Południowokoreański żołnierz, który w sobotę zastrzelił pięciu kolegów i ranił siedmiu na posterunku przy granicy z Koreą Płn, a potem uciekł do lasu, został schwytany po nieudanej próbie samobójczej - poinformowało ministerstwo obrony Korei Południowej.
Do strzelaniny doszło w sobotę po godz. 20.00 czasu miejscowego. Lim - jak opisywali świadkowie - poszedł do magazynu broni i wyszedł z granatem. Wyciągnął zawleczkę i nagle rzucił granatem w kierunku grupy kolegów. Granat wybuchł, a Lim po chwili otworzył ogień strzelając z karabinu automatycznego K-2.
Zapanował chaos. Żołnierze zaskoczeni atakiem zaczęli uciekać. Pięciu z nich zginęło, a siedmiu zostało rannych i przebywa w szpitalu. Tymczasem Lim uciekł w kierunku pobliskiego lasu, gdzie próbował popełnić samobójstwo.
- 22-letni sierżant Lim postrzelił się w brzuch, ale żyje i został przewieziony do szpitala - poinformował przedstawiciel resortu, nie ujawniając szczegółów.
Miał status "chronionego i obserwowanego"
Nie są znane motywy, którymi kierował się sierżant, strzelając do kolegów w sobotę ze służbowego karabinu szturmowego K2. Sierżant miał odejść z wojska we wrześniu. Przedstawiciel resortu obrony ujawnił, że miał on status żołnierza "chronionego i obserwowanego", czyli wymagającego specjalnej uwagi. Podstawą nadania takiego statusu są w siłach południowokoreańskich okresowe testy osobowości. Agencja Associated Press pisze, że nic nie wskazuje na to, by w sprawę zamieszana była strona północnokoreańska.
Autor: adso,kło/tr,rzw / Źródło: Yonhap
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY-SA)