W ciągu zaledwie kilku miesięcy tego roku zmarło już ośmiu oligarchów. Podobieństwo okoliczności ich śmierci każe się zastanawiać, czy rzeczywiście były to samobójstwa i nieszczęśliwe wypadki, jak głosi oficjalna wersja wydarzeń. Oto krótkie podsumowanie tego, co wiadomo w tej sprawie.
O tym, że Kreml potrafi pozbywać się niewygodnych osób, dowodów nie brak. W putinowskiej Rosji w mniej lub bardziej zagadkowych okolicznościach ginęli politycy, dziennikarze, dawni agenci czy biznesmeni. Ostatnie miesiące to czarna seria zgonów wśród rosyjskich oligarchów.
Aleksander Subbotin
Na początku ubiegłego tygodnia media obiegła wiadomość o śmierci Aleksandra Subbotina. Miliarder miał leczyć się ze skutków nadużywania alkoholu u pary szamanów. Sesje odbywały się w mieszkaniu w podmoskiewskiej miejscowości Mytiszcze, a "terapia" zakładała m.in. nacięcie skóry i wprowadzenie w ranę jadu ropuchy. Po takim zabiegu Subbotin rzekomo zaczął się skarżyć na ból serca, ale od szamana dostał tylko tajemnicze krople i zalecenie, by leżeć. Ostatecznie mężczyzna zmarł. Był członkiem zarządu Łukoil Trading House LLC (jednej ze spółek zależnych koncernu naftowego Łukoil), a następnie właścicielem New Transport Company, którą w 2020 r. przejął jego starszy brat Walerij Subbotin, wcześniej wiceprezes Łukoilu.
Andriej Krukowski
Tydzień wcześniej podczas górskiej wędrówki miał spaść ze skały Andriej Krukowski, 37-letni dyrektor należącego do Gazpromu ośrodka wypoczynkowego Krasnaja Polana niedaleko Soczi. To właśnie tam Władimir Putin i inni wysoko postawieni rosyjscy politycy podobno najbardziej lubią przyjeżdżać ze znajomymi na narty.
Władysław Awajew
18 kwietnia znaleziono ciało Władysława Awajewa, kremlowskiego urzędnika i byłego wiceprezesa Gazprombanku. To trzeci największy bank Rosji i jeden z głównych pośredników w międzynarodowych płatnościach za gaz i ropę. Awajew - a także jego żona i 13-letnia córka - zostali znalezieni martwi w swoim luksusowym apartamencie w Moskwie. Kontrolowana przez rosyjski rząd agencja informacyjna TASS podała, że panował tam nieporządek, na ciałach widniały rany postrzałowe, a multimiliarder trzymał w ręku broń palną. Według wstępnego śledztwa doszło do rozszerzonego samobójstwa: Awajew miał najpierw zabić rodzinę, a potem siebie.
Siergiej Protosenia
Podobny przebieg zdarzeń miał mieć miejsce zaledwie dzień później w przypadku Siergieja Protosenii. Przy czym ten milioner rzekomo ranił śmiertelnie nożem żonę i 18-letnią córkę, a następnie powiesił się w ogrodzie willi wynajmowanej przez nich w hiszpańskim kurorcie Lloret de Mar. - Mój ojciec nie jest mordercą - powiedział jednak brytyjskim mediom syn oligarchy Fiodor. To on, nie mogąc się dodzwonić do matki, zaalarmował hiszpańską policję. Śledczy również nie wykluczają udziału osób trzecich. Siergiej Protosenia pełnił niegdyś funkcję członka zarządu spółki Novatek, będącej największym w Rosji niezależnym producentem gazu ziemnego. Wkrótce po jego śmierci firma wydała oświadczenie, w którym nazwała Protosenię "wybitną osobą i wspaniałym rodzinnym człowiekiem", a także wyraziła przekonanie, że "spekulacje, które narosły w mediach wokół tej sprawy, pozostają bez związku z rzeczywistością".
Wasilij Mielnikow
Teorię o rozszerzonym samobójstwie wysnuto również na temat Wasilija Mielnikowa, miliardera zarządzającego koncernem medycznym MedStom. Przedsiębiorstwo mocno ucierpiało wskutek sankcji nałożonych na Rosję przez Zachód. Ciała oligarchy, jego żony i dwóch małych synów (lat 4 i 10) znaleziono z ranami kłutymi w ich drogim mieszkaniu w Niżnym Nowogrodzie 24 marca. Krewni i sąsiedzi Mielnikowa, którzy wypowiedzieli się dla prasy, nie wierzą, by był on odpowiedzialny za zabicie członków rodziny.
Michaił Watford
W przypadku Michaiła Watforda żona i dzieci przeżyły, jego samego jednak znaleziono pod koniec marca powieszonego w garażu domu w Surrey w Wielkiej Brytanii. Watford zmienił nazwisko po przeprowadzce na Wyspy, wcześniej nazywał się Tołstoszeja. Urodził się na terenie dzisiejszej Ukrainy, a miliony zbił na ropie i gazie już po upadku Związku Radzieckiego. Był dobrym znajomym Władimira Putina.
Aleksander Tiuliakow
Trzy dni przed śmiercią Watforda, tuż po inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę, powieszonego w garażu pod Petersburgiem znaleziono także Aleksandra Tiuliakowa. Obok ciała leżał list pożegnalny, na podstawie którego policja stwierdziła samobójstwo. Na miejscu pojawili się też prowadzący własne śledztwo funkcjonariusze jednostek bezpieczeństwa Gazpromu. Tiuliakow zajmował wysokie stanowisko menedżerskie w tej spółce.
Leonid Szulman
Gazpromem zarządzał również Leonid Szulman, otwierający tegoroczną serię zgonów wśród oligarchów. Jego ciało oraz list wskazujący na samobójstwo znaleziono w domku letniskowym jednak 30 stycznia, a więc kilka tygodni przed wybuchem wojny.
Dlaczego giną?
Liczba przypadków śmierci rosyjskich prominentów w ostatnim czasie wywołała w mediach spekulacje, jakoby stała za nimi administracja Kremla, a być może nawet sam Putin. Nie byłby to pierwszy raz. W 2017 r. w "USA Today" ukazał się raport pokazujący, że w ciągu zaledwie trzech lat zmarło lub zaginęło aż 38 oligarchów. W 2020 r. głośno było o próbie otrucia Aleksieja Nawalnego, lidera rosyjskiej opozycji. Również Igor Wołobujew, wiceprezes Gazprombanku, który uciekł do Ukrainy, stwierdził niedawno, że samobójstwa Awajewa i Protosenii zostały upozorowane.
"Nie jest wykluczone, że wysoko postawieni ludzie w elicie władzy Rosji zacierają ślady finansowych oszustw i drenażu środków z publicznych firm" - można przeczytać z kolei w raporcie Warsaw Institute, think tanku zajmującego się Rosją i polityką bezpieczeństwa.
Brakuje jednak dowodów na poparcie tej tezy, podobnie jak nie ma dowodów na to, by do śmierci biznesmenów przyczyniły się osoby trzecie. Zastanawiać może, że żaden z nich nie wypowiadał się publicznie w krytyczny sposób na temat wojny w Ukrainie - ale też żaden nie został objęty zachodnimi sankcjami nałożonymi w wyniku tej wojny.
Źródło: Deutsche Welle, Fortune, TVN24.pl