Rodzina królewska w ogniu krytyki. Za publiczne pieniądze promowała markę odzieżową księżniczki

Źródło:
PAP

Rodzina królewska, wydatki dworu, pokaz mody organizowany przez księżniczkę i sprzyjające rządowi media oraz policja stały się obiektem krytyki Tajlandczyków. W czwartek protestujący przeciwko tajskiemu establishmentowi mieszkańcy Bangkoku zorganizowali trzy nowe wiece.

Najważniejszym punktem czwartkowych wystąpień w Bangkoku był protest przeciwko przeznaczeniu w budżecie na 2020 rok 29 miliardów bahtów (929 milionów dolarów) na potrzeby dworu królewskiego. Organizatorzy wieców poinformowali o tym na podstawie doniesień miejscowych mediów.

Pierwsze zgromadzenia zorganizowano przed gmachem prorządowego konglomeratu medialnego Nation Multimedia Group, któremu opozycjoniści zarzucają manipulacje relacjami na temat antyrządowych protestów. Drugi wiec odbył się też w dystrykcie handlowym Pathun Wan, gdzie demonstranci wyrażali sprzeciw wobec brutalności policji.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE

Uczestnicy trzeciego protestu, zorganizowanego w biznesowej dzielnicy Silom, protestowali przeciwko przeznaczeniu publicznych środków na promowanie marki odzieżowej, której właścicielką jest córka króla Ramy X, księżniczka Sirivannavari Nariratana. Ministerstwu handlu zarzucono wydanie, w ramach przeznaczonych dla dworu środków, 13 mln bahtów na zagraniczną promocję ubrań należącej do księżniczki firmy.

Wiec odbył się w dniu prezentacji jej nowej kolekcji mody w jednym z pięciogwiazdkowych hoteli. Uczestnicy protestu sparodiowali pokaz, wykorzystując do tego czerwony dywan mający kojarzyć się z wybiegiem dla modelek.

Wszelka krytyka monarchii i członków rodziny panującej jest w Tajlandii prawnie zakazana, a za obrazę majestatu grozi do 15 lat więzienia. Mimo to podczas trwających od lipca prodemokratycznych protestów król jest po raz pierwszy w historii kraju otwarcie i publicznie krytykowany.

W poniedziałek protestujący w Bangkoku przemaszerowali pod ambasadę Niemiec, by przekazać dyplomatom listy, w których domagali się sprawdzenia, czy król Maha Vajiralongkorn złamał prawo podczas swoich długich pobytów w Bawarii. Wcześniej szef niemieckiego MSZ podkreślił, że jego rząd przeciwstawia się prowadzeniu polityki obcych państw z terytorium Niemiec. Demonstranci domagali się także, by rząd w Berlinie wyjaśnił, czy monarcha powinien zapłacić podatek od spadku odziedziczonego po zmarłym w 2016 roku ojcu, jak nakazuje to niemieckie prawo.

Zapoczątkowane przez organizacje studenckie prodemokratyczne protesty trwają w Tajlandii od połowy lipca, lecz nasiliły się w połowie października. Ich uczestnicy żądają ustąpienia blisko związanego z armią rządu, przeprowadzenia nowych wyborów oraz reform politycznych, w tym ograniczenia roli króla i złagodzenia przepisów o obrazie majestatu. Podkreślają także konieczność zmian w konstytucji, w tym procedury wyboru premiera, którego obecnie nominuje de facto rządząca Tajlandią junta.

Ustrój demokratyczny panuje w Tajlandii od 1932 roku, kiedy obalono monarchię absolutną, lecz dziedziczny władca pozostaje niezwykle wpływowy. Kluczową rolę w rządzeniu krajem odgrywają pozostający w sojuszu z tronem wojskowi, którzy od 1932 roku dokonali kilkunastu udanych zamachów stanu. Obecny szef rządu, generał Prayuth Chan-ocha, przejął władzę na drodze wojskowego przewrotu w 2014 roku. Po pięciu latach rządów armii kierowana przez niego partia wygrała częściowo wolne wybory, zorganizowane na podstawie napisanej przez siebie konstytucji.

Autorka/Autor:asty\mtom

Źródło: PAP