Strzały w powietrze, odbieranie siłą sprzętu - tak rosyjsko-osetyjskie siły traktują zachodnich dziennikarzy, którzy usiłują relacjonować wydarzenia w Gori. Na armeńskiej granicy został z kolei zatrzymany reporter "Gazety Wyborczej". - Usłyszałem, że jestem na czarnej liście w WNP - relacjonował w TVN24 Wojciech Jagielski.
- Próbowaliśmy z fotoreporterem Robertem Kowalewskim wyjechać do Armenii. Na granicy usłyszeliśmy, że owszem, fotoreporter może wjechać, ale ja nie mogę i nie mogą mi powiedzieć dlaczego - relacjonował Jagielski z Tbilisi. - Potem zlitowali się nade mną i zdradzili, że jestem na czarnej liście osób, które do Wspólnoty Niepodległych Państw wjeżdżać nie mogą. A znalazło się na tej liście praktycznie dziś.
– Wczoraj bym przejechał - dodał.
Konfiskują sprzęt i samochody
Jeszcze większe obostrzenia w stosunku do dziennikarzy obowiązują bliżej linii frontu. Oddziały rosyjsko-osetyjskie siłą zatrzymały na rogatkach Gori, 60 km od gruzińskiej stolicy Tbilisi, dziennikarzy próbujących filmować wydarzenia w tym okupowanym mieście. Skonfiskowano ich sprzęt i samochody. Przekroczenie granic miasta uniemożliwiono także Tomaszowi Kanikowi, wysłannikowi TVN24 w rejon konfliktu. Wcześniej fotograf agencji Reuters informował, że zakazano mu wejścia do portu Poti, skąd płynęły doniesienia o rosyjskich żołnierzach wysadzających okręty gruzińskiej floty wojennej.
Martwe zawieszenie broni
Jeszcze dwa dni temu rosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew, jak i jego gruziński odpowiednik Micheil Saakaszwili przekonywali o końcu działań wojennych. Ale już kilka godzin później zaczęły spływać niepokojące informacje o przemieszczających się wojskach rosyjskich i ich wsparciu dla jednostek osetyjskich separatystów. Według ostatnich doniesień, siły rosyjskie koncentrują się blisko centrum Zugdidi, w zachodniej Gruzji; nadal przebywają w Poti. W ich rękach pozostaje także miasto Gori.
Źródło: Reuters, TVN24