Francuskiemu prezydentowi najwyraźniej brakuje do siebie dystansu. Po tym jak został wygwizdany w jednym z departamentów w Normandii, nakazał zwolnić tamtejszego prefekta oraz szefa policji.
Media szeroko rozpisują się o powitaniu, jakie swojemu prezydentowi zgotowali 12 stycznia mieszkańcy normandzkiego Saint-Lo. Według relacji świadków, szef państwa był mocno zdenerwowany przeciągłymi gwizdami pod swoim adresem.
Po tym incydencie pracę stracili dwaj wysocy funkcjonariusze departamentu La Manche w Normandii. Najpierw, w środę, zwolniono prefekta tego departamentu Jean Charbonniaud, a dzień po nim - tamtejszego szefa policji.
Sprawę zwolnień potwierdziło francuskie ministerstwo spraw wewnętrznych.
Pałac dementuje, minister potwierdza
Pałac Elizejski zdementował jednak związek między gwizdami a zwolnieniami.
Inną opinię na ten temat wyraziła minister spraw wewnętrznych Michele Alliot-Marie. W piątek potwierdziła ona, że pomiędzy wygwizdaniem a zwolnieniem funkcjonariuszy zależność jednak istnieje. Jak powiedziała, osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo szefa państwa "nie w pełni adekwatnie" oceniły sytuację i że podczas spotkania z prezydentem zdarzyły się "rzeczy", które "normalnie nie powinny się zdarzyć".
Francuzi pełni oburzenia
Francuzi całą sytuacją są zbulwersowani. Oburzenie zwolnieniami wyraziła nie tylko socjalistyczna opozycja, ale także część zwolenników Sarkozy'ego. Jeden z jego kolegów z rządzącej Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) uznał tę decyzję za "skandaliczną" i "sprzeczną z zamierzonymi celami z politycznego punktu widzenia".
- To godna pożałowania i niesprawiedliwa sankcja - powiedział członek prezydenckiej partii, deputowany UMP z La Manche Philippe Gosselin.
Prasa zauważa, że urzędników zwolniono, mimo że w ubiegłym roku Saint-Lo, stolica departamentu La Manche, plasowało się w czołówce miast o największej skuteczności policji.
Źródło: PAP