śmiertelnych ataków tych wielkich ryb, natomiast my zabijamy je dziesiątki milionów rocznie.
Chodzi tu między innymi o okaleczanie i zabijanie dla cennych płetw, z których robi się potem bardzo drogą i uważaną za symbol luksusu w Azji zupę. Liczba rekinów w morzach i oceanach drastycznie spada.
Rekiny niestety nie mogą liczyć choćby na taką teoretyczną ochronę, jak wieloryby, czyli na moratorium na polowania.
Źródło: CNN, IAR
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu