Z Rosji przyleciał nie ten czołg. Rodziny żołnierzy wściekłe


Nagłośnione przez izraelskie władze sprowadzenie z Rosji czołgu, utraconego 34 lata temu podczas walki z syryjskim wojskiem, zmienia się z politycznego sukcesu premiera Benjamina Netanjahu w aferę. Okazuje się, że to nie ta maszyna, której spodziewały się rodziny żołnierzy, którzy zaginęli podczas bitwy z Syryjczykami.

Gabinet premiera twierdzi teraz, że nigdy nie sugerował, iż sprowadzany z Rosji czołg jest tym, którego załoga przepadła bez wieści. Jednak wbrew stanowisku współpracowników Netanjahu, premier wcześniej wielokrotnie wypowiadał się w ten sposób, że rodziny żołnierzy i nie znający dokładniej tematu obywatele mogą teraz poczuć się wprowadzeni w błąd.

Bolesne nieporozumienie

Premier mówił między innymi, że bliscy zaginionych "od 34 lat nie mają po nich śladu, ani grobu, który mogliby odwiedzić. Ten czołg to jedyna pamiątka po tej bitwie". Stwierdził też, że rodziny żołnierzy będą mogły go "dotknąć i wspomnieć poległych". Prawdą jest, że Netanjahu rzeczywiście nigdy nie powiedział, iż ten konkretny czołg jest tym, którego załoga zaginęła bez wieści. Tak przedstawiały to jednak wszystkie izraelskie media. Takie było powszechne przekonanie w Izraelu. - Rodziny zaginionych żołnierzy są w stanie wrzenia. Po co była ta cała afera? Od kiedy usłyszałam o zwrocie tego czołgu nie mogłam spać. Podczas ceremonii w Rosji Netanjahu powiedział, że rodziny będą mogły dotknąć czołgu i wspomnieć swoich bliskich. Wiedział wtedy, że to nie ta maszyna, ale my nie wiedzieliśmy. Dopiero następnego dnia dowiedziałam się, jaki jest numer seryjny czołgu i zdałam sobie sprawę, że to nie ten - powiedziała "Jerusalem Post" Perhia Heyman, siostra zaginionego czołgisty Yehuda Katza. Izraelskie wojsko i Rosjanie mieli już od dawna wiedzieć, że będący przedmiotem afery czołg, nie jest tym, którego spodziewają się rodziny. Jeszcze w latach 90. delegacja z Izraela zbadała maszynę stojącą w muzeum broni pancernej w podmoskiewskiej Kubince i doszła do wniosku, że to owszem jedna z tych straconych podczas bitwy o Sultan Yacoub, ale nie ta, której załoga zaginęła.

Z trzech czołgów został jeden

Los trójki czołgistów pozostaje nieznany. Ostatni raz widziano ich w 1982 roku, podczas triumfalnej parady na ulicach syryjskiej stolicy, Damaszku. Pokazywano tam sprzęt zdobyty na Izraelczykach podczas wojny w Libanie. Największymi trofeami były trzy czołgi M48A5 Magach III, które wpadły w ręce Syryjczyków podczas odwrotu izraelskiego wojska pod Sultan Yacoub. Na jednym z nich wieziono trzech rannych czołgistów, po których słuch później zaginął. Do dzisiaj są uznawani za zaginionych w walce. Dwa z trzech zdobytych czołgów zostały później przewiezione do ZSRR w celu zbadania. Choć same w sobie były starą amerykańską konstrukcją, to Izraelczycy głęboko je zmodernizowali i dodali wiele nowoczesnych rozwiązań. Jedna maszyna miała zostać rozstrzelana podczas prób na poligonie. Druga trafiła do muzeum Kubinka, a teraz została zwrócona Izraelowi. Ślad po drugim czołgu przewiezionym do ZSRR zaginął. Ten, który został w Syrii, przez wiele lat stał jako pomnik w Damaszku, jednak od lat nie ma informacji o jego losie. W chaosie wojny domowej mógł zostać zniszczony. Jest więc prawdopodobne, że ta konkretna maszyna poszukiwana przez Izraelczyków już nie istnieje.

Autor: mk\mtom / Źródło: Jerusalem Post, tvn24.pl