"Najpierw był wybuch. Podniosłam głowę. Wszystko pojaśniało, jakby płonęło niebo"


Tego dnia rzucili ponoć mleko w proszku. Żona Sulejmana poszła na targ Markale. Ich córeczka miała rok. O 12.10 na stragany spadły pociski moździerzowe. Ulice spłynęły krwią. Zginęła kobieta i 67 innych osób, a ponad 140 zostało rannych. Dziś mija 21 lat od jednej z największych masakr dokonanych przez Serbów. I dziś, jak co roku, mieszkańcy Sarajewa znów przyniosą tam kwiaty.

Sarajewo było oblężone. Mijał właśnie 22. miesiąc od momentu, w którym na otaczających je wzgórzach pojawili się Serbowie. Ze swych okopów, niezagrożeni, wykonywali egzekucję miasta. Dzień w dzień, w stolicę Bośni uderzały tysiące pocisków moździerzowych i granatów. Wszędzie czaili się snajperzy. Mieszkańcy ostrzegali się przed nimi, tworząc własne oznaczenia. „Pazi snajper” (Uwaga snajper), "Run or R.I.P." (Biegnij, lub spoczywaj w pokoju) - pisali na ścianach bloków i słupach.

W drugim roku wojny zabrakło miejsc na cmentarzach. Ludzi chowano w parkach. Wycięte drzewa, krzaki szły na opał, na ogrzanie domów. Zima 1994 roku była sroga. Paraliżował mróz i strach. Strach było wyjść za dom, by wykopać marchew, ziemniaki, rzepę na zupę. Gdy trzeba było wyjść dalej, lepiej było się pożegnać z rodziną.

Nic nie było takie jak kiedyś, poza targiem warzywnym Markale w centrum. W czasie wojny tylko tam można było kupić produkty pierwszej potrzeby. Za chlebem nierzadko stało w kolejce kilkaset osób. Tak jak 5 lutego 1994 r. Ludzie usiłowali kupić mleko, kawę lub odrobinę oliwy. Cokolwiek. O godz. 12.10 od strony wzgórz zajmowanych przez Serbów nadleciały pociski moździerzowe. W ciągu pięciu minut uderzyło ich kilka.

"Wszystko pojaśniało, jakby płonęło niebo"

Advija Mujarić, mieszkanka Sarajewa: - Pracowałam tam, by wykarmić rodzinę. Pamiętam to. Najpierw był wybuch. Podniosłam głowę. Wszystko pojaśniało, jakby płonęło niebo. Potem przyszedł podmuch, poczułam niewiarygodny ból i upadłam na ziemię. Jeszcze chwilę byłam przytomna, potem straciłam świadomość. Obudziłam się dopiero w szpitalu. Nigdy tego nie zapomnę. Wciąż źle się czuję. Do dziś chodzę o kulach - mówiła w rocznicę masakry przed rokiem w rozmowie z bośniackimi mediami.

"Targ przypominał rzeźnię"

Selver Żulczić, handlarz do dziś pracujący na Markale: - Sprzedawałem tego dnia rzepę. Na targu były setki ludzi. Podszedł do mnie człowiek. Chciał kilogram. Odwróciłem się, by mu ją dać. Usłyszałem niewiarygodną eksplozję. Gdy na niego spojrzałem, już nie żył. Targ przypominał rzeźnię. Wszędzie krew, kawałki ciał, wrzask ludzi wzywających pomoc. Ja też zostałem ranny. Upadłem po chwili. Odłamki raniły mnie w ramię i udo. Nigdy mi ich nie wyjęli - mówił po latach w wywiadzie z dziennikiem "Dnevni Avaz".

"Poszedłem do kostnicy. Leżała tam. Swoje dzieci wychowałem będąc i ojcem, i matką"

Sulejman Crnczalo, mieszkaniec Sarajewa: Usłyszeliśmy tego dnia, że na targu można dostać mleko w proszku. Umówiliśmy się z żoną, że po nie pójdzie. Potrzebowaliśmy go dla naszych dzieci. Ja zostałem by się nimi opiekować. Wyszła o 8.30 rano i miała szybko wrócić do domu. Nie wracała i zorientowałem się, że coś jest nie tak. Zostawiłem dzieci i wyszedłem, by ją odnaleźć. Po drodze ktoś mi powiedział, że na Markale doszło do tragedii. Szedłem ulicą pokrytą krwią. Wszędzie były fragmenty zwłok, strzępy ubrań, buty. Balustrada (na skraju chodnika, przy wejściu na targ) była cała we krwi, jakby ktoś ją wymalował na czerwono. Nie było żadnych zwłok, powiedziano mi, że wszystkie już zabrano. Nie chciałem wierzyć, że nie żyje. Pojechałem do szpitala, szukałem jej na liście rannych, ale nie znalazłem. Lekarz powiedział mi, żebym poszedł do kostnicy. Leżała tam. Swoje dzieci wychowałem będąc i ojcem, i matką.

Tak o tragedii mówił przed sądem w kwietniu 2010 r. w czasie procesu Radovana Karadżicia – przywódcy bośniackich Serbów oczekującego obecnie na wyrok w Hadze za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, w tym za masakrę na Markale.

"Do dziś są ze mną. Wszyscy ci martwi ludzie"

Abid Koczević, nauczyciel muzyki z Sarajewa: To była sobota. Kończyłem wcześnie pracę i postanowiłem, że pójdę na rynek kupić coś na kolację. Usłyszałem eksplozję i skończyłem na ziemi. Straciłem przytomność. Gdy otworzyłem oczy, zrozumiałem, że żyję. Ludzkie zwłoki leżały na stołach i pod nimi. Ze stołów zwisały wnętrzności. Ludzie ich po prostu nie mieli. Nikt nie wydał dźwięku, wokół była cisza. Wszyscy tylko leżeli. Ta cisza to było niedowierzanie. Dopiero po chwili ktoś zaczął krzyczeć. Okazało się, że gdzieś dalej leży wielu rannych. Wołali ze wszystkich stron. Ja ledwo żyłem. Nie mogłem ruszać nogą. Też byłem ranny. Nie miałem siły wołać, ale na szczęście zewsząd zaczęli się zbiegać ludzie. Ktoś przeszedł koło mnie. Chwyciłem go za nogawkę. Wtedy mnie podnieśli, zapakowali z innymi na samochód i zawieźli do szpitala. Tam od razu na salę operacyjną. Do dziś są ze mną. Wszyscy ci martwi ludzie.

Tzw. sarajewska róża - wypełnione czerwonym woskiem miejsce, w które w czasie wojny uderzył pocisk moździerzowy lub granatAdam Sobolewski | tvn24.pl

Tak masakrę w rozmowie z sarajewskim dziennikiem "Oslobodżenje" opisał Abid Koczević, nauczyciel, który wyszedł w południe tego dnia z budynku szkoły oddalonej o 100 metrów od Markale.

"Nie powiedziałam mu, że tam byłam. Jadłam ze strachu, by wypełnić pustkę"

Senka Kurt, dziennikarka "Oslobodżenja": Pamiętam, że miałam wtedy iść na rynek i kupić makaron, ale zawróciłam i weszłam najpierw do redakcji (położonej kilkaset metrów dalej – red.). Tam, na górze, redaktor naczelny kazał mi zawrócić i iść na Markale mówiąc, że coś się właśnie stało. Pobiegłam. Dziś pamiętam z tego prawie wyłącznie barwy. Czerwień na sukniach kobiet, niebiesko-zielone samochody dostawcze, na które przenoszono ludzi. Wtedy też chyba pierwszy raz – i to pamiętam wyraźnie – reporterzy i operatorzy zachodnich mediów rzucili swoje kamery i zaczęli nam pomagać. Wróciłam i naczelny kazał mi pisać. Nie mogłam. "Zduś to w sobie i pisz", powiedział. Potem wieczorem jadłam w domu kanapkę. Oglądałam zdjęcia z Markale w telewizji. Ojciec zapytał mnie, jak mogę jeść. Nie powiedziałam mu, że tam byłam. Jadłam ze strachu, by wypełnić pustkę.

Zachód potępił i nic nie zrobił

W ataku moździerzowym na Markale 5 lutego 1994 r. zginęło 68 osób, a ponad 140 zostało rannych. Zdjęcia z sarajewskiego rynku obiegły świat. Sekretarz generalny ONZ wymógł jeszcze tego samego dnia na dowództwie NATO decyzję o rozpoczęciu nalotów na pozycje serbskie wokół Sarajewa. NATO zapowiedziało, że to żądanie spełni.

Nic takiego jednak się nie stało. Serbowie, którzy winą za ostrzał obarczyli oddziały bośniackie prowadzące na obrzeżach Sarajewa walkę z nimi, przerwali jednak ogień w kolejnych dniach być może przeczuwając, że dowództwo NATO się waha i nie chce się angażować w wojnę. Zachód – jak to miał w zwyczaju – wyraził tylko „oburzenie” i zażądał już po raz któryś zakończenia oblężenia miasta – wtedy strefy bezpieczeństwa ONZ.

Minęło kilka tygodni. Mieszkańcy Sarajewa jeszcze nie otrząsnęli się z szoku, gdy Serbowie znów zaczęli bombardowania i zasypywanie miasta pociskami. Zaatakowali nawet francuski konwój przebywający w mieście. W tym ataku nikt nie zginął, a jedyną odpowiedzią na ostrzał Serbów było zniszczenie jednego ich czołgu przez brytyjskie myśliwce.

Sarajewo latem. Na pierwszym planie jeden z cmentarzy muzułmańskichAdam Sobolewski | tvn24.pl

18 miesięcy później Markale znów we krwi

Potrzeba było jeszcze wielu ofiar, by coś się zmieniło. 28 sierpnia 1995 roku, 18 miesięcy po najbardziej krwawym ataku przeprowadzonym na Sarajewo w czasie wojny, serbskie pociski znów spadły na Markale. Tym razem zginęły 43 osoby, a 75 zostało rannych. Dopiero wtedy NATO włączyło się w konflikt.

W samym Sarajewie w czasie wojny lat 1992-95 zginęło ponad 11,5 tys. osób. Około 50 tys. mieszkańców miasta zostało rannych; dziesiątki tysięcy dzieci – osieroconych.

Atak na Markale 5 lutego 1994 r. nie był największą zbrodnią popełnioną na ludności cywilnej w czasie wojny w byłej Jugosławii. Do aktów ludobójstwa dochodziło wielokrotnie wcześniej i wielokrotnie później. W brutalności nikt nie dorównał Serbom, ale mordowali też Chorwaci i Boszniacy (bośniaccy muzułmanie). W lipcu 1995 r. w enklawie Srebrenicy serbskie wojska wymordowały osiem tysięcy muzułmańskich mężczyzn i chłopców. Dziś setki krewnych wciąż jeszcze szukają w ziemi ich szczątków.

W Sarajewie 5 lutego, nieprzerwanie od 21 lat, ludzie przynoszą na rynek kwiaty. Na Markale warzywa, owoce, domową rakiję, chleb i mleko sprzedają ci sami handlarze, którzy tamten dzień i tamtą wojnę przeżyli.

Markale w centrum Sarajewa. Zdjęcie z lipca 2014 r.Adam Sobolewski | tvn24.pl

Autor: Adam Sobolewski/i / Źródło: tvn24.pl