Rahul Gandhi zastąpił swoją matkę Sonię na czele Indyjskiego Kongresu Narodowego. Nowy szef kontynuuje polityczną dynastię Nehru-Gandhich sięgającą niepodległości kraju. Przed nim zadanie odbudowy 132-letniej partii, która walczy o przetrwanie.
"Rahul Gandhi, zindabad! Niech długo żyje!" - wykrzykiwał w poniedziałek tłum działaczy zgromadzony na ulicy Akbar 24 w centrum Delhi, gdzie znajduje się siedziba Indyjskiego Kongresu Narodowego.
W poniedziałek, 11 grudnia, upłynął termin ewentualnego wycofania nominacji na szefa najstarszej indyjskiej partii i tym samym Rahul Gandhi stał się nowym przewodniczącym Partii Kongresowej. Zastąpił swoją matkę, Sonię Gandhi.
Złączone losy
19 lat temu pod tym samym adresem członkowie partii cieszyli się z wyboru Soni na przewodniczącą Indyjskiego Kongresu Narodowego. Kandydatura pochodzącej z Włoch wdowy po zamordowanym Rajivie Gandhim była desperacką próbą odwrócenia losów partii, która przegrała wybory w 1996 roku. Zdawało się, że magia nazwiska politycznej dynastii Nehru-Gandhich, nazywanych indyjską rodziną Kennedych, była jedynym atutem Soni. Jednak na prawie dwie dekady stała się ona najważniejszą osobą w Indiach, z tylnego siedzenia sterując kolejnymi rządami Kongresu.
Losy rodziny Nehru-Gandhich, partii Kongresowej i współczesnych Indii są nierozerwalnie złączone. Patriarcha rodu Motilal Nehru walczył o niepodległość kraju, stojąc na czele założonej w 1885 roku partii i dwukrotnie był jej prezydentem. Jego syn Jawaharlal został pierwszym premierem niepodległych Indii, a jego córka Indira pierwszą kobietą na tym stanowisku. Właśnie od Indiry Gandhi, która przyjmuje nazwisko męża, zaczyna się seria tragicznych wypadków porównywanych z historią rodziny Kennedych. Indira ginie w zamachu w 1984 roku, a jej syn Rajiv siedem lat później.
Teraz historia zatacza koło, gdyż syn Soni, tak jak matka, obejmuje stery partii w momencie kryzysu. W 2014 r. Kongres przegrał wybory parlamentarne, uzyskując 44 mandaty. W kolejnych wyborach stanowych partia systematycznie traci wpływy.
W świadomości Indusów wizerunek "wielkiej, starej partii" dawno zastąpiła tzw. kultura Kongresu oznaczająca korupcję, kumoterstwo i politykę dynastyczną. W partii awansują synowie i córki polityków kosztem zdolnych działaczy.
"Władza jest trucizną"
Rahul, nazywany "księciem", jest w polityce od 2004 roku. Wygrał wtedy wybory do parlamentu z Amethi, okręgu wyborczego matki. Dziewięć lat później zostaje wiceprzewodniczącym partii Kongresowej i prowadzi kampanię wyborczą, ponieważ 68-letnia Sonia podupada na zdrowiu. Wydaje się, jakby wbrew swojej woli został wrzucony do politycznego kotła. W oficjalnej przemowie przyznaje, że "władza jest trucizną".
Kampania jest usłana licznymi wpadkami i niezręcznościami, które wykorzystują przeciwnicy sprawnie poruszający się w mediach społecznościowych. Rahul jawi się jako niezdecydowany i miękki w porównaniu z twardym, płomiennym mówcą Narendrą Modim.
Po sromotnej porażce, gdy Indyjska Partia Ludowa (BJP) zdobywa samodzielną większość, Rahul na 56 dni znika z życia publicznego. W Amethi, gdzie uzyskuje 46 proc. głosów, na murach budynków pojawiają się plakaty z jego wizerunkiem opatrzone podpisem "Zaginiony, poszukiwany".
Zdaniem Hartosha Singh Bala, komentatora politycznego z miesięcznika "The Caravan", Rahul czuje się nieswojo w otoczeniu starych polityków i nie potrafi nawiązywać skutecznych sojuszy poza partią. Tymczasem partyjni spece od publicznego wizerunku próbują kreować 47-latka na "bijące serce młodych Indii".
Kiedy Rahul wraca z dwumiesięcznej banicji, stara się ocieplić wizerunek i bierze udział w antyrządowych protestach rolników. Podczas spotkania z diasporą w Kalifornii otwarcie mówi o tradycji dynastii w Indiach, które obecne są nie tylko w polityce, ale również przemyśle i kinie Bollywood.
- Tak funkcjonują Indie. Właściwym pytaniem jest raczej, czy taka osoba jest predysponowana (do roli polityka) i wrażliwa na los innych - podkreśla.
Przemyślane błędy
W stanie Gudżarat, gdzie długo rządził obecny premier Indii, trwają wybory, które mogą zdecydować o przyszłości partii. Ku zaskoczeniu komentatorów Kongres dogonił tam w sondażach rządzącą Partię Ludową.
Nowy przewodniczący Kongresu przemyślał swoje błędy. Podkreśla swoją religijność i unika przemów na wiecach. Płomienne mowy wygłaszają za niego partyjni oratorzy. Bardzo aktywny jest za to w mediach społecznościowych i stara się mieć bezpośredni kontakt z wyborcami, którzy zaczynają kwestionować politykę gospodarczą rządu.
Autor: tas/adso / Źródło: PAP